Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 listopada 2009, 12:49

autor: Radosław Grabowski

Battlefield: Bad Company 2 - testujemy przed premierą

Call of Duty: Modern Warfare 2 na razie króluje, ale na horyzoncie coraz wyraźniej widać nadchodzącego pretendenta do tronu. Zbliżający się Battlefield: Bad Company 2 prezentuje się szczególnie korzystnie w trybie multiplayer.

Wśród wojennych FPS-ów dla mas rządzi teraz niewątpliwie Call of Duty: Modern Warfare 2. Jednak już za niespełna cztery miesiące dzieło deweloperów z Infinity Ward będzie musiało zmierzyć się z bardzo mocnym konkurentem, czyli z Battlefield: Bad Company 2. Szczególnie interesująca powinna być rywalizacja obu tych produkcji na polu rozgrywki wieloosobowej. MW2 stanowi bowiem dość ostrożne rozwinięcie pomysłów z „jedynki”, a w niektórych aspektach zalicza nawet krok wstecz (vide głośna sprawa braku serwerów dedykowanych PC). Tymczasem BF:BC2 w kwestii zmagań wieloosobowych oferuje mnóstwo bardzo ciekawych elementów, których próżno szukać w poprzedniej części. Miałem okazję przekonać się o tym, odpalając multiplayerową wersję beta nadchodzącego tytułu szwedzkiego studia DICE, dostępną wyłącznie dla posiadaczy PlayStation 3. Od razu wyjaśniam, że w tym tekście żadnych porównań do wciąż żywego Battlefielda 2 nie będzie. Na to przyjdzie czas przy omawianiu pecetowej bety, która ma pojawić się w przyszłym miesiącu.

Nie każdy czołg może sam wygrać wojnę.

W pierwsze Bad Company nadal gram z przyjemnością. Już w trakcie beta testów wersji na X360 przekonałem się, że szykuje się multiplayerowy hit dla posiadaczy konsol. Sukces gry był na tyle duży, że przełożył się na sporą popularność wydanego kilka miesięcy temu jako samodzielny produkt Battlefielda 1943. A przecież poziom wtórności w tym ostatnim tytule skłania raczej do traktowania go jako swoiste historyczne DLC do BF:BC. Ekipa z DICE jednak doskonale wie, że po „dwójce” gracze oczekują czegoś więcej niż tylko drobnych zmian. Właśnie dlatego Battlefield: Bad Company 2 w stosunku do poprzedniej części oferuje zupełnie nową, bez wątpienia lepszą jakość zabawy.

Beta na PS3 pozwala na rozgrywkę wyłącznie w trybie Rush. To nic innego jak doskonale znany z „jedynki” Gold Rush. Mamy zatem dwie drużyny i mapę podzieloną na kilka sekcji. Generalnie chodzi o zdobywanie/bronienie dwóch skrzyń w poszczególnych fragmentach planszy. Dostępna jest tylko jedna lokacja – nazywa się Arica Harbor i umiejscowiona została w pustynno-nadmorskim regionie Chile. Mapa obejmuje nieco otwartej przestrzeni, trochę wiejskich zabudowań, przeprawę mostową oraz port przeładunkowy. Innymi słowy, otoczenie łączące cechy Oasis, Deconstruction i Final Ignition z pierwszego BF:BC. Gdzie więc te wspomniane wyżej ciekawe nowości?

Otóż najwięcej zmieniło się w klasach postaci. Zamiast pięciu mamy teraz tylko cztery. Powracają Assault (szturmowiec) i Recon (snajper-zwiadowca), a obok nich debiutują Medic (lekarz) i Engineer (inżynier). Ci dwaj ostatni dzielą pomiędzy siebie cechy, które w „jedynce” oferowały klasy Demolition, Support i Specialist. Deweloperzy z DICE zrobili jednak coś więcej od zwyczajnego przetasowania funkcji.

