The Elder Scrolls Online – król RPG rusza na podbój rynku gier MMO - Strona 2
Seria The Elder Scrolls wkracza na nowy rynek z dużymi ambicjami i ciekawymi innowacjami. Studio ZeniMax ma jednak przed sobą wyjątkowo trudne zadanie zaistnienia w zdominowanym przez World of WarCraft świecie gier MMO.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Elder Scrolls Online - ani to Skyrim, ani świetne MMO
Wybór koalicji, do której postanowimy wstąpić, podobnie jak klasy, jest nieodwracalny. Nie zdeterminuje jednak w żaden sposób rozwoju naszej postaci. Jeśli wybierzemy na przykład ścieżkę uzdrowiciela, nadal będziemy mogli używać wszystkich typów broni i pancerzy, przeznaczonych głównie dla wojowników. The Elder Scrolls Online ma bowiem w zamierzeniu oferować możliwość zabawy w taki sposób, w jaki chce tego w danym momencie gracz, co wpłynie także na treść zadań – zazwyczaj do dyspozycji otrzymamy kilka wariantów wykonania zlecenia. Tych ostatnich ma być naprawdę dużo: oprócz głównego wątku czeka na nas także szereg misji pobocznych. Ich dostępność będzie zależeć nie tylko od frakcji i umiejętności grającego. Czasami wystarczy znaleźć się we właściwym miejscu i o właściwym czasie, a okaże się, że przechodzący nieopodal NPC potrzebuje naszej pomocy. Zmieni się też system zdobywania poziomów (tych da się nabić maksymalnie 50). W przeciwieństwie chociażby do Skyrima w ESO zastosowanie znajdą klasyczne punkty doświadczenia, otrzymywane za wykonywanie zadań i skuteczną walkę.

Ta ostatnia to kalka systemu znanego z poprzednich części serii. W produkcji ZeniMaxu znajdziemy wszystkie opcje, które były obecne wcześniej: po przytrzymaniu lewego przycisku myszy wyprowadzimy silny atak, prawy sparuje nadchodzące ciosy. Zresztą nie zostaniemy zmuszeni do spędzania długich godzin na potyczkach z kolejnymi przeciwnikami – ci, którzy lepiej czują się w cieniu, będą mogli obejść oddział nieprzyjaciół lub wyeliminować ich z ukrycia za pomocą broni dystansowej bądź czarów. Także nasi wrogowie nieco wyewoluowali i zaczęli współpracować. Dla przykładu nacierający na nas duet mag i złodziej może najpierw rozbić nam pod nogami dzbanek z olejem, by nas spowolnić, a następnie podpalić powstałą kałużę zaklęciem. Te innowacje mają uczynić walkę o wiele atrakcyjniejszą niż w innych MMORPG, przełożą się jednak na brak ogromnych bossów na końcu rajdów PvE. Nie oznacza to jednak, że te ostatnie nie będą w The Elder Scrolls Online dostępne – po prostu zamiast jednego, wielkiego przeciwnika na końcu gra dopasuje ilość nieprzyjaciół do wielkości naszej grupy.
W zamyśle twórców The Elder Scrolls Online będzie utrzymywane przez jeden serwer o bardzo dużej mocy dla każdego większego obszaru geograficznego (np. Europy, Ameryki Północnej). Ma to zapobiec sytuacji, w której gracze musieliby tworzyć postacie od nowa, by móc bawić się ze znajomymi. Dodatkowo ESO ma posiadać system automatycznie grupujący nas z innymi uczestnikami o podobnym stylu i preferencjach. Z jednej strony to szlachetny zamysł, z drugiej – przedsięwzięcie to niesie ze sobą cały szereg potencjalnych zagrożeń, jak chociażby przeludnienie. Na szczęście twórcy mają jeszcze okrągły rok, by obmyślić jak najlepsze rozwiązanie tej kwestii.

Oczywiście udostępniony zostanie także obszar, na którym gracze zmierzą się ze sobą. Jak dotąd jedynym znanym terytorium PvP jest Cyrodiil, największa i najważniejsza prowincja w Tamriel. Ponieważ znajduje się w niej Cesarskie Miasto, to w nim odbędą się potyczki między frakcjami o tron. A mają być one naprawdę spektakularne: jako że The Elder Scrolls Online korzysta z innego silnika niż wcześniejsze części, w jednym momencie na ekranie będzie można zobaczyć nawet do dwustu postaci naraz. Twórcy zapowiadają też możliwość oblężeń, używania katapult i przejmowania władzy nad poszczególnymi terenami.