Graliśmy w Dying Light: The Following - dodatek, który zawstydzi niejedną dużą grę - Strona 2
Odwiedziliśmy siedzibę Techlandu, by spędzić ponad godzinę z Dying Light: The Following. Dodanie samochodów i otwarcie konstrukcji świata wprowadza do gry zupełnie nową jakość, bez mała wywracając model rozgrywki do góry nogami.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light: The Following - ostry skręt w kierunku Far Cry'a
Cechą charakterystyczną nowego wątku jest także jego częściowa otwartość. Na pewnym etapie (mniej więcej po godzinie rozgrywki właśnie) historia się otwiera, gdy gracz staje w obliczu wyzwania zaskarbienia sobie zaufania wyznawców wspomnianej religii, aby zostać dopuszczonym do sekretów kultu. W praktyce oznacza to nieco sztampowy licznik punktów reputacji, zapełniany głównie przez wyświadczanie mieszkańcom terenów wokół Harran rozmaitych przysług. Nie udało mi się wykonać zbyt wielu zadań, ale jeśli wszystkie misje będą prezentować poziom tych, które wypełniłem, nieliniowość przy owym „biciu repa” może stać się dobrym powodem, by przejść The Following więcej niż raz. Zresztą i bez tego dodatek powinien zaoferować dostatecznie dużą porcję zabawy, by zaspokoić wszystkie apetyty. Według niedawnych doniesień przez ostatnie miesiące gra rozrosła się Techlandowi trochę ponad miarę (co pociągnęło za sobą nieznaczny wzrost ceny rozszerzenia i przepustki sezonowej), w związku z czym deweloper szacuje teraz, że ukończenie przygody powinno zająć ok. 15 godzin (przy założeniu, iż oddamy się też po drodze paru aktywnościom pobocznym), natomiast w przypadku osób chcących odkryć wszystko, co oferuje rozszerzenie, może to potrwać nawet i 30 godzin.
Jak spędzimy ten czas? Przede wszystkim czeka na nas zupełnie nowa mapa do eksploracji, która powierzchnią znacznie przewyższa obszar z podstawki, choć nieco ustępuje mu pod względem zagęszczenia atrakcji. Oprócz pokazywanych do tej pory pól, łąk, torów kolejowych, farm i bandyckich posterunków w różnych małych lokacjach przyjdzie nam zobaczyć także tereny górskie, spory kompleks rafinerii, miasteczko w stylu śródziemnomorskim i inne ciekawe miejsca. Dominować będą oczywiście otwarte przestrzenie, więc parkour zejdzie na nieco dalszy plan, ale – jak widać – nie zabraknie także obszarów pozwalających bawić się w sposób przypominający nasze poczynania w podstawce.
Podczas pokazu padło także pytanie o wsparcie dla wirtualnej rzeczywistości. Twórcy przyznali, że nie testowali tej funkcji przy projektowaniu The Following – być może zajmą się tym po premierze gry – ale tytuł powinien współpracować z goglami VR w podstawowym zakresie.
Tak oto dochodzimy do wspomnianego już głównego dania w The Following, jakim są pojazdy typu buggy. Ich wprowadzenie przy jednoczesnym „rozpłaszczeniu” świata zmienia rozgrywkę nie do poznania. Samochody okazują się przede wszystkim jedynym sensownym środkiem transportu na nowym obszarze – chyba że kogoś bieganie po polach i przedzieranie się z maczetą przez tłumy zombie bawi bardziej niż śmiganie łazikiem po wertepach i branie umarlaków na zderzak czy traktowanie ich miotaczem ognia. W posiadanie własnych czterech kółek wchodzimy już po kilkudziesięciu minutach zabawy i gdy człowiek raz zrobi z nich użytek, nie chce się z już nimi rozstać do końca przygody.