Graliśmy w My Summer Car – samochodowy survival dla wytrwałych - Strona 2
Lato, urlop, własna bryka – My Summer Car brzmi jak lekka, wakacyjna przygoda, ale w rzeczywistości to hardkorowy symulator dla wytrwałych.
Zapowiadana premiera gry: jeszcze nie ogłoszona.
Dzień 1
Z jakichś powodów miałem ogromną niechęć przed podróżami w nieznane, skupiłem się więc tylko na dłubaniu w garażu. Powoli zapadał zmierzch, gdy czerwona karoseria stanęła w końcu na wszystkich czterech kołach – cudowny widok! Włączyłem świetlówkę w garażu i zabrałem się za silnik – to już jednak wyższa szkoła jazdy. Sen na pewno przyniesie jakieś pomysły. Pospałem, pojadłem, popiłem, posiedziałem w toalecie. Jedzenie skończyło się wiele godzin temu, ale kto by tam się tym przejmował – przecież jadłem wczoraj, a silnik nabierał kształtów. Teraz miska olejowa… śmierć z głodu.
Dzień 1
W składaniu zawieszenia nie mam już sobie równych, jednak tym razem uważnie monitoruje swoje zachcianki. Przerywam skręcanie silnika i ruszam na wyprawę w poszukiwaniu sklepu. Droga niezła, nie ma drzew, zmieniłem bieg na wyższy, by szybciej dotrzeć do celu. Furgonetka to jednak nie WRC – gdy zaczęła dziwnie kołysać po najechaniu na trawę, hamuję uważając na drzewa. Trochę zarzuciło, ale jestem cały. Niestety, samochód wylądował po zderzak w jakimś bagnie – wszelkie próby wyjechania nie powiodły się. Mógłbym przejść się do sąsiada po traktor, ale iść tyle czasu wolnym krokiem? To już wolę śmierć!
Dzień 1
Zawieszenie – jest (mówi się „check”). Obiad – check! Piwko – check! Toaleta – check! Wyprawa do sklepu – check! Ostrożna jazda – che… Ostrzejszy zakręt i wysoki furgon przekręcił się na bok… Iść po traktor? Gdzie ja jestem w ogóle? Śmierć.
Dzień 1
Nie chce mi się patrzeć na silnik i zawieszenie. Jadę od razu do sklepu, na pierwszym biegu, co chwilę wysiadając i sprawdzając drogę. Pada deszcz, świeci słońce. O, jakieś zabudowania – znalazłem stację obsługi pojazdów! Tu można zamówić lepsze części tuningowe, odrdzewić karoserię, ustawić zbieżność kół, a przede wszystkim przejechać się wypasionym, amerykańskim muscle carem, z czego od razu korzystam. Klimatyczne wnętrze, świetny dźwięk silnika – tak można jechać do sklepu! Auto jest szybsze niż furgon, więc muszę uważać. Zaliczyłem pobocze, więc zwalniam i próbuje wykręcić wokół groźnie wyglądających drzew. Moja prędkość nie przekracza 5 km/h, gdy zahaczam o pieniek i… śmierć. Przy 5 hm/h!
Dzień 1
Tak przy okazji złożyłem sobie zawieszenie i pewnie skończyłbym silnik, gdyby nie… brak części! Okazało się, że w garażu nie ma kompletu – reszta pewnie jest w sklepie. Z przerażeniem patrzę na furgonetkę, ale ruszam w drogę. Tym razem wybieram asfaltową autostradę – przecież tu mi drzewa nie zagrażają. Jest natomiast policja z radarem. Zwalniam znacząco do 5 kilometrów na godzinę, funkcjonariusz chowa lizak i stoi spokojnie – uff, udało się. Kiedy jednak mijam radiowóz i dodaję gazu, ten rusza w pościg na sygnale. Zatrzymuję się, wysiadam i odbieram mandat – siedem stów w plecy. Niestety w emocjach nie zaciągnąłem ręcznego. Policjanci ruszają i kompletnie ignorując mojego vana, pchają go przed sobą. Po 5 minutach w końcu doganiam ten dziwny pociąg, próbuje otworzyć drzwi i wsiąść – wszystko dzieje się w tempie truchtu, ale – śmierć…