Graliśmy w Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands - Just Cause 3 na poważnie - Strona 2
Na targi E3 francuska firma Ubisoft przywiozła grywalny build Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands. Mieliśmy okazję pobawić się grą przez dłuższą chwilę.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Ghost Recon: Wildlands – kooperacja ponad wszystko
Największy świat Ubisoftu
Ubisoft przywiózł do Los Angeles dwa fragmenty gry. Jeden z nich znacie z konferencji firmy Ubisoft – drużyna Duchów usiłowała dorwać specjalistę od pozbywania się ciał, wrzucającego zwłoki do wypełnionych kwasem beczek niczym Walter White w serialu Breaking Bad. W misji pokazanej dziennikarzom za zamkniętymi drzwiami zadanie było zgoła inne – musieliśmy wykraść dane wywiadowcze z silnie chronionego posterunku wroga, a wcześniej odnaleźć sam posterunek. Wyzwanie nie należało do specjalnie skomplikowanych, zwłaszcza że autorzy zadbali o odpowiednie dopakowanie śmiałków. Każdy z nich miał wysoki poziom, co oczywiście potwierdza obecność systemu rozwoju postaci – tego jednak nie udało nam się przeanalizować. Podobnie jak mapy pozwalającej docenić skalę przedsięwzięcia.
Ubisoft chwali się, że Boliwia w Ghost Recon: Wildlands to największy teren stworzony kiedykolwiek przez francuską firmę. Kiedy nasza drużyna zajęła miejsca w helikopterze i odbywaliśmy krótki, nieprzerywany żadnym atakiem lot, odniosłem wrażenie, że w stwierdzeniu tym nie ma żadnej przesady. Deweloperzy pokazywali majaczące na horyzoncie budynki, które da się odwiedzić. Choć – słysząc ulubione powiedzonko Todda Howarda z Bethesdy: „Widzisz tę górę, możesz tam pójść” – zawsze szyderczo uśmiecham się pod nosem, jestem naprawdę pełen podziwu dla obszaru dostępnego w Wildlands. Wydaje się on absolutnie olbrzymi.
W kupie raźniej
Sama misja przebiegała bez zakłóceń. Ubisoft ma ostatnio zajawkę na drony, więc przed wizytą w obu ważnych dla owego zadania lokacjach dokładnie obejrzeliśmy okolicę przy pomocy tych urządzeń i oznaczyliśmy sobie wrogów. Potem nastąpił podział ról, co miało mieć niebagatelne znaczenie podczas ataku na większy z posterunków. Postanowiliśmy uderzyć dwójkami z obu stron jednocześnie, zmniejszając ryzyko wyeliminowania całego oddziału. Plan zakładał również, że jeśli opór okaże się zbyt silny, oddział nie zostanie zlikwidowany za jednym zamachem, a koledzy przybiegną rannym z pomocą. Udało się go zrealizować w stu procentach i to dwukrotnie, bo po zakończeniu misji raz jeszcze ruszyliśmy do walki, by podbić siedzibę niemilców w nieco inny sposób.
Gra pozwoli na korzystanie z szerokiej gamy środków lokomocji – autorzy obiecali, że w pełnej wersji ma ich być ponad sześćdziesiąt. Podczas krótkiej prezentacji mogłem pojeździć tylko motocyklem i jeepem, ale to w zupełności wystarczyło, by stwierdzić, że zręcznościowy model jazdy jest przyjemny i trudno mieć do niego jakieś ale. Cieszy fakt, że cała drużyna może wsiąść do jednego auta (o ile wóz przewiduje taką opcję, rzecz jasna), a zajmowane w kabinie fotele mają znaczenie. Wildlands umożliwia bowiem swobodne ostrzeliwanie rywali z okien, co przydaje się zarówno podczas pościgów, jak i efektownych prób ucieczki z gorącej strefy. W przypadku śmigłowców jeden z członków drużyny obejmuje kontrolę nad bronią pokładową. Szycie do rywali z miniguna nie było konieczne, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, by w oponentów uderzyć właśnie z powietrza i w ten sposób zdziesiątkować obsadę obozu przed zejściem na ziemię.