autor: Krzysztof Mielnik
Dreamfall: The Longest Journey - zapowiedź - Strona 2
April Ryan nie jest tą samą dziewczyną, którą prowadziliśmy za rączkę ostatnim razem. Od tamtych zdarzeń minęło już 10 długich lat, a nasza 18-letnia podówczas podopieczna dojrzała i z naiwnego, zagubionego dziewczątka nie pozostał w niej już nawet ślad.
Przeczytaj recenzję Dreamfall: The Longest Journey - recenzja gry
Sama April Ryan nie jest jednak tą samą dziewczyną, którą prowadziliśmy za rączkę ostatnim razem. Od tamtych zdarzeń minęło już 10 długich lat, a nasza 18-letnia podówczas podopieczna dojrzała i z naiwnego, zagubionego dziewczątka nie pozostał w niej już nawet ślad. Panna Ryan, doskonale zaaklimatyzowana w obydwu światach będzie odtąd mentorką dla nowej bohaterki – Zoe Costello. Dwudziestoletnia dziewczyna, która startuje z podobnej pozycji, jak niegdyś April, ma być główną postacią przez 60-70% czasu rozgrywki. Pozostałe procenty obdzielone zostaną pomiędzy April właśnie i... pierwszego mężczyznę – gościa imieniem Kian. O ile rola uroczej, młodziutkiej szatynki, odzianej w dżinsy i futerkową kurtkę będzie w dość dużym stopniu zbliżona do tej, którą odgrywała główna bohaterka pierwszej odsłony, o tyle o Kianie dotychczas mówi się niewiele. Wiadomo jedynie, że to typ wojownika – jego głównym atutem ma być siła. Zważywszy na wcześniej wspomniane założenia dotyczące konstrukcji zagadek, można domniemywać, że nieraz okaże się być ona sprawą kluczową dla naszych postępów w grze.

Arkadia i Stark nie będą już jedynymi światami, które przyjdzie nam zwiedzić. W Dreamfall’u dołącza do nich kraina wiecznej zimy, w chwili obecnej nazywana po prostu Winter. Intryga rozgrywać będzie się więc na trzech płaszczyznach, co wskazywałoby na to, że fabuła powinna być jeszcze bardziej zakręcona niż w jedynce. Z drugiej jednak strony radziłbym Wam wstrzymać się ze snuciem fantastycznych wizji na temat niezwykłej złożoności gry. W jednym z wywiadów Tornquist uraczył nas bowiem stwierdzeniem, które dość mocno podłamało moją wiarę, że drugi TLJ okaże się grą lepszą od oryginału... Oto bowiem szef produkcji stwierdził, że w związku z większą dynamiką rozgrywki i zmianą jej charakteru, długość czasu potrzebnego na zaliczenie gry ulegnie radykalnemu skróceniu. Pamiętam, że osobiście grę przechodziłem przez kilka tygodni, rozkoszując się faktem, że po wielu godzinach wciąż pozostała mi jedna, czy dwie płyty całkowicie jeszcze nietknięte przez laser CD-ROM-u. Najdłuższa Podróż była nią rzeczywiście! Grając wcielałem się w April i żyłem jej życiem, jej problemami, jej dniem powszednim. Przepraszam bardzo, ale jeśli słowa Tornquista miałyby znaleźć swoje potwierdzenie w praktyce i dwójka miałaby stanowić zawód pod tym względem (albo i pod jakimkolwiek innym), lepiej trzymajcie mnie gdzieś na odludziu, bo nie ręczę za swe czyny!
Równoległe wymiary to niezwykle wdzięczny temat. Rzecz posiadająca potencjał tak ogromny, że nie sposób wyczerpać go w dwóch, pięciu, czy choćby dziesięciu tytułach. Prawdę mówiąc nie zdziwiłbym się, gdyby seria Najdłuższa Podróż przemieniła się z czasem w Niekończącą się podróż. WSZYSTKO w rękach (i głowach) producentów. Tylko od nich w końcu zależy to, czy druga część powtórzy sukces pierwszej i z czym ludziom będzie kojarzył się ich tytuł...
Nie będę ukrywał, że jestem pełen obaw. Boję się, czy gra ewoluuje w dobrym kierunku. Boję się, czy przygodówka idealna nie przemieni się w gatunkową hybrydę, którą łącząc w sobie wszystko, tak naprawdę stanie się niczym... Boję się o to, czy dane mi będzie jeszcze raz poczuć się tak wspaniale, jak przed dwoma laty...
Odpowiedź na te wątpliwości poznamy za równy rok. Trzymajmy kciuki moi drodzy – ale tak naprawdę mooocno!
Krzysztof „Bakterria” Mielnik