Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 września 2011, 11:56

autor: Amadeusz Cyganek

Udany powrót serii - recenzja gry Driver: San Francisco

Driver powraca! Czy oczekiwania fanów względem tej części serii zostały spełnione i wreszcie będziemy mieć powody do zadowolenia?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Po ostatniej, kompletnie nieudanej odsłonie cyklu Driver, czyli Parallel Lines, wielu odesłało tę zasłużoną samochodową sagę na wieczne zapomnienie. Zdziwienie towarzyszące zapowiedziom nowych, rozgrywających się na ulicach San Francisco, przygód Johna Tannera okazało się ogromne – najczęstszą reakcją było pukanie się w czoło i teksty w stylu: „Ubisofcie, po co ci to? Przecież tej marki bardziej zhańbić się nie da!”. Tymczasem mamy do czynienia z wielką niespodzianką – ci sami ludzie, którzy poprzednio poprzebijali Driverowi wszystkie opony i z każdą kolejną częścią gry uderzali czołowo w przydrożne barierki, skutecznie przywrócili do życia znajdującą się w stanie agonalnym serię. Jakże miło mi powiedzieć, że operacja się udała i tym razem pacjent przeżył.

To samo stwierdzenie można odnieść również do postaci głównego bohatera, który tym razem za centrum dowodzenia obrał... szpitalne łóżko. To skutek spektakularnego powrotu Charlesa Jericho – wroga publicznego numer jeden i gościa, który pomimo solidnej eskorty ucieka z policyjnego konwoju, ponownie siejąc spustoszenie na ulicach San Francisco. Tradycyjnie specjalistą od spraw beznadziejnych staje się John Tanner, który wespół ze swoim kompanem Jonesem podejmuje próbę powstrzymania bezwzględnego przestępcy. Niestety, wszystko idzie nie po jego myśli – uciekając wąską uliczką przed ogromnym osiemnastokołowcem prowadzonym przez przeciwnika, wpada pod nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę. Dzielnego gliniarza co prawda udaje się odratować, ale na skutek obrażeń zapada on w śpiączkę, co paradoksalnie wcale nie okazuje się takim złym rozwiązaniem.

Dodge Challenger kontra RUF CTR 3 – wbrew pozorom to bardzo wyrównana rywalizacja.

Powikłania zdrowotne wyzwalają w naszym bohaterze niesłychane zdolności paranormalne – od tej chwili Tanner potrafi wcielić się w każdego znajdującego się na ulicach miasta kierowcę. System Shift pozwala zasiąść za kółkiem wszystkich dostępnych w grze bryk – niezależnie od tego, czy jest to niewielki Mini Cooper, czy ogromny, kilkunastotonowy krążownik szos. Praktycznie w dowolnym momencie możemy wyskoczyć z samochodu i – obserwując metropolię z lotu ptaka – zająć fotel kierowcy upatrzonego przez nas wozu. Brzmi niedorzecznie? To naprawdę mało ważne – grunt, że to jeden z najciekawszych pomysłów ostatnich lat zaserwowany przez twórców gier wyścigowych i element, który już na zawsze stanie się wyróżnikiem tej odsłony cyklu. Nadnaturalna zdolność protagonisty znajduje zastosowanie w wielu sytuacjach – Tanner często wykorzystuje ją do odkrywania tajemnic i powolnego rozpracowywania siatki przestępców skupionych wokół Jericho. To także doskonałe ułatwienie w prowadzeniu policyjnych obław czy eskorcie pojazdów znajdujących się na celowniku wrogów. Twórcom udało się wykorzystać absurdalną momentami historię dwóch gliniarzy i wpleść do rozgrywki coś, czego konkurencja jeszcze nie wymyśliła.

Pomimo nieszczególnie rozbudowanego wątku fabularnego (wszystkie rozdziały bez wykonywania misji pobocznych można ukończyć w 7-8 godzin) Driver okazuje się grą niosącą sporo dodatkowej zawartości, przedłużającej zabawę dla jednego gracza o kilkanaście godzin. Mapa ogromnego, wirtualnego San Francisco oferuje mnóstwo różnego rodzaju wyzwań i wydarzeń o odmiennej charakterystyce. Twórcy pozwalają nam wziąć udział w szeregu wyścigów (i nie tylko), w których oprócz sporej ilości koni pod maską liczy się również mocny zderzak i błyskawiczny refleks kierowcy. Naszym celem staje się podążanie za śladami zostawianymi przez uciekający wóz, niszczenie pojazdów wiejących przed wymiarem sprawiedliwości czy odholowanie furgonetki, na którą zakusy ma miejscowy gang. Nie brakuje też misji, w których zmuszamy kluczowych świadków do wynurzeń, doprowadzając ich do palpitacji serca jazdą pod prąd, serią driftów i ekstremalnymi skokami. Dłuższe zadania przeplatane są serią krótszych, w których musimy wyprzedzić wskazaną liczbę samochodów, jechać z odpowiednią prędkością przez pewną odległość lub też zainscenizować scenkę czołowego zderzenia dla lokalnej stacji telewizyjnej szykującej motoryzacyjne show.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.

Recenzja gry Need for Speed Unbound - totalne przeciwieństwo Forzy Horizon
Recenzja gry Need for Speed Unbound - totalne przeciwieństwo Forzy Horizon

Recenzja gry

Need for Speed Unbound to z jednej strony mała ewolucja poprzedniej odsłony cyklu zatytułowanej Heat. Ale to również tytuł, który odważnie wypełnia luki w tym, czego nie daje Forza Horizon – i jest to jego największa zaleta.