Lekarz dysponuje więc przede wszystkim erkaemem oraz podręcznymi apteczkami, działającymi jednak nieco inaczej niż poprzednio. Teraz pomiędzy podaniem towarzyszom kolejnych medykamentów trzeba chwilę odczekać, ale za to rzucane na pole walki pakiety z opatrunkami mają działanie obszarowe (stopniowo leczą wszystkich kompanów w odległości kilku kroków) i pozostają aktywne nawet po naszej śmierci. Na dodatek Medic wykorzystuje w boju jeszcze jeden kapitalny gadżet. Jest nim defibrylator, umożliwiający postawienie na nogi poległych przyjaciół. Reanimację da się przeprowadzić w ciągu kilkunastu sekund potrzebnych zwykle na respawn. Gdy gramy jako lekarz, nasz HUD za pomocą odpowiednich ikonek informuje, kto aktualnie potrzebuje opatrunków lub defibrylacji. Ciekawostką jest też możliwość użycia przywracających życie elektrod jako broni do walki w zwarciu. Niesamowitą radość daje zajście od tyłu jakiegoś przyczajonego kampera wpatrzonego w snajperską lunetę i popieszczenie go śmiertelną dawką woltów.

Medic potrafi nie tylko skutecznie leczyć towarzyszy broni.

Z kolei Engineer umie podkładać miny i naprawiać pojazdy oraz walczyć przy pomocy RPG-7 i innych wyrzutni pocisków rakietowych. Jako broń podstawową wykorzystuje szybkostrzelny karabinek lub pistolet maszynowy z tłumikiem. Takie zabawki jak zdalnie detonowane ładunki wybuchowe i urządzenie do wskazywania miejsc ataków artyleryjskich odziedziczył teraz Recon. Ma on jeszcze w zanadrzu znane już czujniki ruchu oraz kolejną nowość – specjalny celownik, podający towarzyszom lokalizację dostrzeżonych przeciwników. Natomiast Assault może wreszcie zdecydować, czy do swojego karabinu szturmowego chce podczepić granatnik, czy na przykład strzelbę. Na dodatek posiada jeszcze skrzynki z amunicją, funkcjonujące na podobnych zasadach jak apteczki Medica.

Wybierając klasę postaci w pierwszej części Bad Company, mieliśmy jeszcze dodatkową opcję ustawienia sobie podstawowego typu broni. W sequelu wyewoluowało to do formy menu z sześcioma slotami. Zatem po zdecydowaniu się na jeden z czterech typów żołnierza ustalamy nie tylko bazową giwerę przypisaną ściśle do danej klasy, ale także dowolną broń pomocniczą (pistolety, strzelby itp.) oraz dokonujemy wyboru gadżetu (przykładowo dla snajpera-zwiadowcy mogą to być wspomniane już ładunki wybuchowe lub wskaźnik do ostrzału artyleryjskiego). Pozostałe trzy sloty są przeznaczone na bonusy (tzw. specjalizacje), przypominające nieco perki z ostatnich odsłon Call of Duty. Można więc wybrać sobie chociażby ulepszenie osobistego pancerza, większą siłę ognia prowadzonych pojazdów etc.

Rzecz jasna na samym początku rozgrywki zdecydowana większość opcji dotyczących personalizowania postaci jest zablokowana. Zbierając punkty doświadczenia dla poszczególnych klas i awansując na wyższe stopnie wojskowe, uzyskujemy dostęp do coraz lepszych zabawek. Dodatkowo częste używanie konkretnej broni albo gadżetu powoduje, że dostajemy specjalne premie do skuteczności posługiwania się tym właśnie narzędziem. DICE chowa na pewno jeszcze jakieś asy w rękawie, ponieważ obecna w becie tabelka z akcesoriami posiada sporo pustych miejsc. Mimo wszystko już teraz cały system awansu, personalizacji i ulepszania dostarczył mi znacznie większej frajdy niż to, co jest w Modern Warfare 2. Nowe Bad Company znacznie ciekawiej prezentuje też statystyki i to zarówno po każdej bitwie, jak i dane zbiorcze dostępne z poziomu głównego menu. Wszystko jest tu podane w bardzo szczegółowej i zarazem przejrzystej formie. Aż chce się levelować!

Każdego Battlefielda cenię za skalę, w jakiej toczą się bitwy. Deweloperom z DICE zawsze na tyle zmyślnie udaje się stworzyć pola walki, że z przyjemnością używa się na nich przeróżnych pojazdów. Beta BF:BC2 oferuje możliwość przejechania się czołgami amerykańskimi i rosyjskimi, Humvee, a nawet quadami. W przypadku wozów pancernych cieszy ulepszony w stosunku do „jedynki” widok FPP – teraz znacznie łatwiej dostrzec cel i prowadzić skuteczny ostrzał. Pojawił się również nowy i jakże interesujący wehikuł, czyli zdalnie sterowany bezzałogowy helikopterek (UAV), namierzający laserowo cele dla pocisków rakietowych. Gdy podejdziemy do jego panelu kontrolnego i go uaktywnimy, widok przełącza się na kamerę z owego śmigłowca – obraz jest czarno-biały i posiada charakterystyczne zakłócenia, mające podkreślać realizm. Atakowanie nim przypomina nieco zabawę Predatorem w MW2, aczkolwiek w Bad Company 2 mamy pełną dowolność, jeśli chodzi o kontrolowanie lotu maszyny. Oczywiście helikopterek nie daje swojemu operatorowi żadnej kosmicznej przewagi nad oponentami, gdyż UAV da się zestrzelić celnym ogniem karabinowym. Poza tym zawsze można przecież podkraść się i ukatrupić żołnierza przy pulpicie kontrolnym.

