Graliśmy w Battlefield V – to nadal stary, dobry BF! - Strona 2
„Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia” – o ile jest to prawda w przypadku Fallouta, Battlefield V dowodzi jednak czego innego. Na szczęście wprowadzane zmiany oceniamy na plus, bo to wciąż stary, poczciwy Battlefield. Wiemy, bo już graliśmy!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Battlefield 5 – świetne multi i słaba kampania
Dajcie amunicję!
Drobnych zmian doczekał się również system respawnu. Po śmierci dostajemy do wyboru dwie opcje: automatyczne odrodzenie się na towarzyszu ze składu, co jest szybszym sposobem, ale zmusza do pojawienia się na mapie tą samą klasą co poprzednio, albo tradycyjne wejście do akcji z poziomu mapy taktycznej – wtedy mamy szansę wyboru klasy oraz dostosowania ekwipunku przed powrotem na pole walki.
Na starcie należy przygotować się również na konieczność lepszego zarządzania amunicją. Tym razem zdecydowano się zmniejszyć naszym żołnierzom liczbę magazynków, które noszą przy sobie. Mój szturmowiec miał przy sobie tylko 2 magazynki po 32 naboje, a snajper jedynie 3 z 5 sztukami amunicji w każdym. Oznacza to, że bardzo szybko możemy wyzbyć się „pestek” w głównej broni i częściej musimy sięgać po pistolet.
Oczywiście całość została przygotowania w taki sposób, by wymusić na nas rozważniejszą grę oraz częstsze korzystanie ze skrzynek z zaopatrzeniem – czy to tych stacjonarnych, czy rzucanych przez żołnierzy wsparcia. Na ten moment uważam to za całkiem zgrabne rozwiązanie, ale więcej będzie można powiedzieć dopiero po przetestowaniu większej ilości broni – stosunek szybkostrzelności do liczby dostępnej amunicji musi tu być bardzo dokładnie wyważony.
Pewnie słyszeliście także o nowej opcji, czyli holowaniu niektórych rodzajów dotąd stacjonarnej broni większego kalibru. Wystarczy podjechać odpowiednią maszyną do działa znajdującego się na mobilnej platformie i już możemy przemierzać mapę z dodatkowym uzbrojeniem. Podczas ostatniej rozgrywki przeciwnicy podpięli działo przeciwlotnicze do wozu opancerzonego i podjechali z nim na punkt strategiczny, skutecznie korzystając z dodatkowej siły ognia, by zawalić nam na głowę budynki, w których się broniliśmy. Realizm? Nie. Dobry balans? Niekoniecznie. Ale taki właśnie od lat jest Battlefield – tym razem daje graczom do rąk kolejne zabawki, których wykorzystywanie na polu bitwy sprawia frajdę.
Drobiazgi i nie tylko
Po premierze pierwszego Battlefronta można było zauważyć wpływy tej wizji strzelankowych Gwiezdnych wojen na serię Battlefield również w wyglądzie szeregowych żołnierzy. Uwagę od samego początku zwracały nowe modele postaci, które przemieszczały się w bardziej dynamiczny sposób, jednocześnie sprawiając w ruchu trochę sztuczne wrażenie. W BFV wszystkie postacie zdają się poruszać bardziej naturalnie, a do tego dodano zupełnie nowe elementy, np. reakcję modelu na dobiegnięcie do ściany (bardziej normalne „dobicie” do niej ciałem zamiast dotychczasowego sztucznego zatrzymania się w miejscu) czy sposób układania się nóg naszego awatara przy padaniu na ziemię.

Battlefield 4 był pierwszą grą z serii, która wprowadziła pięcioosobowe składy, a ich obecność twórcy tłumaczyli jako oferującą „więcej możliwości dla gameplayu bazującego na współpracy”. Po kilku odsłonach chyba jednak zmienili zdanie – w Battlefieldzie V ponownie będziemy przydzielani do czteroosobowych drużyn.
Pamiętacie, jak to było dotychczas, prawda? Po kliknięciu przez nas „Z” nasz żołnierz padał na glebę, zawsze brzuchem ku dołowi, i najczęściej jeszcze wystawiał nogi przez teksturę ściany. Tym razem dzielni chłopcy i dziewczęta kładą się zależnie od kierunku ruchu: w jednej z potyczek wycofywałem się po otwarciu ognia do dwóch przeciwników i kiedy udało mi się utłuc jednego, rzuciłem się na ziemię, by przeładować broń, nim oponent podbiegnie bliżej. Jako że wciąż poruszałem się do tyłu, mój żołnierz położył się na plecach i widziałem swoje buty – zupełnie jak w Rainbow Six: Siege. Mała rzecz, a cieszy.
Znacznie bardziej naturalny i logiczny wydaje się również model strzelania. DICE zdecydowało się wyeliminować element losowości, przez który kule czasem nie trafiały tam, gdzie powinny, nawet jeśli dobrze celowaliśmy. Tym razem deweloperzy postanowili trzymać się zasady „gdzie celujesz – tam strzelasz”, więc naszym zadaniem jest po prostu nauczyć się zachowania wybranej przez nas broni przy prowadzeniu ognia, by efektywnie kompensować odrzut. Nawet po dość krótkim kontakcie z grą da się odczuć pozytywną zmianę. Cieszy mnie również powrót celowników z większym przybliżeniem – przy całym moim pozytywnym nastawieniu do Battlefielda 1 brakowało mi możliwości strzelania na większy dystans z konkretnym zoomem.
Stary, dobry Battlefield
EA nie popisało się pierwszym trailerem Battlefielda V, który pokazywał tę grę od dziwnej strony. Prezentacja przygotowana na EA Play, a także możliwość samodzielnego przetestowania trybu Grand Operations spowodowała, że jestem spokojny o nowego BF-a. Pamiętajcie: to nie jest realistyczna II wojna światowa. Tak, reprezentacja kobiet na frontach okazuje się znaczna, nawet jeśli nie jest to zgodne z historią. I mam to w nosie, bo po tej sesji odczuwam przemożne pragnienie zasiąść na długie godziny do Battlefielda. A o to przecież chodzi!
O AUTORZE
Spędziłem z serią setki godzin – z „trójką” ponad 300, z „czwórką” niemal 300. Ostatnio znowu wróciłem do Battlefielda 1, w którym moją ulubioną klasą jest szturmowiec.
ZASTRZEŻENIE
Wyjazd i pobyt autora na targach E3 opłaciliśmy we własnym zakresie. Firma EA pokryła dodatkowe wydatki związane z wcześniejszym przyjazdem do Los Angeles na imprezę EA Play.