autor: Asmodeusz
Graliśmy w Total War: Rome II - test pierwszej minikampanii - Strona 3
Najnowsza strategia od Creative Assembly wprowadza wiele usprawnień do wypracowanej przez lata formuły. W kampanii wprowadzającej przetestowaliśmy zarówno warstwę strategiczną jak i dowodzenie legionem w trakcie bitew.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Total War: Rome II - tryumfalny powrót do Rzymu
Sama walka nie uległa większym zmianom od czasów Total War: Shogun II. Nadal dowodzimy poszczególnymi oddziałami, obserwując pole bitwy „z lotu ptaka” i zmieniając szyk jednostek wchodzących w skład armii. Raz na kilka minut oddziały mogą skorzystać z różnych zdolności specjalnych, takich jak skrócony czas przeładowania dla strzelców czy też tymczasowo poprawiona siła ataku dla ciężkiej piechoty. Powraca oczywiście klasyczna formacja żółwia (testudo), zwiększająca odporność legionistów na obrażenia. Występuje ona w dwóch formach: ofensywnej, stosowanej do ataku na fortyfikacje, i defensywnej, unieruchamiającej nasz oddział, ale czyniącej go przy tym praktycznie niewrażliwym na ostrzał. No, przynajmniej do czasu, aż przeciwnik podciągnie machiny miotające. Starcia podobnie wyposażonych i doświadczonych jednostek potrafią trwać po kilka minut, stąd też ważne jest flankowanie przeciwnika oraz odpowiednie używanie kawalerii. Szarża na odsłonięty bok lub tył falangi potrafi złamać ją już przy pierwszym natarciu; prawidłowe wykorzystanie bardziej mobilnych oddziałów, takich jak rorarii czy equites, pomaga w przełamaniu linii frontu.

Eliminacja kolejnych oddziałów wroga nie tylko zwiększa poziom doświadczenia naszych jednostek, ale również poprawia zdolności generała oraz pozwala na odblokowanie kolejnych tradycji danego legionu. Podczas awansu dowódca ma szansę wybrać jedną z kilku przeznaczonych dla niego umiejętności; przykładowo strateg może wykorzystać w trakcie walki zdolność o nazwie „drugie tchnienie”, zaś wojownik wydać z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk wojenny. Tradycje dostępne dla legionu sprzyjają personalizowaniu armii. Zdobycie pierwszego poziomu doświadczenia umożliwia zwiększenie skuteczności piechoty, artylerii bądź oddziałów wsparcia. Co najważniejsze, wszystkie zmiany oraz zdolności zostały dokładnie opisane – wyświetlane podpowiedzi podają, o ile procent wzrośnie bądź zmaleje każdy współczynnik wpływający na ogólną skuteczność naszych wojsk. Jest to świetna wiadomość dla generałów, którzy lubią bawić się liczbami i zamierzają stworzyć idealną armię.

Jedną z najciekawszych opcji jest doskonale napisana encyklopedia przywoływana klawiszem F1. Zawiera ona informacje o każdym aspekcie gry, począwszy od listy frakcji i wchodzących w ich skład rodów, poprzez wszystkie jednostki, budynki, agentów, technologie oraz umiejętności postaci, na interaktywnej mapie całego świata wraz z detalami dotyczącymi każdej prowincji kończąc. Znajdziemy tu również samouczek w wersji wideo – każda opcja w grze została przedstawiona w formie kilkunastosekundowego filmiku. Doskonale widać, że Creative Assembly zadbało zarówno o starych wyjadaczy, jak i o nowych graczy, gdyż zagubienie się w Total War: Rome II jest po prostu niemożliwe.

Udostępniona wersja gry miała, niestety, kilka ograniczeń. Najbardziej brakowało mi okna dyplomacji oraz senatu, stąd aspekty te nadal pozostają tajemnicą. Drugim problemem był limit 20 tur – pozwalał na pokonanie Samnitów, lecz nie pozostawiał miejsca na skorzystanie ze wszystkich opcji. Agenci, pomimo szansy ich wynajęcia, przydali się jedynie jako zwiadowcy; brakowało również możliwości rozegrania większego starcia na morzu. Elementy te będą aktywne w pełnej edycji gry, a tymczasem pozostaje obejść się smakiem. A jest na co czekać, bowiem już teraz czuć zapach dania głównego.