Graliśmy w Sniper Ghost Warrior Contracts 2 - sequel lepszy dokładnie o kilometr - Strona 2
Sniper: Ghost Warrior Contracts było w końcu popchnięciem serii w dobrą stronę. „Dwójka” nie stawia więc na rewolucję, tylko kontynuuje sprawdzoną wcześniej formułę. Z małym, a raczej dłuuugim dodatkiem.
Kontrakty na wiele sposobów
Autorzy dostarczyli zresztą mnóstwo powodów zachęcających do wielokrotnego przechodzenia gry. Każda mapa pełna jest różnych wyzwań – często takich, z którymi damy sobie radę dopiero przy ponownym podejściu, gdy odblokujemy nowe gadżety. Zaliczanie wyzwań z kolei zwiększa liczbę nagród na koniec misji, a co za tym idzie – środków do ulepszania naszego sprzętu. W zbrojowni mamy podobny zestaw co w poprzedniej części, a więc oprócz karabinów jest też taktyczna maska z różnymi trybami obserwacji, specjalna amunicja, obowiązkowy dron, a nawet wieżyczka snajperska umożliwiająca strzały synchroniczne.
Poza tym na mapach od czasu do czasu pojawiają się jakieś cele poboczne, niezwiązane z głównym wątkiem fabularnym. Ich połączenie z wyzwaniami nie jest może na poziomie pomysłów z Hitmana, gdzie raz jesteśmy detektywem, innym razem modelem czy chirurgiem, ale trzeba przyznać, że pasują one do gry o snajperze i spełniają swoją rolę zachęty do spędzenia z tym tytułem dłuższego czasu. W sequelu zabrakło mi jednak jakiejś bardziej spektakularnej zmiany w misjach, choćby złożonej współpracy z atakującym oddziałem sojuszników czy konieczności rozpoznania celu w tłumie innych postaci. Pomimo pewnego urozmaicenia to jednak wciąż jest tylko chodzenie od jednej „strzelnicy” do drugiej.
Snajper – Cry Engine – 1:0
W poprzedniej części nieco krytykowałem warstwę techniczną i dość nierówną grafikę. Tym razem deweloperom chyba udało się już w miarę ujarzmić Cry Engine. Wprawdzie nadal dokuczały mi notoryczne przycinki przy autosave’ach, mimo że gra zainstalowana była na szybkim dysku SSD, ale oprawa wizualna okazuje się naprawdę ładna. Już od pierwszych chwil górzyste obszary Bliskiego Wschodu rysujące się aż po horyzont robią kapitalne wrażenie. Poprawiono animacje wrogów, którzy teraz poruszają się nieco bardziej naturalnie.
Podobały mi się ostre jak żyleta tekstury terenu i wielu obiektów, co zapewne jest zasługą braku jakichś dziwnych filtrów nadużywanych w innych tytułach. Byłem też zaskoczony, że nie znudziły mi się efekty „kill-camery” podążającej za pociskiem. Stopień gore’u jest taki „akurat”, a ujęcia całkiem pomysłowe. Mimo że na raytracingowe wodotryski nie ma co liczyć, a na nowej generacji konsol Sniper: Ghost Warrior Contracts 2 kusi głównie rozdzielczością 4K, grafika ogólnie może się podobać. Na przeciętnym poziomie pozostał za to dźwięk. Muzyka w ogóle nie zapada w pamięć, a strażnicy posługują się angielskim z topornym, wschodnim akcentem.
Jeden strzał – jeden kilometr niepewności
Seria Sniper: Ghost Warrior to gry, które przeszły długą drogę w poszukiwaniu swojej formuły. Po ciągle wypominanej „kioskowej” budżetowości w „jedynce” i „dwójce” oraz wyjątkowo nieudanym eksperymencie z sandboksem w stylu Far Crya zlecenia i wyzwania na półotwartych mapach wydają się być w końcu właściwym kierunkiem. Nawet jeśli sequel Ghost Warrior Contracts nie będzie tak barwny i wciągający jak trzecia część Hitmana, nowa gra CI Games ma duże szanse być najlepszym Sniperem: Ghost Warriorem całego cyklu. Trzymam kciuki, by ten strzał z kilometra okazał się celny!