autor: Andrzej Jerzyk
Delta Force: Helikopter w Ogniu - przed premierą - Strona 2
Kolejna, czwarta gra z serii Delta Force. Akcja oparta została na autentycznych wydarzeniach związanych z operacjami wojskowymi „Restore Hope” oraz „Task Force Ranger”, które miały miejsce w 1993 roku w Somalii.
Przeczytaj recenzję Delta Force: Helikopter w Ogniu - recenzja gry
Autorzy gry postawili sobie za cel przede wszystkim jak najwierniejsze oddanie realiów pola bitwy, przez co nie mamy co liczyć na uniknięcie trafienia naszego helikoptera przez RPG w środku walki (co w filmie kilka razy się zdarzyło). Podobnie nierealne będzie przebiegnięcie kilkudziesięciu metrów ulicami Mogadiszu bez narażenia się na śmiertelne trafienie. Somalijska milicja, mimo ogromnej różnicy w wyposażeniu i wyszkoleniu, posiada olbrzymią przewagę liczebną i doskonałą znajomość terenu, przez co nie uświadczymy w grze scen podobnych do tych z „Commando” i Schwarzenegger’a swobodnie zabijającego setki przeciwników nadbiegających z każdej strony. Swoją drogą ciekawie brzmią deklaracje Novalogic, według których wiele godzin poświęcane jest na doskonalenie oddanego w grze specyficznego zachowania oddziałów z którymi przyjdzie nam walczyć. Wiadomo przecież, że taka milicja posiada inny wachlarz zachowań niż doborowa grupa komandosów i przykładowo porusza się bardziej chaotycznie, często wybiegając wprost pod ogień przeciwnika. Oprócz tego czeka nas jeszcze inna niespodzianka - w grze wystąpią również cywile, co we wcześniejszych grach z tej serii nie miało dotychczas miejsca.
Podobnie pieczołowicie oddane zostaną elementy wyposażenia wojsk, doskonale odpowiadając tym, którymi posługiwali się żołnierze w 1993 roku. Do naszej dyspozycji oddane będą ponadto różne pojazdy i helikoptery, jak również będziemy mogli przejąć kontrolę nad karabinem kaliber 50 mm osadzonym na szczycie wojskowego Hummera (doskonałe sceny w filmie). Takie dodatkowe atrakcje zawsze dodają grze uroku i pozostaje tylko mieć nadzieję, że tych wehikułów będzie jak najwięcej. Umieszczenie ich w grze umożliwiło zastosowanie poprawionego engine z ostatniej ich gry zatytułowanej Comanche 4, przez co gra nie zadowoli się byle jakim chipem na karcie grafiki. Każdemu chętnemu do gry więc radzimy zaopatrzyć się w GeForce 4, ewentualnie GeForce 3 - to i tak wymóg czasu, jako że większość nowych gier akcji niezbyt radośnie spotyka się z gorszym "hardware'owym" przyjęciem. Ale też Delta Force: Black Hawk Down odwdzięczy się nam za odpowiedni zakup: poprawiony engine ma między innymi zapewnić realistyczny wygląd żołnierza na każdym rodzaju terenu, także np. podchodząc pod wzniesienie będziemy widzieli zupełnie inny efekt niż podczas poruszania się po równinie.
Silny akcent kładą programiści Novalogic na tryb multiplayer w grze. Rozgrywka po LANie może przybrać zarówno formę deathmatch’u, jak i gry cooperative. Oczywiście będziemy mogli używać wszystkich pojazdów i śmigłowców, wcielając się zarówno w członków Delty, Rangersów czy popularnych fok (Navy SEALs). Nie wiadomo jeszcze, czy będzie można pograć Somalijczykami, a szkoda byłoby, gdyby takiej możliwości nie było – odwrócenie ról w tym wypadku na pewno wyglądałoby niezwykle ciekawie.
W naszym świecie, gdzie niemal codziennie najważniejszym newsem jest doniesienie z frontów wojny kochanego prezydenta Bush’a z terrorem, taka gra pozwoli nam na włożenie małego wkładu w jego misję. Przecież w grze sterujemy poczynaniami elitarnych amerykańskich jednostek wojskowych w walce o pokój na świecie... Jeżeli ktoś nie wie, czy warto na tą grę czekać, proponuję mu obejrzenie filmu „Helikopter w ogniu”. Jeśli nie poczuje się poruszony, to może faktycznie lepiej zrobi, szukając sobie jakiejś innej rozrywki. Dla wszystkich prawdziwych mężczyzn pozostaje oczekiwanie na zaplanowaną na czwarty kwartał tego roku premierę gry Delta Force: Black Hawk Down.
Andrzej „Jeż” Jerzyk