The Next Big Thing - testujemy przed premierą - Strona 2
Najnowsze dzieło twórców serii Runaway, przewrotnie zatytułowane The Next Big Thing, zdążyło już zrobić furorę w Niemczech, a teraz przygotowuje się do debiutu w innych krajach, w tym w Polsce. Sprawdziliśmy, jak sprawuje się anglojęzyczna wersja gry.
Przeczytaj recenzję The Next Big Thing - recenzja gry
Jeśli komuś wybitnie nie idzie, zawsze może skorzystać z innych ułatwień. The Next Big Thing na życzenie wskazuje tzw. hotspoty, czyli interaktywne punkty, w których da się wykonać jakąś akcję, a także oferuje bardziej szczegółowe podpowiedzi. Oczywiście firma Pendulo Studios nie zapomniała o hardcore’owych fanach przygodówek. Wszystkie ułatwienia są dezaktywowane automatycznie po wyborze ostatniego poziomu trudności, co oznacza, że nie można ich włączyć w trakcie rozgrywki, nawet jeśli zmienimy zdanie. To na wypadek, by nie ulegać niecnym pokusom.
Jak się w to gra? Bardzo przyjemnie. The Next Big Thing należy do grupy tych spokojnych przygodówek, które nie zmuszają użytkownika do działania w pośpiechu (jakże to miła odmiana po kontakcie z Gemini Rue!) i są po prostu zabawne. Z bohaterami niezależnymi można pogadać na wiele różnych tematów, a dialogi są w ogóle klasą samą dla siebie – nie dość, że są rozbudowane i ciekawe, to na dodatek odtwarzających kwestie aktorów słucha się z prawdziwą przyjemnością. Jeśli chodzi o zagadki związane z wykorzystaniem przedmiotów, to w wersji prasowej było ich stosunkowo niewiele, ale zakładam, że to kwestia początkowej fazy zmagań. Cieszy natomiast fakt, że napotykane wyzwania pokonuje się w sposób racjonalny – nie trzeba mieć nierówno pod sufitem, by wpaść na rozwiązanie danego problemu. Czy ta tendencja utrzyma się do końca gry? Nie wiem, ale mam taką nadzieję.

Osobny akapit należy poświęcić oprawie wizualnej, gdyż jest ona absolutnie fantastyczna. Każdy, kto widział ostatnią grę z serii Runaway, czyli Przewrotny los, domyśla się zapewne, czego można się spodziewać. Piękne, ręcznie rysowane tła i w pełni trójwymiarowi bohaterowie (zaskakujące, prawda?) idealnie komponują się ze sobą, tworząc małe dzieło sztuki. Animacja jest absolutnie bajeczna – oglądając The Next Big Thing w ruchu, będziecie czuć się, jakbyście mieli przed oczyma dopracowany w najmniejszych szczegółach film animowany i to na dodatek w jakości HD, bo gra obsługuje rozdzielczość 1920x1080.
Choć z wersją prasową najnowszej przygodówki firmy Pendulo Studios bawiłem się stosunkowo krótko, bo raptem dwie godziny z małym hakiem, to jednak nie był to czas stracony. W sumie dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem: fantastycznie prezentujący się produkt, który czerpie z gatunku same najlepsze rzeczy. Cieszy, że Hiszpanie nie rezygnują ze sprawdzonych wcześniej rozwiązań i serwują rozmaite ułatwienia dla mniej doświadczonych graczy – może dzięki temu zainteresują się grą także ci z Was, którym przygodówki wydają się zdecydowanie zbyt trudne. Mam tylko nadzieję, że od strony fabularnej będzie równie dobrze. Początek w wykonaniu Liz był odrobinę niemrawy i przegadany. W drugim rozdziale było już pod tym względem zdecydowanie lepiej, ale czy akcja rozkręci się na dobre, tego na razie nie jestem w stanie stwierdzić. Nie pozostaje zatem nic innego, jak cierpliwie poczekać. Premiera już za kilka tygodni.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna