autor: Marek Grochowski
Homefront - już graliśmy! - Strona 2
Już po raz drugi mieliśmy okazję przekonać się, jak Homefront wygląda w trybie multiplayer. Produkcja Kaos Studios nabiera coraz ciekawszych kształtów.
Przeczytaj recenzję Homefront - recenzja gry
Do tego dochodzą jeszcze przydatne niespodzianki w postaci granatów EMP oraz ładunków wybuchowych C4, które można przypiąć do wroga i poczekać z detonacją, aż nieprzyjaciel spotka kolegów. W opcji jest też Utility Belt – dodatkowy pas na wojenne akcesoria. Nie ma natomiast apteczek – zdrowie regenerujemy, odpoczywając przez chwilę w ukryciu. Niemniej jednak, gdy ktoś już w nas trafia, to raczej dokonuje tego serią kul, więc szanse wyzdrowienia są mizerne i zazwyczaj kończmy martwi, czekając kilka sekund na respawn. Jeśli mamy jednak dobrą passę, możemy postarać się o wykonanie kill streka – sekwencji zabójstw, w której z każdym osiąganym poziomem (gwiazdką) trzeba zlikwidować o jednego przeciwnika więcej.

W trybie Ground Control Homefront zmienia swoją specyfikę – nie bawimy się już w ganianego po całej mapie, lecz walczymy rozsądnie, głównie przy użyciu pojazdów, starając się zdobyć i utrzymać przez kilka minut trzy wskazane na planszy miejsca. Preferowana liczba uczestników to 32, konfrontacja zaś przypomina trochę rozgrywkę typu capture the flag, a kończy się, gdy któryś z zespołów odniesie zwycięstwo w dwóch rundach.
Wieś, o którą toczą się zmagania na nowej planszy, jest stanowczo za duża, by przemierzać ją wyłącznie o własnych siłach, dlatego przed rzuceniem się w wir wydarzeń decydujemy się na korzystanie z pojazdów, na przemian zajmując miejsce kierowcy (pilota) albo lokując się na wieżyczkach.
Sterowanie wehikułami – czy to naziemnymi, czy powietrznymi, jest czysto zręcznościowe i możliwe do opanowania w parę sekund. W helikopterze pułap lotu zwiększamy i obniżamy odpowiednio przyciskami RB i LB, kierunek określamy wychyleniami gałki. Jeden ze spustów odpowiada za ostrzał z minidziałek, drugi zaś za posyłanie rakiet w stronę przeciwnika. Latające maszyny są bardzo zwrotne i potrafią operować z na tyle dużych wysokości, że zdjęcie ich przy użyciu RPG wymaga wprawy. Szczególnie cenne są drony – zdalnie sterowane samoloty, którymi możemy wykrywać i oznaczać na mapie przeciwników – tak, by nasi sojuszniczy mieli okazję do wyeliminowania ich z daleka. Dronami da się kierować do momentu, aż zostaną całkowicie zniszczone albo aż ktoś zabije żołnierza, którym nadal fizycznie jesteśmy (mimo że nim nie poruszamy). Na większych mapach, gdzie trzeba ogarnąć wzrokiem sporą przestrzeń, namierzanie celów trochę szwankuje i nawet, gdy przez kilka sekund śledzimy kamerą biegnącego wroga, a następnie zbliżamy się, by mieć pewność, że on to on, nie zawsze od razu pojawia się na ekranie kontur, którym możemy oznaczyć nieprzyjaciela. Jeśli jednak dysponujemy odpowiednią liczbą punktów, możemy pójść łatwiejszą drogą i wezwać wsparcie lotnicze, które dokona rozpoznania za nas i na kilkadziesiąt sekund zaznaczy wszystkich przeciwników znajdujących się w sąsiedztwie.