Nowy widok z wnętrza czołgu. W ruchu wygląda to jeszcze lepiej!

To, co nadal urzeka w pierwszym BF:BC, a czego u konkurencji ciągle nie widać, to szeroko zakrojona destrukcja otoczenia. „Dwójka” idzie w tej kwestii o krok dalej, co deweloperzy reklamują szumnie brzmiącym sloganem „Destruction 2.0”. Istotnie skala zniszczeń została wyraźnie poszerzona. Ściany domów, płoty, murki i inne obiekty posiadają znacznie więcej stref, które można uszkodzić, aczkolwiek Red Faction: Guerrilla to w żadnym razie nie jest. Miałem w tym roku kilka okazji do zamienienia paru słów z Karlem Magnusem Troedssonem, Gordonem Van Dykem i Patrickiem Bachem z DICE – wszyscy trzej zapewniali mnie, że w BF:BC2 będzie można wreszcie równać budynki z ziemią. I wiecie co? Faktycznie da się to zrobić, ale trzeba poświęcić dłuższą chwilę i sporo materiałów wybuchowych. A wróg przecież nie śpi i może nam zwyczajnie podczas radosnej zabawy w człowieka-demolkę wpakować kulkę w czoło i zniweczyć cały nasz trud.

Beta Bad Company 2 daje tyle frajdy, że będące przedtem na moim prywatnym topie Modern Warfare 2 praktycznie odstawiłem. Produkcja ze stajni DICE zgodnie z tradycją przyciąga szeroką skalą toczonych bitew, a przy tym nie jest aż tak hardcore’owa jak chociażby ArmA II. Nadchodzący Battlefield czerpie to co najlepsze z poprzedniej części serii, dodając do tego jednocześnie nowe i co najważniejsze bardzo interesujące elementy. Część z nich to rozwiązania inspirowane cechami produkcji konkurencyjnych, a pozostałe to autorskie pomysły ekipy DICE. Deweloperzy ze Sztokholmu potrafią bowiem wyciągać słuszne wnioski i właśnie dlatego w BF:BC2 nie ma już kontrowersyjnych zastrzyków uzdrawiających, a jest wzorowane na Call of Duty powolne odzyskiwanie sił witalnych wraz z upływem czasu. Koniec również z nie wiadomo skąd przychodzącą po nas kostuchą – teraz po śmierci przez kilka sekund oglądamy ujęcie naszego zabójcy z zafiksowanej kamery TPP, co znacznie utrudnia życie kamperom.

Początek marca przyszłego roku da nam odpowiedź na pytanie, czy zaproponowana przez DICE koncepcja multiplayerowego FPS-a spotka się z entuzjastycznym przyjęciem szerokiej publiczności. Jestem przekonany, że wtedy do obozu Battlefielda przejdzie trochę fanów Call of Duty, nieco rozczarowanych tym, co dostali przy okazji Modern Warfare 2. Dzieło szwedzkich deweloperów powinno spodobać się miłośnikom sieciowych strzelanin przede wszystkim ze względu na bardzo sugestywne przedstawienie współczesnego pola walki, które jednocześnie nie odtwarza rzeczywistości na tyle wiernie, aby zniechęcić do zabawy mniej zaprawionych w boju graczy. Wydaje się, że BF:BC2 trafi idealnie pomiędzy koncepcję zręcznościową i symulacyjną. Na razie gra za sprawą wersji beta podbija serca posiadaczy PlayStation 3, ale jeszcze przed premierą o sile Bad Company 2 przekonają się zarówno użytkownicy PC, jak i Xboksa 360. Warto w to wejść!

Radosław „eLKaeR” Grabowski

Battlefield: Bad Company 2

Battlefield: Bad Company 2