autor: Amadeusz Cyganek
Test multiplayera i trybu kooperacji w grze Splinter Cell: Blacklist - Strona 2
Kolejne starcie Sama Fishera z terrorystami rozpocznie się już niedługo! Na razie mieliśmy okazję sprawdzić, czy szpieg jest lepszy od najemnika i czy kooperacja to skuteczny sposób na szybkie unieszkodliwiane wrogów.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Splinter Cell: Blacklist - seria powoli wraca do swoich korzeni
Nie da się ukryć, że zabawa szpiegami idealnie współgra z rdzennym, skradankowym klimatem Splinter Cella, jednocześnie wymagając od gracza finezji w prowadzonych poczynaniach, co przekłada się na znacznie większą satysfakcję. Trzeba przyznać, że użycie niewidzialności, zajście przeciwnika od tyłu i wyeliminowanie go jednym szybkim ruchem działa na wyobraźnię zdecydowanie bardziej niż wpakowanie wiadra nabojów w rywala.
Najemnik mimo woli
W trybie Classic, gdzie ścierają się dwa duety szpiegów i najemników, zasady gry są podobne – wydłużony zostaje jedynie czas pojedynczej rundy (do 10 minut). Diametralnie zmienia się natomiast charakter prowadzonej rozgrywki, która w wielu momentach zbliża się do tradycyjnego co-opa. Mapy zyskują nowy wystrój – przestrzenie stają się nieco mniejsze, a całość prezentuje się bardziej mrocznie i tajemniczo. To rzecz jasna idealna sytuacja dla agentów działających w ukryciu, starających się pozostawać niezauważonymi z wykorzystaniem wspomnianych wcześniej zdolności czy zabawek, które umożliwiają wykonanie efektownych, lecz krótkotrwałych akcji. Najemnicy z kolei walczą z wszechobecną ciemnością za pomocą latarek zamontowanych na lufach karabinów – rozświetlanie mroku niewielkich pomieszczeń to jedyny sposób na szybko przemieszczających się przeciwników, a poszukiwanie ich zarówno na ziemi, jak i gdzieś wysoko pod sufitem w atmosferze stałej niepewności buduje kapitalny klimat ciągłego polowania, mimo że to atakujący często okazuje się zwierzyną. Kilka sesji minęło jak z bicza trzasł – rozgrywka jest szalenie emocjonująca, a ilość dostępnych opcji sprawia, że trudno powtórzyć tę samą akcję przy kolejnym podejściu do włamania.

Drugą część pokazu stanowiła możliwość zagrania w dwie misje demonstrujące tryb kooperacyjny. W pierwszej z nich naszym zadaniem jest zapobieżenie wykradnięciu głowicy nuklearnej przez terrorystów, znajdującej się w jednym z magazynów w indyjskim Bangalore. W początkowym stadium zabawy trzeba przedostać się do wnętrza budynku, w którym mieści się cel ekspedycji. Podstawowym kryterium jest pozostanie niezauważonym przez całą drogę, dodatkowo gra uniemożliwia zabicie jakiegokolwiek strażnika. Jak doskonale wiadomo, Sam Fisher i jego wspólnik najlepiej działają w ciemnościach, dlatego całą operację rozpoczęło wyeliminowanie wszystkich źródeł światła, co wzbudziło popłoch wśród strażników, jednocześnie odsłaniając potencjalne ścieżki prowadzące do celu. Wrogów oczywiście można ogłuszać, choć zdecydowanie efektowniejsza okazuje się tzw. grupowa egzekucja, w której po zaznaczeniu trzech celów likwidujemy je za pomocą szybkiej, automatycznie uruchamianej akcji. Nie brak również elementów współpracy w postaci oskryptowanych scen otwierania drzwi lub pomocy przy pokonywaniu wysokich ścian.

Druga część misji, rozgrywająca się we wnętrzu sporego kompleksu, to dynamiczna, acz wymagająca rozwałka w ścisłym sąsiedztwie ogromnej głowicy. Główne pomieszczenie regularnie nawiedzały kolejne oddziały wartowników atakujących praktycznie z każdej strony, a przeciwnicy okazali się naprawdę sprytnymi bestiami, poruszającymi się w grupie i sprawnie operującymi bronią palną. Flankowanie, ochocze korzystanie z granatów, powstrzymywanie krwawienia u kompana z duetu, przeskakiwanie pomiędzy osłonami, gorączkowe szukanie zapasu nabojów – było to naprawdę szalone kilka minut, a całość zwieńczyła bardzo widowiskowa scena ucieczki z eksplodującego magazynu: chwila zastanowienia kosztuje tu utratę życia.