autor: Marcin Serkies
Graliśmy w Driver: San Francisco - tym razem nie wysiadamy z samochodu - Strona 2
Grand Theft Auto bez wysiadania z samochodu ma rację bytu. Udowodnił to pokaz nowego Drivera. Napakowana akcją i szybkimi furami gra wynosi szaleńczą jazdę po mieście na kolejny poziom. Dla miłośników filmów z lat siedemdziesiątych to będzie raj.
Przeczytaj recenzję Udany powrót serii - recenzja gry Driver: San Francisco
Wyniknie z tego mnóstwo zabawnych sytuacji – jak na przykład zadanie polegające na doprowadzeniu instruktora jazdy niemal do zawału serca – i dialogów, najważniejszy jest jednak wpływ na samą rozgrywkę. Pomijając fakt, że wiele misji i zadań zdobędziemy, wybierając właśnie oznaczony samochód i wcielając się w jego kierowcę, stworzy to ogromne możliwości działania. Podczas wyścigu możemy na przykład przejąć na moment kierowcę ciężarówki, zepchnąć z drogi samochód zajmujący do tej pory pierwsze miejsce i szybko wrócić do swojego auta, którym wyścig chcemy oczywiście wygrać. W początkowych etapach gra pokazuje, jakie korzyści da się osiągnąć ze zmiany pojazdu w dowolnej chwili, wiele zastosowań będziemy musieli jednak wymyślić sami. Już w trybie dla jednego gracza zabawa w zmianę kierowców jest przydatna i często śmieszna, strach myśleć, co zadzieje się podczas rozgrywki wieloosobowej, kiedy każdy z graczy będzie mógł do woli zmieniać pojazd, którym kieruje!
Zatrzymam się na moment przy pojazdach, bo kierowcy kierowcami, ale ważne jest, jakimi wozami jeżdżą. Jak powiedział Martin: „Jeśli podobał ci się jakiś samochód w filmach z lat siedemdziesiątych, zapewne znajdziesz go w nowym Driverze”. Nie sprawdzałem, nie miałem możliwości, ale faktem jest, że wybór jest ogromny. Sto czterdzieści licencjonowanych aut to wynik imponujący, do tego należy dodać jeszcze mniej więcej siedemdziesiąt ciężarówek. Duże bryki zostawię – w tym fragmencie, z którym miałem do czynienia, nie korzystało się z nich jakoś specjalnie – za to normalne samochody to raj dla każdego fana. Nie zabrakło nawet słynnego DeLoreana, który szczególną popularność zdobył dzięki Powrotowi do przyszłości. Co ciekawe, mimo że akcja rozgrywa się w czasach mniej więcej współczesnych, w naszym garażu znajdą się samochody i stare, i nowe, dla każdego coś dobrego. Garaż w ogóle jest dość istotnym miejscem w grze, to tu naprawiamy wozy, zmieniamy je i kupujemy kolejne oraz specjalne usprawnienia, dające na przykład większą wytrzymałość czy lepsze osiągi maszyn. Walutą w grze jest siła woli, punkty zdobywamy w zasadzie przez cały czas. Oczywiście, najwięcej za wypełnianie misji i zadań pobocznych, ale każdy ryzykowny element naszej jazdy też jest punktowany. Również posiadane garaże i auta w nich generują zysk, który możemy wykorzystać do rozbudowy naszego imperium – co sprowadza się w efekcie do kupowania kolejnych aut.
Różnice między maszynami są nie tylko wizualne, wszystkie, które miałem okazję sprawdzić, zachowywały się na drodze inaczej, różnie na ich prowadzenie wpływały np. nawierzchnie. Model jazdy z pewnością daleki jest od symulacji, ale stworzono go takim, żeby dawał nie tylko radochę – a ta w końcu jest kluczowa w tej grze – ale też pozwalał poczuć różnice między samochodami.
Muszę przyznać, że śmiganie po mieście po jakimś czasie zaczyna być pozornie łatwe – pozornie, bo opanowujemy sterowanie – ale wymaga ciągłego skupienia i reagowania na ruch uliczny, który bywa całkiem spory. Oprócz standardowych elementów, takich jak gaz, hamulec i hamulec ręczny, twórcy dali nam do dyspozycji dwa dodatkowe narzędzia – dostępne we wszystkich maszynach. Przyspieszenie tłumaczy się samo, pchamy analog do przodu i nasza fura zaczyna gnać szybciej niż przewidziała fabryka. Przy okazji kamera zaczyna się trząść, dźwięk zostaje lekko z tyłu i naprawdę czuć wrażenie dodatkowej prędkości. Drugą ciekawostką jest taranowanie. Żeby komuś ładnie przydzwonić, wciskamy przycisk ładujący taran, po chwili go puszczamy i z pełną siłą wjeżdżamy w cel. Ładne ujęcie kamery potęguje efekt, niby prosty zabieg, ale skuteczny.