autor: Terrag
Testujemy wersję beta gry Starbound, czyli kosmiczną Terrarię - Strona 4
Beta długo oczekiwanej gry Starbound, okazała się całkowitym sukcesem - przynajmniej w kwestii zainteresowania. Testujemy produkt i sprawdzamy czy ten szum jest uzasadniony.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Martwią również pewne założenia koncepcyjne, w wyniku których aktualnie w każdym z odwiedzanych światów istnieje życie, a każda z planet w obrębie danego systemu oferuje te same złoża rud do wydobycia. Próżno szukać tu gazowych gigantów czy toksycznych atmosfer, które nie mają mieszkańców i których eksploracja jest niemożliwa bez specjalistycznego wyposażenia. Wyjątek stanowi system kontroli ciepła, sprawnie warunkujący przeżycie na zimniejszych ciałach niebieskich i motywujący do spędzania nocy przy ognisku. Zwiedzając świat gry, można odnieść wrażenie, że zarówno fabularne wstawki znajdywane w stojących na regałach księgach, jak i sadzonki, rośliny czy potrawy, a także spotykane na planetach dekoracje tworzone są w myśl zasady: „mamy działający szablon, więc zróbmy za jego pomocą kilkadziesiąt obiektów, nieważne, czy będą mieć jakiekolwiek praktyczne zastosowanie”.
Należy jednak pamiętać, że gra będzie rozwijana nie tylko w trakcie beta-testów, ale również długo po premierze. Nie jest to aż tak dziwne, zważywszy na ilość zawartości, jaką twórcy zdążyli obiecać, a na wprowadzenie której nie mieli do tej pory czasu. Wystarczy chociażby wymienić kolejne „nagrody”, jakie pojawiały się w miarę wzrostu liczby zamówień przedpremierowych – znajdziemy wśród nich siódmą rasę czy szczątki prehistorycznych i wymarłych zwierząt, które z wykorzystaniem odpowiednio zaawansowanej technologii uda się wskrzesić. Dzięki prowadzonym przez Chucklefish streamom, wiemy również, że w planach są specjalne wiertła, laser górniczy, a nawet... gravity gun. Spore zmiany obejmą również aktualnie dość „płytkich” mieszkańców planet, którzy w końcu powinni doczekać się innych zastosowań niż tylko kilka rzucanych okazyjnie losowych tekstów. W planach jest także opcja oznaczania na mapie gwiezdnej odwiedzanych planet. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, z czasem gracz dostanie szereg ważkich powodów zarówno do osiedlania się, jak i do kontynuowania podboju kosmosu.
Z całą pewnością statki również doczekają się modyfikacji, ale ciężko spekulować nad ich kierunkiem, ponieważ rozważane przez twórców koncepcje zmieniały się już kilka razy. Przypuszczalnie w miarę postępu dostaniemy możliwość dobierania kolejnych „modułów” powiększających przestrzeń roboczą naszego mobilnego centrum dowodzenia.
Jednego Starboundowi odmówić nie można – potencjału. Mamy tu wszystkie elementy, które mogą zadecydować o sukcesie tytułu i jego długiej żywotności. Ogromny obszar do eksploracji, wypełniony po brzegi generowaną losowo zawartością, i brak jakichkolwiek ograniczeń. Mówiąc krótko – sandbox pełną gębą. Faktem jest, że przed studiem Chucklefish jeszcze bardzo dużo pracy – raz, że trzeba doprowadzić obecny build do stanu używalności i zbalansować wszystko praktycznie od zera. Dwa – wprowadzić masę zapowiedzianych, ale nadal oczekujących na implementację rzeczy. Uwzględniając dotychczasowe tempo rozwoju projektu i fakt, że pierwsza „data premiery” ustalana była na koniec 2012 roku, nie zdziwiłbym się, gdyby Starbound wyszedł z bety dopiero po kilkunastu miesiącach. Czego tak naprawdę życzę zarówno sobie, jak i Wam, Drodzy Czytelnicy, bo długa – sukcesywnie ulepszana z pomocą społeczności – beta jest dokładnie tym, czego na tę chwilę potrzeba temu tytułowi.
Terrag | GRYOnline.pl