autor: Adam Kaczmarek
Battlefield: Bad Company 2 - test przed premierą - Strona 2
Seria Battlefield należy do grona najbardziej rozpoznawalnych strzelanin na PC. Na Bad Company 2 z niecierpliwością czekają rzesze graczy. Wersja beta to ledwie przedsmak tego, co czeka nas już w marcu.
Przeczytaj recenzję Battlefield: Bad Company 2 - recenzja gry
W wersji beta upchnięto całkiem sporo pojazdów o różnorakim przeznaczeniu. Dzięki szybkim quadom dwójka żołnierzy może błyskawicznie przemieścić się w rejony o największym znaczeniu strategicznym. Do obszerniejszego transportu przydaje się Vodnik, a przy bardziej intensywnych starciach warto wykorzystać Bradleya. W pojedynkach pancernych główną rolę odgrywają rosyjski T-90 oraz jankeski Abrams. To właśnie głównie czołgi zwróciły moją uwagę, a to ze względu na drastycznie spowolniony obrót wieży. Pecetowcy z pewnością pamiętają, że w Battlefield 2 doświadczony kierowca w blaszanej konserwie siał postrach, zwłaszcza na miejskich mapach. W Bad Company 2 sytuacja delikatnie się zmieniła. Jeżeli w czołgu nie ma strzelca karabinu maszynowego, wówczas błyskawicznie zamienia się on w kupę złomu po detonacji C4 lub ostrzale z wyrzutni AT. Nie brak również wehikułów powietrznych. Helikopter szturmowy Apache oraz Blackhawk znajdują się tylko w bazach defensorów. Obecność tego ostatniego nieco dziwi, bo pożytek z niego żaden. Wolałbym w jego miejsce coś z grubszym pancerzem.
Budowa mapy Port Valdez jest taka, jakiej się obawiałem, czyli nijaka. O gustach się nie dyskutuje, aczkolwiek ja preferuję bardziej otwarte poziomy. DICE zafundowało w becie lokację złożoną z dwóch ścieżek, kierujących agresorów do głównych punktów. Oczywiście widoczne są pewne rozwidlenia i urozmaicenia w postaci plaży i przeróżnych drabinek, ale nie zmienia to faktu, że rozgrywka zdominowana jest przez chaos, wywołany ostrą wymiana ognia na jedynej drodze. Szkoda, że twórcy nie zadbali o alternatywne szlaki, np. podziemne tunele. Coś, co było esencją w leciwym już Enemy Territory (czyt. „trasą ostatniej szansy”), tu wykastrowano do postaci beznamiętnej kanonady i walenia głową w mur. Balans, a co za tym idzie przyjemność z rozgrywki uzależnione są od poziomu współpracy pomiędzy użytkownikami. Od czasu do czasu można się wkurzyć widząc oddział łażący w kamuflażu (czysty widok na spawn drużyny broniącej niemal od razu kusi wykorzystaniem broni snajperskiej), wówczas łatwo przechylić szalę zwycięstwa na własną stronę... lub przeciwną. Dochodzi do tego jeszcze element gry w czteroosobowych składach. Trzymanie się grupy mocno zawęża możliwości ofensywne wroga, gdyż na obecnym etapie bety serwery mają wyłączony tryb ognia przyjacielskiego – wystarczy celować na oślep, ubić rywala i czekać na pomoc sojuszniczego sanitariusza. Implementacja dodatkowych map z pewnością pomogłaby w usuwaniu podstawowych błędów związanych z rozmieszczeniem sił i zasobów.