Pierwsze wrażenia z testów dodatku Reaper of Souls do gry Diablo III - Strona 3
Po kilkunastu godzinach spędzonych w Reaper of Souls możemy stwierdzić, że Blizzard idzie dobrą drogą. Ogrom zawartości w pierwszym rozszerzeniu Diablo III budzi respekt.
Przeczytaj recenzję Recenzja dodatku Reaper of Souls – mrocznego rozszerzenia do Diablo III
Tryb przygodowy
Nowy tryb rozgrywki skierowany jest do tych osób, które mają dość mordowania się z kampanią i chcą w szybkim tempie wzbogacić się o nowe przedmioty. Po wybraniu tej opcji gra wyłącza standardowe questy fabularne i oferuje w ich miejsce nastawione na ciągłą sieczkę kontrakty. Znika również podział na akty – użytkownik od razu uzyskuje dostęp do wszystkich lokacji, a podróż pomiędzy nimi ułatwia prosta w obsłudze mapa świata z zaznaczonymi punktami teleportującymi.
Kontrakty odnawiane są przy ponownym odpaleniu trybu, więc można powtarzać je w nieskończoność. Żeby nie było nudno, zarówno lokacje, w których pojawiają się zadania (maksymalnie pięć na jedną krainę), jak i cel wyzwań, przed jakimi staje gracz, są za każdym razem losowane. Rodzajów misji mamy raptem kilka, ale nie stanowi to większego problemu. Najczęściej musimy ubić określoną liczbę stworów i ukrywającego się gdzieś czempiona. Rzadziej trafia się czyszczenie lochu ze wszystkich okupujących go monstrów lub zaliczenie pomniejszego wydarzenia (eventu), znanego z kampanii.
Niezaprzeczalną zaletą modułu jest ilość nagród, jaka czeka na śmiałków gotowych podjąć wyzwanie. Podczas walki ochoczo sypią się nie tylko przedmioty i klejnoty, ale również złoto. Każda misja nagradzana jest potężną liczbą punktów doświadczenia i kilkudziesięcioma tysiącami monet, a na tym nie koniec. Bijąc stwory, jesteśmy w stanie znaleźć klucze otwierające przejścia do ukrytych lokacji z bossami, a także dodatkową walutę w postaci odłamków. Te ostatnie można wymieniać u czekających cierpliwie w kryjówce handlarzy na tajemnicze przedmioty. Przed kupnem tego typu oręża znamy jedynie jego ogólny typ – kolor, rodzaj i afiksy ujawniane zostają dopiero po zakończeniu transakcji. Rezultat tej loterii jest oczywiście trudny do przewidzenia. Często w ekwipunku ląduje niebieski śmieć, bardzo rzadko (ale jednak!) jakaś legenda.
Klucze to zupełnie inna bajka. W każdej kryjówce stoi nefalemski obelisk, który przenosi do losowo generowanego, kilkupoziomowego lochu, gdzie czeka jakiś potężny boss. Zanim jednak dojdzie do ostatecznej konfrontacji, trzeba przebić się przez monstrualną liczbę rywali, co trwa około dwudziestu minut. Zaletą tego trybu jest jego duża losowość. Gra łączy w niekontrolowany sposób kolejne segmenty, więc po skorzystaniu z przejścia w katedrze możemy nagle wylądować w kanałach znajdujących się pod Kaldeum. Również pojawiające się w tym wariancie stwory to czysta loteria. Reaper of Souls dorzuca do jatki przeciwników z wszystkich aktów bez wyjątku – dotyczy do również wieńczących rajd szefów.
Zgodnie z zapowiedziami autorzy kompletnie przemodelowali system poziomów mistrzowskich, eliminując ich górną granicę, ale też przypisując jeden paragon wszystkim postaciom. Kolejne poziomy nie podnoszą już współczynników odnalezienia złota / magicznych przedmiotów, zamiast tego pozwalając rozwinąć jeden z szesnastu współczynników, rozłożonych po równo w czterech odrębnych grupach. Usprawniony system nie tylko umożliwia skupienie się na kluczowych dla naszego buildu atrybutach, ale daje również duży bonus na start nowo utworzonym bohaterom. Aby przeniesione z podstawki postacie mogły zdobywać kolejne poziomy mistrzowskie, muszą one najpierw zaliczyć dziesięć dodatkowych, standardowych leveli.
Krótkie podsumowanie
I to w zasadzie byłoby wszystko. Mimo poświęcenia dodatkowi kilkunastu godzin mam wrażenie, że ledwie liznąłem zawartych w nim atrakcji – zabrakło czasu na sprawdzenie w boju starych, doświadczonych postaci, jak również na dotarcie krzyżowcem do siedemdziesiątego poziomu. Do tematu niewątpliwie wrócimy w niedalekiej przyszłości i wówczas przeanalizujemy dokładnie, co ma do zaoferowania Reaper of Souls. Zamknięta beta dopiero wystartowała, więc sporo rzeczy jeszcze się zmieni, jeśli jednak miałbym oceniać dodatek po tym, co już zobaczyłem, z pewnością nota byłaby bardzo wysoka. Widać, że Blizzard mocno przyłożył się do tego rozszerzenia – jestem skłonny pokusić się nawet o stwierdzenie, że jest on tym samym dla Diablo III, czym Lord of Destruction był dla „dwójki”. Czy powtórzę to po premierze, to na razie kwestia otwarta.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl