Graliśmy w Champions of Anteria – strategiczne RPG na gruzach Settlersów - Strona 2
Na gruzach skasowanej ósmej odsłony serii The Settlers niemieckie studio Blue Byte przygotowało... strategicznego RPG-a. Oto Champions of Anteria.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.

Jest wiele rodzajów misji, w których bierzemy udział – w jednej eskortujemy wóz, w innej bronimy wież. Cieszy, że każda z nich ma fabularne wprowadzenie, a także cele opcjonalne (np. zabicie pobocznego przeciwnika).
Walka i zaliczanie kolejnych misji stanowią co prawda oś gry, ale to tylko jedna z płaszczyzn rozgrywki. W Champions of Anteria zarządzamy również małym królestwem, będącym bazą naszych bohaterów – stawiamy tam budynki, wykuwamy broń i warzymy mikstury. Wszystko to jest dość uproszone, pełni bowiem rolę służebną względem misji – i dobrze, bo dzięki temu gra nie gubi swojej tożsamości, a tak właśnie było ze skasowanymi Settlersami. Gdy już zaopatrzymy bohaterów i postawimy nowe budowle, udajemy się na mapę strategiczną, która na pierwszy rzut oka wygląda trochę jak z Civilization V. Na niej też wybieramy cel następnej misji. Całość tej strategicznej warstwy gry odbywa się w turach, a więc otrzymujemy surowce, stawiamy budynki i posyłamy herosów w bój (tutaj przerwa na misję) – a potem wszystko od nowa.
Kolorowy potwór Frankensteina
O dominację w Anterii walczą Plemiona z Wydm, Szarobrodzi oraz Złamana Korona. My pojawiamy się znikąd i jako czwarta siła mamy za zadanie podbijać kolejne obszary (dzięki nim zdobywamy zasoby potrzebne do stawiania budynków czy tworzenia przedmiotów) – aż do momentu, gdy będziemy mogli zaatakować stolice wrogów. Wtedy mamy okazję wziąć udział w rozbudowanej misji, kończącej się pojedynkiem z bossem. W trakcie pokazu zmierzyłem się z przywódcą Złamanej Korony. Walka była długa, gdyż najpierw musiałem przebić się przez hordy nieprzyjaciół. Starcie z głównym przeciwnikiem najłatwiej porównać do potyczek w grach MMORPG – boss miał masę życia, korzystał z różnych ataków obszarowych, a gdy punkty zdrowia spadały mu do pewnego poziomu, zmieniał styl walki. W pierwszej fazie był ociężały i zajmował się głównie szarżowaniem, w drugiej pojawili się leczący go sojusznicy, a w ostatniej kręcił się jak szalony po polu bitwy. Cała zabawa trwała ponad 20 minut – po wszystkim Złamana Korona dokończyła żywota wraz ze swoim przywódcą, a nam pozostały do pokonania już tylko dwie frakcje.
Radosny koktajl gatunkowy

Dawno nie widziałem gry tak bezpretensjonalnie korzystającej z cudzych pomysłów. W Champions of Anteria da się dostrzec wpływy Torchlighta (kolorowa rąbanka), World of Warcraft (wielofazowe walki z bossami) czy Divinity: Original Sin (aktywna pauza oraz interfejs bitewny). Nie zabrakło możliwości konfigurowania postaci na wzór Diablo III.