autor: Adam Kaczmarek
Battlefield: Bad Company 2 - test przed premierą - Strona 3
Seria Battlefield należy do grona najbardziej rozpoznawalnych strzelanin na PC. Na Bad Company 2 z niecierpliwością czekają rzesze graczy. Wersja beta to ledwie przedsmak tego, co czeka nas już w marcu.
Przeczytaj recenzję Battlefield: Bad Company 2 - recenzja gry
W Battlefield: Bad Company 2 mamy cztery klasy żołnierzy: szturmowiec, sanitariusz, inżynier i zwiadowca. W zestawieniu z pierwszą częścią, dostępną na konsole, widoczna jest pewna kastracja i konsolidacja ekwipunku. Zwiadowcę wyposażono na przykład w M24 oraz ładunki C4, a inwentarz inżyniera wzbogacił się o wyrzutnię rakiet. Najmniej trafionym pomysłem jest wyposażenie sanitariusza w ciężki karabin maszynowy, który robi z niego bardzo mocną jednostkę. Szwedzkim deweloperom najwyraźniej zabrakło inwencji, aby ugryźć ten aspekt od właściwej strony. Najgorsze jest to, że przewidziane unlocki dla medyka to kolejne odmiany tej pukawki, często lepsze od standardowego PKM, co stawia go w bardzo uprzywilejowanej sytuacji. Pozostałe klasy muszą obejść się niestety smakiem, choć taka Saiga lub F2000 w rękach dobrego gracza może skutecznie zniwelować przewagę wojaka z apteczką. Oprócz tego już na etapie bety widać, że system dodatkowych umiejętności niespecjalnie wpłynie na rozwój wydarzeń w trakcie bitew. Kto ma zginąć, ten zginie, jak nie od moździerza to z granatnika. A czy nosić będzie nowy kewlar, czy wzmocniony hełm – nie ma to żadnego znaczenia. Gra jest dynamiczna i nieprzewidywalna, co od zawsze było zaletą Battlefielda.

Największe problemy wersji testowej dotyczą silnika graficznego. Jak powszechnie wiadomo DICE po raz pierwszy eksperymentuje z Frostbite Engine na PC. Mamy więc wszechobecną destrukcję otoczenia, niezłej jakości tekstury, piękne oświetlenie lokacji (śnieg potrafi nieźle „dać po oczach”) i sporo efektów specjalnych. Niestety ładne widoki mają wpływ na wydajność. Bez czterordzeniowego procesora niezwykle ciężko otrzymać zadowalającą płynność nawet na średnich ustawieniach. Latające cegły, leje po eksplozjach i elementy wystroju mapy, korzystające z silnika fizycznego Havok wyciskają z nowych komponentów siódme poty. Twórcom dostało się już za słabą optymalizację kodu od zdenerwowanych fanów. Oby do czasu premiery uporali się z tym fantem, bo inaczej BFBC2 czeka zagłada. Sporym zaskoczeniem jest rezygnacja z kładzenia się na ziemi. Mimo sporych pretensji i petycji autorzy pozostali nieugięci. Chcesz się schować? Klęknij za przeszkodą. Na szczęście po kilku godzinach można się do tego patentu przyzwyczaić. No i rzecz najważniejsza – DICE musi wyeliminować kanciarstwo i cwaniactwo. Notoryczne podkładanie C4 pod skrzynie zabija grywalność.
Wersja beta trybu wieloosobowego wywołała we mnie mieszane odczucia. Niewątpliwie idea wydania kolejnego Battlefielda na PC jest słuszna. Natomiast nie wybaczę DICE, jeżeli wypuści na rynek niedopracowany bubel, który nie zająknie się jedynie na sprzęcie za kilka tysięcy złotych. Owszem, gra już teraz wygląda na militarną strzelaninę z ogromną dawką epickości i wszechobecnym efekciarstwem. Z drugiej strony liczba próśb o dopieszczenie kodu (nawet od osób z dobrym sprzętem) i poszczególnych elementów rozgrywki mówi sama za siebie. Bardzo dobrze się stało, że beta ujrzała światło dziennie. Źle, że czasu do premiery pozostało tak mało. Jeżeli szwedzkie studio poradzi sobie ze wszystkimi błędami, uznam to za cud. Trzymajmy kciuki, by nastąpił.
Adam „eJay” Kaczmarek