Borderlands: The Pre-Sequel – za mało na kontynuację, za dużo na dodatek - Strona 2
Dwa lata po premierze Borderlands 2 świat ujrzy nie trzecia odsłona serii, lecz The Pre-Sequel – swoisty spin-off umiejscowiony między „jedynką” a „dwójką”. Sprawdzamy, czy księżyc planety Pandora zaoferuje nam tak samo ciekawe atrakcje, jak ona sama.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Borderlands: The Pre-Sequel! - Destiny na wesoło
Igraszki w stanie nieważkości
Zatem jakie atrakcje czekają nas na powierczhni Elpis? Jak widać choćby na pierwszym zwiastunie Borderlands: The Pre-Sequel, mamy do czynienia z ciemną, posępną i pozbawioną atmosfery skałą. Niemniej nie należy obawiać się samych monotonnych lokacji – skaliste pustkowie zostanie urozmaicone chociażby rzekami lawy czy różnymi zabudowaniami i innymi śladami działalności człowieka (a zwłaszcza korporacji). No i pozostaje jeszcze wspomniana wcześniej gigantyczna siedziba Hyperiona. Co więcej, brak atmosfery w połączeniu z niższą niż na Pandorze grawitacją przekłada się na ciekawe innowacje w mechanice rozgrywki. Po pierwsze, protagonista będzie uzależniony od posiadanych zasobów tlenu – kurczące się powietrze trzeba będzie uzupełniać (chociażby z ciał wykończonych przeciwników) bo inaczej czeka nas śmierć przez uduszenie się. Po drugie, niewielkie przyciąganie sprawi, że nasze skoki będą bardzo wysokie, co pozwoli nam prawie latać.
Poprzednie spotkanie z Przystojnym Jackiem okazało się najwyraźniej niewystarczająco, skoro studio Gearbox postanowił dopisać wcześniejszy rozdział jego opowieści.
A propos latania – bohater zostanie wyposażony w plecak rakietowy, dający mu sposobność do spędzenia nad powierzchnią gruntu jeszcze większej ilości czasu. Nie zdołamy jednak dzięki niemu polecieć aż na Pandorę, jako że do jego napędzania zostanie wykorzystany tlen z tej samej butli, która zapewnia nam oddychanie. Z innych ciekawostek – w każdej chwili będziemy mogli przerwać lot poprzez naciśnięcie przycisku odpowiedzialnego za kucanie, by z wielką mocą przygrzmocić w ziemię, rażąc falą uderzeniową wrogów w określonym promieniu. Nasze możliwości w tym zakresie ulegną nieznacznemu modyfikowaniu poprzez dopasowywanie nowego rodzaju przedmiotów do umieszczania w oknie ekwipunku (Oz kit). Ponadto problem z tlenem będzie dotyczył również naszych przeciwników, toteż „headshoty” nabiorą strategicznego znaczenia – w wielu wypadkach strzał w szybkę będzie mógł zakończyć żywot celu. Innowacje nie ominą także dostępnego arsenału – do efektów żywiołów dodane zostanie zamrażanie (nieprzyjaciela, którego uda się skuć lodem, łatwo będzie roztrzaskać na kawałki), a w dodatku między głównymi rodzajami oręża znajdzie się broń laserowa, odznaczająca się tak efektownością, jak i efektywnością w działaniu.
Fantastyczna czwórka
Wróćmy jeszcze myślami do początku przygody, jaka czeka nas z The Pre-Sequel, czyli okna wyboru klasy postaci. Wciąż nie wspomniałem bowiem o być może najważniejszej nowości: studio 2K Australia odda do naszej dyspozycji czworo niedostępnych wcześniej bohaterów. Pierwszy z nich to Wilhelm (The Enforcer), wysoce zcybernetyzowany i ciężko opancerzony typ, dysponujący potężną siłą ognia, która zapewnia mu zarówno to, co aktualnie dzierży we własnych dłoniach, jak i działka wysuwające się z jego zbroi. Osoby, które grały w Borderlands 2, być może właśnie przypominają sobie osobnika o takim imieniu... i być może właśnie trochę się krzywią na to wspomnienie. Kolejna grywalna postać to Athena (The Gladiator), quasi-antyczna wojowniczka uzbrojona w miecz plazmowy i tarczę kinetyczną. Ta druga okaże się szczególnie użyteczna, jako że absorbuje część obrażeń, a także da się korzystać z niej na sposób Kapitana Ameryki – czyli ciskać niczym dyskiem. Tę postać mogliśmy przedtem spotkać jako jednego z NPC-ów zlecających misje w dodatku The Secret Armory of General Knoxx do pierwszej części Borderlands.