Graliśmy w Batman: Arkham Origins - rewolucji brak, ale to dalej stary, dobry Batman - Strona 2
Po zagraniu w Batman: Arkham Origins okazało się, że przygotowywana przez Warner Bros. Montreal kontynuacja nie odbiega w znaczący sposób od poprzednich dwóch tytułów studia Rocksteady. Jeżeli oczekiwaliście rewolucji, to trafiliście pod zły adres.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Batman: Arkham Origins - prequel bazujący na sprawdzonym schemacie
Rozbudowana misja detektywistyczna potwierdziła wcześniejsze zapowiedzi autorów, którzy obiecali mocno usprawnić ten aspekt. Choć powyższe śledztwo nie było specjalnie trudne, sama możliwość łączenia szczątków informacji i ustalania faktycznego przebiegu zdarzeń zasługuje na uznanie. W Arkham City studio Rocksteady zapomniało, niestety, że w komiksach Batman doskonale sprawdza się w roli śledczego, wskutek czego w tej części serii podobne akcje nie należały do specjalnie intrygujących.
Drugą nowość, już nie tak ważną z punktu widzenia rozgrywki, stanowi niedostępny wcześniej gadżet, noszący nazwę Remote Claw. Sprawdza się bardzo dobrze w wyłączaniu przeciwników z walki w zadaniach wymagającej zachowania dyskrecji. Jego działanie jest proste – namierzamy wybranego niemilca celownikiem, a gra następnie lokalizuje znajdujący się w pobliżu przedmiot, do którego wskazanego delikwenta przytwierdza. Może to być stojąca nieopodal beczka lub podwieszony pod sufitem gargulec. Nie ma to wielkiego znaczenia, bo za każdym razem wróg przestaje stanowić zagrożenie. Po wystrzeleniu szponu proces ten odbywa się automatycznie.

Cała reszta innowacji to jedynie drobne smaczki. Gotham zimą wygląda bardzo przyjemnie i od razu nasuwa skojarzenia z drugim filmem Tima Burtona, który w podobnych realiach przedstawiał starcie Batmana z Pingwinem. W Arkham Origins każdy weteran serii zauważy też zmianę nastawienia policji do naszego podopiecznego. Pamiętajmy, że akcja gry umiejscowiona jest przed opowiedzianymi wcześniej wydarzeniami i stróże prawa uważają, iż Człowiek Nietoperz stanowi takie samo zagrożenie jak inni przebierańcy. Nie wiemy na razie, czy dojdzie do jakichś starć z mundurowymi, ale nie jest to wykluczone – wszak Batman i tak nikogo nie zabija.
Mnie osobiście cieszy, że miasto zostało uwolnione od zagadek Riddlera, które w Arkham City bardziej przytłaczały niż zachęcały do działania. Perspektywa rozwiązania kilkuset łamigłówek nie była atrakcyjna. Nie wiemy jeszcze, co studio w Montrealu przygotowało w zastępstwie, ale Gotham pozbawione zielonych pytajników to rzecz, którą z pewnością zaliczę grze na plus.

Wczorajsze spotkanie z nowym Batmanem było przyjemne, aczkolwiek o zachwytach nie ma mowy. Nie dlatego, że jest to zła pozycja, bo jestem daleki od takich wniosków – zabrakło mi po prostu większej liczby nowości, które mogłyby w znaczący sposób ubarwić zmagania. Studio Warnera w Montrealu wybrało wariant bezpieczny. Z drugiej strony trudno wypowiadać się negatywnie o kolejnej, zrealizowanej na tę samą modłę odsłonie cyklu, która utrzymuje wysoki poziom. Dla większości fanów powyższe informacje okażą się i tak w zupełności wystarczające, by gotowy produkt kupić w ciemno.