autor: Szymon Liebert
Odrodzenie kosmicznych symulatorów - pierwsze spojrzenie na grę X: Rebirth - Strona 2
Rozbudowane symulatory kosmiczne to wyjątkowo niszowy gatunek. Twórcy ze studia Egosoft chcą zmienić to swoją nową grą – X: Rebirth.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry X Rebirth - odrodzenie czy upadek?
Jedną z głównych bolączek poprzednich odsłon serii studia Egosoft była wszechobecna pustka i narastające wrażenie, że otaczający świat jest ogromny, ale martwy. W nowej grze twórcy chcą uporać się także z tą kwestią za pomocą kilku środków. Przede wszystkim, stacje i punkty produkcyjne będą funkcjonowały w czasie rzeczywistym. Na własne oczy zobaczymy więc jak transportowce przywożą surowce, a fabryki przetwarzają ją w nowy produkt i wysyłają w dalszą podróż (działanie maszyn zostanie zobrazowane stosownymi animacjami). Na samych stacjach umieścimy ludzi, którzy wypełnią polecenia i zajmą się dbaniem o interesy. Przemierzając kosmos otrzymamy też zlecenia wynikające z lokalnej sytuacji – nadzorcy kompleksów mogą prosić o dostarczenie brakujących surowców lub inne przysługi. Chodzi o to, aby stworzyć dynamiczny, przekonywujący i zmieniający się wszechświat.
Chyba najciekawszym dodatkiem w X Rebirth będą ogromne statki z dziesiątkami podsystemów. Skończą się czasy gier kosmicznych, w których po prostu strzelamy do wrogich pojazdów, wpatrując się tępo w ich pasek „życia”. W produkcji Egosoft zmierzymy się z molochami wyposażonymi w kilkadziesiąt działek, układów, generatorów pól siłowych. Podczas ataku na tego typu giganty, wydamy jednostkom odpowiednie rozkazy i spróbujemy przebić się przez obronę. Zupełnym odlotem jest plan twórców na uczynienie ogromnych obiektów źródłami pól grawitacji. Po zbliżeniu się do tak zwanego „capital ship”, zmieni się układ przyciągania. Dzięki temu, będziemy mogli wlecieć pomiędzy systemy znajdujące się na kadłubie pojazdu (niczym w finalnej scenie epizodu czwartego Gwiezdnych Wojen), a nawet wylądować na nim.
Kolejnym krokiem jest chęć uatrakcyjnienia potyczek w przestrzeni kosmicznej. Pomysłem twórców jest umieszczanie batalii na tle dużych stacji bojowych, planet, asteroidów, a nie w pustej przestrzeni. Tym razem będziemy musieli unikać ognia przeciwników i lawirować między obiektami. Producent podchodzi też ostrożnie do tematu realizmu, bo nie chce przesadzić i stworzyć nudnego symulatora. System fizyki ma przypominać ziemskie starcia samolotów, chociaż artyści przyłożą się do wiernego odwzorowania wyglądu i działania urządzeń pokładowych.
X Rebirth w dalszym ciągu wygląda na grę dla pasjonatów tematu. Egosoft chce upewnić się jednak, że gracze, którzy wcześniej odbili się od trudnego interfejsu i chaotycznej treści, nie przestraszą się nowej produkcji. Wygładzona, ładniejsza i bardziej przystępna w odbiorze – w tym kierunku zmierza marka. Miejmy nadzieję, że to się uda, bo deweloper regularnie wypełnia pustkę w gatunku kosmicznych „kombajnów”, podczas gdy inni twórcy mamią graczy od lat obietnicami. X Rebirth na pewno zastąpi oczekiwanego i coraz mniej realnego Elite IV.