Pierwsze wrażenia z testów dodatku Reaper of Souls do gry Diablo III - Strona 2
Po kilkunastu godzinach spędzonych w Reaper of Souls możemy stwierdzić, że Blizzard idzie dobrą drogą. Ogrom zawartości w pierwszym rozszerzeniu Diablo III budzi respekt.
Przeczytaj recenzję Recenzja dodatku Reaper of Souls – mrocznego rozszerzenia do Diablo III
Znane już doskonale akty z pierwowzoru nie uległy żadnym poważnym zmianom – na dobrą sprawę jedyną istotną różnicą jest zmodyfikowana walka z Mahdą, która przestała narzucać na siebie chroniące przed ciosami pole siłowe i zamiast tego przywołuje większą liczbę podległych jej sług. Po staremu walczymy też z Belialem. Autorzy najwyraźniej doszli do wniosku, że rozwiązanie rodem z konsol, gdzie kamera obniża się i aktywnie podąża za naszym śmiałkiem, w pecetowej wersji nie ma racji bytu.
Odnośnie aktu piątego uczucia na razie mam mieszane. Od strony fabularnej wypada on tak sobie – po epickiej walce z Diablo lądujemy jak gdyby nigdy nic w Zachodniej Marchii i bez zbędnych ceregieli rozpoczynamy kolejny etap sieczki na polecenie Tyraela – tym razem ze sługusami posiadającego Czarny Kamień Dusz Malthaela. Gra nie przekonała mnie, że kryje się w tym jakiś głębszy sens. Kapitalne wrażenie robią natomiast lokacje. Sporo tu łażenia po ulicach oblężonego przez stwory miasta, a przytłaczający, klaustrofobiczny klimat nasuwa momentami skojarzenia z gotycką „jedynką”, choć mimo wszystko nie postawiłbym obu tych produkcji obok siebie. Długość nowego rozdziału porównywalna jest z pierwszym i drugim, co akurat powinno zadowolić malkontentów, narzekających na zbyt krótki pobyt w Bastionie. Miłośników fabuły ucieszy też wieść o bardzo dużej liczbie rozmaitych eventów – zdarza się, że w jednej dzielnicy metropolii pojawiają się nawet trzy nieobowiązkowe zadania poboczne.
Krzyżowiec
Kilkanaście godzin spędzonych z krzyżowcem nie pozwala jeszcze na wyciągnięcie ostatecznych wniosków, ale co do jednego nie ma absolutnych wątpliwości – to prawdziwa maszyna do zabijania. Nowy bohater preferuje walkę kontaktową z użyciem kiścieni, choć nie ma żadnych przeciwwskazań, by zamiast kuli przytwierdzonej łańcuchem do trzonka wcisnąć mu do ręki inne rodzaje oręża. Dzięki odblokowywanej już na dziesiątym poziomie umiejętności pasywnej paladyn może używać broni dwuręcznych w zestawie z tarczą, choć za tę opcję płaci się spadkiem prędkości ruchu. Tarcze również pełnią kluczową rolę w wyposażeniu bohatera, a niektóre zdolności bez niej w ogóle nie działają.
Krzyżowiec posiada bardzo uniwersalny zestaw skilli, co oznacza duże pole manewru w konstruowaniu builda. Sporo w nim umiejętności defensywnych (oślepienie lub unieruchomienie wrogów, wzmocnienie odporności postaci na kilka sekund), ale i w ofensywie śmiałek ten radzi sobie wyśmienicie. Autorów czeka jeszcze sporo pracy w zbalansowaniu zdolności, co dobrze widać na przykładzie niebiańskiej furii, zsyłającej na pole bitwy promień świętej energii. W zestawie z pierwszą runą ten skill to absolutne przegięcie. Mimo że mój podopieczny musiał się na Hardzie mocno namachać podczas walki ze standardowymi stworami, elity nie miały żadnych szans po odpaleniu tego średniowiecznego działa jonowego. Dość powiedzieć, że wszystkich bossów od Ghoma w górę załatwiłem właśnie w ten sposób, a starcia trwały raptem kilka sekund. Podobnie jest na wyższych poziomach trudności. Po odpaleniu trybu przygodowego (o którym więcej za moment) i ustawieniu poprzeczki na Master wykonanie pierwszego z brzegu kontraktu stało się bajecznie proste. Wymagany do ubicia elitarny stwór padł w mgnieniu oka, choć załatwienie tradycyjną metodą zwykłego szkieletu z dostępnym na 40 poziomie orężem wymagało siedmiu, ośmiu uderzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że krzyżowcem do tej pory grało mi się nadzwyczaj dobrze i z pewnością poświęcę mu dużo więcej uwagi.
Dodatek przynosi też kilka zmian u pozostałych bohaterów. Podniesienie podstawowego poziomu doświadczenia do „siedemdziesiątki” pozwoliło upchnąć w schemacie rozwoju dodatkowego skilla aktywnego i aż trzy pasywne. Na sprawdzenie wszystkich związanych z tym atrakcji zabrakło mi jednak czasu – do tematu wrócimy już niedługo i wówczas napiszę więcej o zmianach, jakie w związku z tym czekają znanych z podstawki weteranów.