autor: Borys Zajączkowski
Piraci z Karaibów - przed premierą - Strona 2
Piraci z Karaibów to gra przygodowa/cRPG oparta na motywach filmu fabularnego Jerry’ego Bruckheimera (Armageddon, Pearl Harbor) o tytule „Pirates of the Caribbean: The Curse of the Black Pearl” z Johnnym Deppem w roli głównej.
Przeczytaj recenzję Piraci z Karaibów - recenzja gry
Dokonawszy rekrutacji załogi, poczyniwszy zakupy i odbywszy nieuniknione walki na miecze czas wrócić na pokład. Pokład ów przynależeć może do jednego z bodaj trzydziestu dostępnych w grze statków, wszystkich szczegółowo wymodelowanych w oparciu o historyczne projekty i rysunki (już miałem napisać: zdjęcia). Samo dowodzenie swoim żaglowcem może mieć charakter bardziej lub mniej realistyczny – tak, by nie zawieść oczekiwań graczy o różnym podejściu do żeglugi. Oczywiście nie zmienia to faktu, iż znacznie ciekawszą stroną bycia piratem – poza utrzymywaniem statku na wodzie, choćby w warunkach sztormu – jest atakowanie innych, dokonywanie abordaży oraz ostateczne zmagania z obcymi kapitanami. Na tym polu możemy oczekiwać nie lada wyzwań, jako że sztuczna inteligencja przeciwników przeszła znaczący rozwój. Aby jej sprostać, flota gracza może składać się, z czasem, z kilku jednostek dowodzonych przez wynajętych oficerów, którym można przekazywać rozkazy, czyli należy się spodziewać wcale atrakcyjnych walk o strategicznym charakterze.
Bardzo dużą uwagę autorzy gry – rosyjski zespół Akella – poświęcili czysto erpegowemu kształtowaniu nie tylko postaci gracza, lecz również towarzyszącej mu załogi oraz oficerów. Zdobyte doświadczenie ma w „Piratach z Karaibów” przełożenie na umiejętności przywódcze i ogólnożeglarskie, sprawność w posługiwaniu się działami okrętowymi oraz celność, efektywność w dokonywaniu abordażu i walkach szermierczych, umiejętności obronne, naprawcze, handlowe oraz elementarne szczęście. Podobnie za zarobione pieniądze gracz będzie w stanie kupować nowe statki, najmować ludzi, wymieniać wyposażenie w tym działa okrętowe, kupować amunicję, a także bronie mniejszego kalibru i bardziej bezpośredniego zastosowania: pistolety i miecze. Sama technika zarabiania zaś pieniędzy również pozostawia graczowi w osobie kapitana Nathaniela Hawka duże pole do popisu. Obok misji mu zlecanych w ramach głównego biegu fabuły, może on zajmować się przemytem i piractwem na własną rękę, może poszukiwać skarbów podążając szlakami zasłyszanych plotek, może zawiązywać układy z obecnymi w rejonie potęgami kolonialnymi i wycofywać się z nich.
Ale nie tylko merytoryczna strona „Piratów z Karaibów” stać ma na najwyższym poziomie. Nie pierwszy już raz Rosjanie szykują się udowodnić światu, że możliwości graficzne współczesnych komputerów nie kryją przed nimi tajemnic. Na potrzeby gry powstała druga odsłona engine’u STORM, który oferuje możliwość bardzo szczegółowego wymodelowania obiektów – zarówno na morzu jak i na lądzie – precyzyjnej animacji aż po roślinność reagującą na ruch postaci, wreszcie realistycznej wody uwzględniającej nie tylko pixel-shaderowe falki, ale i odbicia. Zważywszy słuchy jakoby wszystko to chodziło bynajmniej nie na hi-endowym sprzęcie, brzmi to jak bajka, a przynajmniej każe z niecierpliwością czekać na samodzielny kontakt z grą.
Pewne wątpliwości budzi przeprojektowany, olbrzymi i skomplikowany interfejs, z którego może być ciężko nauczyć się korzystać bez ciągłego zwracania się o pomoc do kontekstowej pomocy, lecz coś za coś: gra, która umożliwia pływanie, dowodzenie załogą oraz całą własną flotą, odbywanie walk na morzu i na lądzie, dalekie rejsy i wycieczki krajoznawcze – interface takiej gry nie może się zamykać w granicach kilku ikonek. Inną wątpliwość, którą wypada nazwać rozczarowaniem, pojawia się na wieść o rezygnacji autorów z trybu prowadzenia rozgrywek sieciowych. Tu powstaje pytanie: czy gdyby „Sea Dogs II” nie stali się „Pirates of the Carribean” i nie musieli dopełnić terminu narzuconego przez wytwórnię Disney’a, nadal by pozostali grą dla samotnych? Pewnie nie. Inna rzecz, że każda gra musi kiedyś ujrzeć światło dzienne i poniekąd lepiej, żeby się to działo wcześniej niż później. „Piraci z Karaibów” i tak zapowiadają się tak smakowicie, że z pewnością warto ich premiery doczekać.
Shuck