autor: Szymon Liebert
Grałem w Outriders – im było trudniej, tym lepiej się bawiłem - Strona 3
„Byłem na przedpremierowym pokazie Outriders” – chwalę się ludziom, ale nikt nie wie co to jest Outriders. Niedługo się dowiedzą, bo chociaż wystartowanie z nową marką w 2020 roku nie jest łatwe, zdecydowanie warto próbować i celebrować takie próby.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Outriders - gdyby Diablo miało spluwy i słabe dialogi
Trochę takie MMO
Chociaż w Outriders gra się jak w klasyczną strzelankę, znajdziemy tu naleciałości z MMO, kojarzące się też z popularnymi dzisiaj miksami gatunków, jak np. The Division czy Destiny. Umiejętności mają cooldowny, przeciwnicy paski życia nad głowami, wzbogacone o ikonki działania poszczególnych efektów i właściwości. Interfejs sygnalizuje ataki obszarowe czytelnymi okręgami, a nawet wskazuje pasek odpalania specjalnych ataków przez potężniejszych wrogów (co sugeruje, że będzie można je w jakiś sposób przerywać lub spowalniać). Nie muszę chyba dodawać, że przeciwnicy, a w szczególności bossowie, są też wytrzymali, więc czasem trzeba wpakować w nich co najmniej kilka magazynków.
Premiowane są tu umiejętności manualne gracza, ale jednak poziomy postaci czy posiadanego sprzętu także mają spore znaczenie. Zbieranie lootu – wypadającego z wrogów i oferowanego w nagrodę – to jeden z filarów rozgrywki. Ten sprzęt, podzielony na kolorystyczne klasy, pokroju złotych legend i fioletowych rzadkich typów broni, będzie też można modyfikować (w grze gromadzimy nawet kilka typów surowców). Specjalne modyfikatory do broni potrafią zwiększyć skuteczność jej podstawowych parametrów, ale też dodać toksyczne pociski zadające obrażenia przez kilka sekund czy pociski podpalające.
W całej tej rozsądnie zaprojektowanej mechanice walki trafiła się jedna nieścisłość, być może wynikająca z wczesnej wersji gry. Na większości map znajdziemy dziesiątki osłon w stylu worków z piaskiem czy murków. Gra oferuje też oczywiście system chowania się za zasłonami rodem z Gears of War. Podczas kilku godzin grania w naszej drużynie skorzystaliśmy z tej opcji dosłownie parę razy. A to dlatego, że Outriders w obecnej postaci premiuje bycie agresywnym, pozostawanie w ruchu i trzymanie się blisko przeciwnika. Każda z klas leczy się przecież we własnym zakresie, a umiejętności odpalane są raczej w bliskim kontakcie. Zakładam, że może się to zmienić przy zwiększeniu stopnia trudności zabawy – być może wtedy defensywna gra okaże się czymś istotniejszym.
Na razie jednak za murkami chowają się tylko wrogowie, bo gracze dążą do jak najbardziej kontaktowej rozgrywki. Sam poziom trudności przedstawiony jest w ciekawy sposób – to tak zwany World Tier, czyli poziom trudności świata gry. Każdy kolejny zwiększą szansę na zdobycie lepszych przedmiotów, ale też podnosi statystyki i możliwości przeciwników. W teorii powinno to zachęcić do powrotu na wcześniejsze mapy w celu sprawdzenia, jak poradzimy sobie z mocniejszymi wersjami oponentów.
POZIOM TRUDNOŚCI DOSTOSOWANY DO GRUPY
W tytułach, w których możemy grać wraz z innymi albo w ekipie, często pojawia się problem skalowania poziomu trudności do liczebności grupy. People Can Fly zapewnia, że otrzymamy tu trzy warianty zabawy: dla jednego gracza, dwóch graczy i pełnej drużyny. Outriders oferuje sporo ułatwień w przypadku wspólnej gry – takich jak możliwość pomijania przerywników czy głosowania przy wyborze zadania lub przejścia na inny fragment mapy. Na każdym z pól bitew znajdują się też bannery z opcją szybkiej podróży.