autor: Wojciech Gatys
Vanguard: Saga of Heroes - zapowiedź - Strona 2
W 2002 roku Brad McQuaid i Jeff Butler, którzy zaprojektowali EverQuesta, postanowili wyrwać się z kieratu komercji i założyć studio Sigil Games Online. Później jednak zaprzedali dusze Microsoftowi i tak zaczął powstawać projekt Vanguard: Saga of Heroes.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Można być tego niemal pewnym – Ci, którzy narzekają, że w dostępnych obecnie MMORPG-ach osiągnęli już wszystko, na pewno ucieszą się na wieść o 100 poziomach rozwoju, 19 rasach (w tym samych elfów mamy cztery odmiany) i dziesiątkach klas postaci. Prócz tego ogromna ilość zdolności, umiejętności i premii specjalnych, które będzie można przydzielić swojej postaci na określonych etapach ścieżki rozwoju bohatera. Zasady gry zostały dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, a to oznacza znalezienie odpowiedzi m.in. na takie pytania jak: „Co się stanie, jeśli zginę w trakcie podróży łodzią? A jeśli zginę pod wodą? Czy ciało wypłynie na powierzchnię? A jeśli zginę w budynku umieszczonym pod wodą?”. I oczywiście w Vanguardzie możliwe będzie poruszanie się różnymi środkami transportu – statkami, konno, a nawet na grzbietach ujarzmionych potworów.
Sigil Games Online zapowiadają też, że ich gra – w odróżnieniu od poprzednich produkcji tego typu – nie będzie polegała na nudnym do pierwszych wymiotów, siermiężnym zdobywaniu punktów doświadczenia poprzez ubijanie szczurów i lepienie stu garnków na godzinę. W zaczarowanym świecie Vanguarda czekać na nas będą wyzwania godne prawdziwych bohaterów. Dodatkowo będziemy mogli być jednocześnie łowcą przygód i spokojnym rzemieślnikiem - rozpoczęcie przygody jako skromny szewczyk Dratewka nie będzie oznaczało, że nigdy nie przypadnie nam w udziale pokonanie smoka.
Zaawansowany system wytwarzania przedmiotów, znany z EverQuesta, ma zostać w Vanguardzie wyniesiony na wyżyny. Będziemy mieli możliwość budowania własnych domostw, a nawet pojazdów. Znajdzie się też miejsce dla intryg politycznych – odpowiednie kierowanie sprawami gildii, knucie i gra na dwa fronty w skomplikowanym świecie społeczno-politycznym ma być prawdziwą gratką dla bardziej zaawansowanych graczy, którzy osiągną naprawdę wysoki status w vanguardowej socjecie.
Jak już wspomniałem, jeśli chodzi o technikalia raczej nie ma co oczekiwać cudów – grafika w grze stoi na poziomie mniej więcej EverQuesta II (wszystko jest napędzane silnikiem Unreala 2) i o ile mocodawcy z Microsoftu nie zafundują swoim podwładnym czegoś bardziej wystrzałowego, będziemy musieli się z tym pogodzić. Co prawda McQuaid i Butler zapowiadają, że dopracowane lokacje, często nawiązujące do kultur wschodu oraz Afryki, będą wprost tętnić życiem i sympatycznymi szczególikami, ale nie ma co liczyć na grafikę klasy Obliviona. Zamiast cudownych widoków, Sigil stawia na wolność w stylu GTA – jeśli ktoś zechce, nie będzie musiał biegać z mieczem po leśnych ostępach, ani szukać ziół na kolejną nalewkę dla spragnionych klientów. Wystarczy wyjść z domu, przeciągnąć się w blasku słońca (pogłoski o dostępności tej opcji nie zostały na razie potwierdzone) i ruszyć do tawerny na drinka. Albo dwa. To się nazywa życie... (Do czasu aż Microsoft nie wystawi rachunku za subskrypcję :P).