autor: Borys Zajączkowski
World War III: Black Gold - przedpremierowy test - Strona 4
„Trzecia Wojna Światowa: Czarne złoto” powinna rozpocząć się w Polskich sklepach we wrześniu (1-go września?) i wszystko wskazuje na to, że rzesza miłośników RTS-ów ma na co już sobie ostrzyć pazury, kupować karty sieciowe i studiować podręczniki taktyki.
Przeczytaj recenzję World War III: Black Gold - recenzja gry
Awans jednostek wraz z możliwością przenoszenia tych zasłużonych do kolejnych misji stwarza możliwości znacznego uproszczenia sobie pracy - inaczej zaczyna się działania na wrogim terenie naprędce zamawiając oddziały szeregowców, a inaczej dowożąc na wstępie dywizjon czołgów prowadzonych pewną ręką weteranów. Sprawdza się to szczególnie w trakcie wykonywania kampanii dla byłego Związku Radzieckiego, gdyż tam gracz dysponuje swoją stałą, łączącą kolejne misje, bazą, która doskonale nadaje się do przechowywania i naprawiania (się) zmęczonych oddziałów. Elementem jednym z najistotniejszych i najbardziej wyróżniających „World War III” spośród pokrewnych erteeseów jest zmienność pór dnia oraz pogody. Nie sprowadza się ona jedynie do upiększenia samej gry wschodami i zachodami słońca - umiejętne wykorzystanie pory dnia potrafi zaowocować, a podczas rywalizacji z komputerem jest wręcz konieczne, gdyż jemu nie są obce takie strategie, jak atak nocą z pomocą dywizjonu czołgów, poruszających się na wyłączonych światłach. Warto nocą zdwoić warty, a i samemu pokusić się o jakiś atak z zaskoczenia, by wysadzić przeciwnikowi w powietrze coś dlań cennego. Delikwenci lubiący jeszcze bardziej kombinować dostaną do ręki maszyny do robót terenowych - budowania mostów pontonowych, wyrównywania terenu czy też budowy sztucznych zapór. Krótko rzecz ujmując, pod względem różnorodności strategii, jakie gracze będą w stanie opracować, by nawzajem uprzykrzyć sobie życie, WW3 nie ma sobie równych. W tej grze umiera klasycznie erteesowy schemat zakreślania pięciuset czołgów i rzucania ich do ataku na dwa tysiące piechoty. Prawie mi żal, że nie lubię strategii czasu rzeczywistego.
Jest jeszcze coś, co „Trzecia Wojna Światowa” ma, a co wcale nie jest wśród erteesów szczególnie popularne. Ma nastrój. Szczególnie przeze mnie ukochany apokaliptyczny klimat upadku ludzkości, ostatecznych rozstrzygnięć, duszną atmosferę końca. Przyczynia się do tego w wielkiej mierze naprawdę przepiękna ścieżka dźwiękowa, która długo się nie chce znudzić. Trzy tematy muzyczne dla każdej ze stron konfliktu, odrębne lecz zawsze przygnębiające, od których dusza mrocznieje i pozostaje jeden cel - przetrwać samemu za cenę życia innych.
„Trzecia Wojna Światowa: Czarne złoto” powinna rozpocząć się w Polskich sklepach we wrześniu (aby 1-go września?) i jestem o tym głęboko przekonany, że rzesza miłośników RTS-ów oraz rzesza pokrewnych strategów ma na co już sobie ostrzyć pazury, kupować karty sieciowe i studiować podręczniki taktyki. A ja? Ja po pięknej przygodzie na rozsianych po kuli ziemskiej polach walki wracam do przelewania smoczej krwi.
Borys „Shuck” Zajączkowski