autor: Korneliusz Tabaka
Guild Wars: Nightfall - przedpremierowy test - Strona 2
Mówicie więc, że chcielibyście posłuchać o moich przygodach? W takim razie opowiem wam o kraju, z jakiego pochodzę i zagrożeniu, które go dotknęło. Urodziłem się w Elonii, Krainie Złotego Słońca, a dokładnie na wyspie Istanii...
Przeczytaj recenzję Guild Wars: Nightfall - recenzja gry
Początkowo naszym głównym zadaniem było patrolowanie ziem wokół głównych miast i osad. Niech wam się nie wydaje, że były to zwykłe spacerki. Moje ojczyste tereny zamieszkują stworzenia niespotykane nigdzie indziej – wielkie, mobilne rośliny, skutecznie osłabiające swych przeciwników, przeróżnej maści insekty, zarówno żyjące na, jak i pod powierzchnią ziemi – wierzcie mi, nic pięknego, a także odmiany znanych z Tyrii oślizgłych stworów pokrytych twardą łuską oraz wielkie jaszczury. Każdy z tych potworów stanowi nie lada wyzwanie, a do tego rzadko kiedy występuje pojedynczo, więc samotne „spacery”, to praktycznie pewna śmierć. Na szczęście ołtarze wskrzeszeń wciąż działają jak należy. Oczywiście, w końcu natknęliśmy się na wspomnianych korsarzy, nękających Istańskie osady.

Cały czas mówię „my”, a wciąż nic nie powiedziałem o moich towarzyszach. Podobnie jak w Tyrii czy Canthcie, tak i w Elonii można spotkać ludzi gotowych razem z Tobą stawiać czoła przeróżnym zagrożeniom. Jednak większość z nich to indywidualiści – nie mamy na nich większego wpływu – zarówno w kwestii tego, czym, jak i sposobu, w który walczą. Na szczęście w Krainie Złotego Słońca z chęcią dołączą się do Ciebie członkowie Zakonu Słonecznej Włóczni – o ile okażesz się tego godny. Czymże oni się różnią od tych pierwszych, pytacie? Ponieważ szkoleni byli przez Zakon, zdają sobie sprawę, jak ważna jest współpraca. Gdy, po wykonaniu pewnych zadań oraz nabyciu odpowiedniego doświadczenia, stwierdzili, że nadaję się na ich przywódcę, mogłem wyznaczyć sposób, w jaki starali się pokonać naszych wrogów oraz jakiego oręża do tego używali. Ponadto starali się dokładnie wykonywać moje polecenia: jaki cel w danym momencie atakować, gdzie się udać, a także jak się zachowywać – agresywnie, defensywnie, a może biernie. Mój wpływ na nich nie ograniczył się tylko do jednorazowego wyznaczenia taktyki walki, ale, w miarę jak razem zdobywaliśmy nowe doświadczenia, mogłem również określać kierunek ich dalszego rozwoju. Prawda, że wspaniali kompani?

Nie możecie się doczekać, aż opowiem Wam o zadaniach i misjach, które musiałem wykonać? W takim razie już mówię. Istania w owych czasach była bardzo niespokojną krainą. Zadań było bez liku. Jedne stosunkowo proste – zlecane przez zwykłych ludzi – jak choćby przeganianie korsarzy nękających rybacką wioskę, odblokowanie szlaku handlowego, transport towarów przez niebezpieczne tereny. Słowem to, co każdy początkujący poszukiwacz przygód na swej drodze spotkać musi. Na szczęście, a w sumie niestety, większość zadań, a w szczególności misji, już nie była tak prosta. W przeważającej mierze wiązała się z koniecznością oczyszczania Istanii z coraz większych hord niebezpiecznych stworzeń – a to wspomniane łuskowe stwory chciały doprowadzić do przyzwania swojego okrutnego bóstwa, harpie rozpanoszyły się ponad miarę, no i korsarze. Prawdziwa sól w oku. Wszędzie było ich pełno, a do tego w pewnym momencie odkryliśmy, że maczają swe brudne łapska w jakiejś naprawdę mrocznej sprawie. Aby im przeszkodzić w ich niecnych planach musieliśmy, między innymi, odnaleźć ruiny Pierwszego Miasta – pradawnej stolicy mego ludu, odeprzeć hordy nieumarłych, które z nich się uwolniły, zejść do krypt starożytnych herosów, a nawet wspomagać żeglarzy w odprawianiu rytuału, który miał nam zapewnić przychylne wiatry.

Wierzcie mi, łatwo nie było. Na szczęście w mych ojczystych stronach znane są umiejętności i czary, których nie nauczylibyście się nigdzie indziej. I nie myślcie sobie, że to jakieś pojedyncze, archaiczne sztuczki. Każdy znajdzie coś użytecznego dla siebie – mnisi mogą jeszcze skuteczniej chronić swych sojuszników, zabójcy staną się bardziej śmiercionośni, a nekromanci… niektóre z ich rytuałów aż strach wspominać, choć niewątpliwie warto mieć kogoś takiego po swojej stronie. Oprócz umiejętności, Zakon wspomagał nas wyjątkowymi technikami szkolenia.