autor: Łukasz Malik
Heavy Rain - już graliśmy! - Strona 2
Twórcy Fahrenheit rozwijają zapoczątkowany przez siebie gatunek, będący połączeniem interaktywnego filmu, przygodówki i gry akcji. Heavy Rain nadchodzi.
Przeczytaj recenzję Heavy Rain - recenzja gry
Trudno oceniać film, wychodząc z kina po 1/6 seansu, ale już teraz możemy wyobrazić sobie, jak historia mordercy połączy losy czterech osób, które nie wiedziały o swoim istnieniu. Oczywiście na poziom takich obrazów jak 21 gramów czy Amores perros raczej nie ma co liczyć, ale i tak jest nieźle. Choć momentami narracja nieco szwankuje i jesteśmy rzucani z jednego miejsca w drugie, to stosunkowo szybko zaczynamy układać sobie w głowie przyczynowo-skutkowy ciąg zdarzeń, których jesteśmy świadkiem.
Widzimy szczęśliwą rodzinę, przygotowującą się do przyjęcia urodzinowego. Sielanka szybko zmienia się w tragedię, a śmierć jednego z domowników staje się dla Nathana Marsa punktem zwrotnym w życiu. Jak zostanie on wplątany w intrygę zabójcy z origiami? O tym przekonacie się sami.
Następnie poznajemy Scotta Shelby’ego, otyłego detektywa w obleśnym prochowcu. Wchodzimy do obskurnej kamienicy rodem z Siedem Finchera i pytamy ciecia o Lauren Winter. Ponieważ ten nie jest zbyt wylewny, podsuwamy mu banknot – mamy adres. Trzecie drzwi po lewej. Dobijamy się do mieszkania i poznajemy Lauren, prostytutkę, której dzieciak padł ofiarą seryjnego mordercy. Właśnie dla syna miała z tym skończyć, ale teraz nie ma to najmniejszego sensu. Trudno cokolwiek od niej wyciągnąć, jednak na coś się przydaliśmy, chronimy ją przed jakimś natarczywym patałachem, któremu zachciało się jej usług.

Norman Jayden – uzależniony od narkotyków młody agent FBI to postać numer trzy. Poznajemy go na miejscu zbrodni, gdzie z pomocą swoich superokularów połączonych ze specjalną rękawicą szuka śladów mordercy. Idę o zakład, że rozgrywka z jego udziałem będzie budziła najwięcej kontrowersji. Wszystko przez jego gadżet rodem ze Star Treka. Działanie okularów wdzieliśmy na filmach z tegorocznego E3, jednak to nie wszystko, co potrafi to małe cudo. To w uproszczeniu kieszonkowy pseudo-Matrix. Nathan, zamiast w obskurnym biurze komendy policji, siedzi sobie w otoczeniu marsjańskich skał czy w pięknej krainie pełnej wodospadów. Przed oczami ma interfejs żywcem wyjęty z Raportu Mniejszości, który zresztą w podobny sposób obsługujemy – wykonujemy odpowiednie ruchy padem oraz analogiem. Choć mnie ten element zupełnie nie przypadł do gustu, to obecni na pokazie koledzy z innych redakcji byli raczej pozytywnie nastawieni do tego wynalazku, twierdząc, że lepsze to niż nudne wertowanie akt śledztwa w komputerze. Gwoli ścisłości – akcja toczy się w 2011 roku, więc twórcy są przynajmniej częściowo usprawiedliwieni.
Ostatnią postacią, którą poznajemy jest dziennikarka Madison Paige, którą być może kojarzycie z fragmentu w dyskotece oraz z kontrowersyjnego striptizu, który wyciekł po jednym z pokazów. I na tym poprzestanę, jeśli chodzi o opis poszczególnych scen, bo to właśnie one stanowią siłę tej produkcji i nie chcę Wam zepsuć zabawy w lutym.