autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Star Wars: The Old Republic - flashpointy i bitwy kosmiczne - Strona 2
W Star Wars: The Old Republic wcielimy się w bohaterów wzorowanych na klasycznych postaciach z filmów i książek. Mieliśmy okazję sprawdzić w akcji imperialnego agenta i przyjrzeć się kilku atrakcjom tej oczekiwanej gry.
Przeczytaj recenzję Tytuł, który nie zawiódł - recenzja gry Star Wars: The Old Republic
Flashpoint
Pod koniec pierwszego dnia z The Old Republic producenci zauważyli, że kilka osób opuściło Huttę, i rozpoczęli organizowanie czteroosobowych grupek, które miały podjąć pierwszą instancję, na jaką trafią Bounty Hounter, Imperial Agent i zapewne wiele innych postaci. Flashpoint (czyli instancjonowana misja) nosił nazwę Black Talon – osoby uważnie śledzące aktualizacje o grze od razu go rozpoznają (pierwszy raz pokazano tę lokację na targach gamescom dwa lata temu). Chodzi o przeprawę, w której gracze mogą zdecydować o losie kapitana pewnego statku – ocalić go lub zabić. Fabularnie przygoda rozgrywa się w trakcie podróży z planety początkowej na Dromund Kaas i została wpleciona w główny wątek. Producenci podkreślali, że nie wszystkie kwestie i mechanizmy rozgrywki działają jak należy, a sama wyprawa pewnie ulegnie kilku poprawkom.
O specjalnej misji poinformował nas Grand Moff Kilran, który postanowił przejąć potężny statek Republiki za pomocą małego i słabszego transportowca. Jego zdaniem sprawa była warta zachodu, bo na pokładzie republikańskiego frachtowca znajdował się ichni generał. Niestety, kapitan okrętu imperialnego odmówił posłuszeństwa i poddał w wątpliwość sensowność rozkazu o rozpoczęciu samobójczego jego zdaniem ataku (co w zasadzie wydawało się uzasadnione). Naszym zadaniem było przejęcie kontroli nad mostkiem dowodzenia i przeprowadzenie akcji. Za pomocą tego typu instancji twórcy będą mogli zaprezentować szczególnie spektakularne wydarzenia i przy okazji opowiedzieć pewne historie. Jest to więc kontynuacja polityki stawiania przede wszystkim na rozbudowaną fabułę, kojarzącą się z solowymi produkcjami RPG. Dla weteranów gatunku oznacza to też okazję do zmierzenia się z groźniejszymi wrogami i zdobycia przedmiotów.

Wykonanie owej misji zajęło nam zaskakująco dużo czasu i wymagało przedarcia się przez hordy przeciwników. W drodze na mostek kapitański walczyliśmy z innymi żołnierzami Imperium. Na miejscu można było skonfrontować się ze zbuntowanym przywódcą i przekonać go do kooperacji po dobroci lub siłą. Podczas rozmów gracze wybierali odpowiedzi, a później system losował numery – zwyciężał posiadacz największego z nich i to właśnie jego wersja stawała się oficjalną. Mimo to każda decyzja była ważna, bo punkty charakteru dostawaliśmy za intencje, a nie wygrane w losowaniu. Biorąc udział w wieloosobowych dialogach można było też zarobić tzw. punkty społeczne. Nasza drużyna zdecydowała się nie mieć litości dla sabotażysty – kapitan został zabity, a dowództwo przejęła pierwsza oficer.
Gdy uporaliśmy się z sytuacją na mostku, przyszedł czas na walkę z rebeliantami, którzy zaatakowali statek. Grupa musiała przedostać się do odległej części frachtowca i przy okazji pokonać dziesiątki droidów. Standardowo nie zabrakło także większych bossów i kilku prostych zagadek (aktywowanie paneli itp.). Po dotarciu do hangaru dokonaliśmy abordażu rebelianckiego pojazdu i tam kontynuowaliśmy walkę. Na naszej drodze stanęły kolejne oddziały zmechanizowanej armii, ale wrogowie nie mieli większych szans. W końcu, po kilkunastu minutach, dopadliśmy wspomnianego generała i ochraniającą go Jedi, którzy chcieli uciec kapsułą ratunkową. Bitwa z kobietą była szczególnie widowiskowa (za sprawą używania przez nią różnych mocy) i niełatwa. Musieliśmy nawet podchodzić do tego starcia dwa razy. Wystarczyło jednak unikać potężnego ataku obszarowego postaci, a sprawy poszły po naszej myśli. W przypadku śmierci sprzymierzeńca należało podbiec do niego i pomóc mu odzyskać siły. Innym rozwiązaniem było skorzystanie z automatycznego respawnu, umieszczonego na początku danej sekcji lokacji, co oczywiście wymagało przebiegnięcia przez kilka pustych miejsc.