Graliśmy w Titanfall - kolosalnie dobry multiplayer na targach gamescom 2013 - Strona 2
Pół godziny z nową grą współtwórców sukcesu serii Call of Duty nastroiło nas bardzo pozytywnie. Titanfall to jedna z najciekawszych gier targów. Znowu.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Titanfall - dynamicznego FPS-a twórców serii Call of Duty
Prawdziwa masakra zaczyna się jednak dopiero po zrzuceniu tytanów. Każdy z uczestników meczu może poprosić o desant mecha po upływie trzech minut – w pewnym momencie na plac boju trafia więc kilka jednostek tego typu i zabawa zamienia się w ogłuszający festiwal wybuchów. Piloci w bezpośrednim starciu z ogromnymi maszynami są praktycznie bez szans na przetrwanie, a jeśli nieopatrznie znajdą się na linii strzału, natychmiast zostają podziurawieni jak sito. Niszczenie mechów staje się więc absolutnie kluczowe, bo nawet jeden, o ile jest sprytnie prowadzony, pozwala drużynie przechylić szalę zwycięstwa na jej korzyść. Tak było w drugim z rozegranych na gamescomie meczów, gdzie po kilku minutach potyczki praktycznie nie dopuszczaliśmy rywali do głosu. Inna sprawa, że nie prezentowali oni wysokich umiejętności.
Piloci nie są na szczęście zupełnie bezbronni w walce z tytanami. Fakt, w wymianie ognia na otwartej przestrzeni wynik takiego pojedynku okazuje się z góry przesądzony, ale żołnierze mogą też prowadzić ogień z wnętrz budynków, a także wykonać manewr pozwalający siąść wrogiemu mechowi na ramieniu i po zniszczeniu umieszczonych tam przewodów na dobre uziemić maszynę. Tego typu zagrania wymagają sporego treningu (mnie udało się ta sztuka tylko raz), ale za to eliminują zagrożenie szybciej niż podczas tradycyjnego upuszczania oleju rywalowi.
Wszystkie misje w Titanfallu będą fabularyzowane, co ma stanowić zadośćuczynienie firmy Respawn Entertainment za brak tradycyjnego singla – twórcy śmiało posługują się określeniem „campaign multiplayer”. I faktycznie, zanim ruszymy do akcji, jesteśmy świadkami króciutkiego wprowadzenia, a podczas meczu słyszymy komunikaty dotyczące oskryptowanych wydarzeń, np. pojawienia się wrogiego statku na niebie. Zmagania zawsze wieńczy epilog, w którym wykonujemy zadanie dodatkowe, niezwiązane z wcześniejszą misją. W naszym przypadku była to ewakuacja na pokładzie powietrznego transportowca – przeciwnicy starali się natomiast za wszelką cenę do niej nie dopuścić. Potem gra podsumowuje nasze działania i przedstawia je na tabeli wyników. Konkretne akcje wyceniane są inaczej – najcenniejsze jest oczywiście zniszczenie tytana.
Półgodzinne spotkanie z Titanfallem niezwykle pozytywnie nastawiło mnie do tej gry. W ostatnich latach pierwszoosobowe strzelaniny w trybie multiplayer męczyły mnie tak mocno, że praktycznie je odstawiłem. Omawiany produkt ma dużą szansę to nastawienie zmienić – choć trudno mówić o oryginalnych pomysłach, rozgrywka wydaje się tchnąć świeżością. Duża w tym zasługa niezwykle dynamicznej walki i znakomitej oprawy graficznej – Battlefield 4 to nie jest, ale gra prezentuje się bardzo ładnie. Niecierpliwie wyglądam momentu, kiedy będzie mi dane sprawdzić w akcji pełną wersję. Oby Respawn nie kazał na nią zbyt długo czekać.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl