Gray Matter - pierwsze spojrzenie - Strona 3
Jane Jansen powraca. Na konferencji CD Projektu sprawdziliśmy, czy warto było czekać 11 lat na kolejną pełnowymiarową produkcję królowej przygodówek.
Przeczytaj recenzję Gray Matter - recenzja gry
Wachlarz oferowanych zagadek dodatkowo rozszerzy system sztuczek magicznych. Gdy wcielimy się w Samanthę, otrzymamy dostęp do podręcznika iluzjonisty. W nim znajdziemy porady i instrukcje, które posłużą jako wskazówki (i tylko wskazówki, nie będzie tam oczywiście kompletnych rozwiązań danych zagadek, to byłoby zbyt proste). Wszystko odbędzie się na oddzielnym ekranie, przedstawiającym sylwetkę bohaterki, gdzie odpowiednio dobierzemy i ulokujemy dane przedmioty (np. chustka w lewej ręce, kulka w kieszeni itp., zgodnie z tym, co wyczytaliśmy w poradniku), szykując się tym samym do wykonania sztuczki. W tym systemie najlepiej widać kunszt pani Jensen, ponieważ zagadki rozwiązywane w ten sposób zachwycają pomysłowością i jednocześnie żelazną logiką. Nie chcąc spoilerować, ograniczę się do jednego przykładu. Zlokalizowaliśmy klucz, który koniecznie musimy zdobyć. Problem w tym, że leży on na biurku sekretarki, która nam na to oczywiście nie pozwoli. Po krótkim przekartkowaniu podręcznika iluzjonisty natrafiamy na opisy sztuczek z użyciem sił magnetycznych. Kierując się tym, wkładamy magnes do pustego kubka na kawę i stawiamy go, jak gdyby nigdy nic, na kluczu. Gdy podniesiemy kubek, metalowy klucz zostanie „przylepiony” do jego spodu, a sekretarka niczego nie zauważy. To tak pomysłowe i jednocześnie oczywiste rozwiązanie, że wywołuje uśmiech na twarzy każdego weterana przygodówek. Muszę jednak powiedzieć, że współczuje ekipie lokalizacyjnej. Część zagadek opiera się na skojarzeniach językowych i przetłumaczenie ich na polski nie będzie łatwe.
Trudno wyrokować o jakiejkolwiek grze na podstawie ledwie półgodzinnej prezentacji, a już zwłaszcza gdy mowa o przygodówkach, których jakość determinuje fabuła i poziom zagadek, a te można prawidłowo ocenić dopiero po przebrnięciu przez całość. Jednak to, co zobaczyłem, było wyjątkowo obiecujące. Gra jest po prostu piękna, a pokazane łamigłówki były wprawdzie trudne, ale jednocześnie logiczne i pomysłowe. To ten rodzaj zagadek, których rozwiązanie zajmuje sporo czasu, ale gdy już tego dokonamy, to myślimy sobie „jejku, przecież to takie oczywiste!”. Fabuła zapowiada się wyśmienicie, a w dialogach widać kunszt Jane Jensen. Postacie mają wyraźnie określone osobowości i zwłaszcza Samantha od razu zdobywa naszą sympatię i sprawia, że jej kibicujemy. Od premiery Gabriel Knight 3 minęło jedenaście lat, ale to, co zobaczyłem, pozwala przypuszczać, że warto było czekać. Wszystko wskazuje na to, że królowa przygodówek powróci w tym roku w szczytowej formie.
Wiktor „Adrian Werner” Ziółkowski