autor: Bartłomiej Kossakowski
Project Sylpheed - zapowiedź - Strona 3
Project Sylpheed można opisać jako Star Trek w wersji japońskiej. Akcja jest więc bardziej wartka, walk jest zdecydowanie więcej, a kobiety mają większe piersi i bardziej kolorowe włosy.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Co jeszcze ma do zaoferowania Project Sylpheed? Poza ciągłym sianiem zniszczenia, będziemy też budować. A konkretnie – rozbudowywać nasz gwiezdny okręt, by był bardziej sprawny, lepiej uzbrojony, ale też po prostu ładniejszy i bardziej odpowiadający naszym wymaganiom. Dobieranie poszczególnych części pomiędzy misjami może być miłym elementem – pomogą w tym punkty zdobyte za ukończenie kolejnych etapów. Trzeba zadbać nie tylko o kolejne działa laserowe (wśród broni znajdą się również rakiety i miny – w sumie ponad 50 rodzajów), ale też system obronny, czyli różnego rodzaju pola siłowe. Nie obędzie się też bez zabaw z dodatkowym napędem, a w późniejszych misjach zaistnieje możliwość osiągania olbrzymich szybkości, by w ułamki sekund pokonywać duże przestrzenie.
Pojawią się też pewne elementy strategii – za pomocą krzyżaka będziemy mogli wydawać polecenia naszym towarzyszom, tak jak to miało miejsce choćby w Ninenty Nine Nights. Pamiętajmy jednak, że ma to jedynie nieco uatrakcyjnić rozgrywkę i nie będzie raczej ważnym elementem, a do inteligencji naszych kompanów i efektów podjętych przez nich działań można mieć pewne zastrzeżenia.

Gra wygląda ładnie, choć nie można tu mówić o graficznym przełomie. Ze względu na tematykę i miejsce akcji, autorzy starali się zachwycić nasze gałki oczne raczej różnymi efektami świetlnymi, wielkimi wybuchami, laserami we wszystkich kolorach tęczy i tym podobnymi bajerami, a nie realistycznymi modelami czy pięknymi sceneriami. Czasem jednak akcja przenosi się tuż nad powierzchnie planet i nie można mieć większych zastrzeżeń do ich wyglądu. Rozmiary statków są spore, choć dużą część ekranu zajmują różnego rodzaju komunikaty – od tego mówiącego o stanie osłon i amunicji, przez wspomniane już okno, w którym podziwiać będziemy twarze naszych towarzyszy, jak i prędkość statku czy specjalny radar pokazujący zbliżających się wrogów.
Czy warto czekać na Project Sylpheed? Jeśli graliście w kosmiczne strzelaniny w stylu arcade, a przy Einhander wydanym przez Square Enix jeszcze na pierwszą PlayStation zarwaliście kilka nocek – na pewno tak. Tym bardziej, jeśli lubicie też mangę, anime i w ogóle japońską stylistykę, bo gier z Kraju Kwitnącej Wiśni wciąż nie ma na Xboksa 360 zbyt dużo. Jeśli jednak jesteście fanami tradycyjnego sci-fi, najpierw chyba sprawdźcie Mass Effect – hit z gatunku RPG prosto od BioWare na pewno da Wam dużo radości, a gdy już go ukończycie i zapragniecie niewymagającej myślenia kosmicznej nawalanki, sięgnijcie po Project Sylpheed.
Bartłomiej Kossakowski
NADZIEJE:
- rozrywka w stylu starych strzelanin kosmicznych sprzed lat;
- rozbudowany wątek fabularny, dużo wstawek filmowych;
- klimat sci-fi, którego mimo wszystko wciąż brakuje w obecnych grach.
OBAWY:
- gra na kilka wieczorów;
- przeciętna grafika.