autor: Maciej Tomaszewski
Graliśmy w Ashes of the Singularity - połączenie Company of Heroes i Total Annihilation - Strona 3
Najnowsza gra studia Stardock – twórców kosmicznej strategii Galactic Civilizations – znana jest głównie z tego, że jest pierwszym benchmarkiem DirectX 12. Wczesna beta Ashes of the Singularity pokazuje, że to również RTS z ciekawą mechaniką.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Ashes of the Singularity - ogromne bitwy w cieniu mankamentów
Krok 4 – nie składaj obietnic bez pokrycia
Wczesna wersja AotS pozwala zweryfikować większość z obietnic jakie składali nam twórcy. Rzeczywiście udało im się stworzyć grę z konfliktami na masową skalę – to znaczy z udziałem tysięcy jednostek. Trzeba jednak zaznaczyć, że wielkość bitew zależy nie tylko od rodzaju mapy jaki wybierzemy, ale również od liczby punktów Turinium potrzebnych do wygrania wojny. Im mniejsza mapa i mniejszy próg punktów, tym mniejsze będą też starcia, a rozgrywka stanie się bardziej klasyczna. Wielkie mapy z dużą ilością punktów Turinium i sześcioma przeciwnikami, to gwarancja długiej i emocjonującej batalii. Stardock zapewniało też, że będzie tworzyć RTS, w którym liczy się przede wszystkim strategiczne myślenie, a nie szybkość klikania myszą. Rzeczywiście taktyka i wielozadaniowość w tej grze to podstawa, ale nie można zapominać, że sprawność w wydawaniu rozkazów – szczególnie w pierwszych fazach rozwoju – jest równie ważna. Ciężko na tym etapie dokonać pełnej oceny sztucznej inteligencji, które wedle zapewnień ma być niezwykle inteligentne i nie będzie oszukiwać. Nie da się jednak zaprzeczyć, że na wyższych poziomach trudności AI potrafi napsuć krwi.

Twórcy obiecali, że na ekranie będzie mogło walczyć ze sobą kilkadziesiąt tysięcy jednostek naraz, więc postanowiliśmy sprawdzić czy jest to w ogóle możliwe. W grze limit armii wyznacza liczba punktów Logistyki. Najtańszy pod tym względem oddział (Hermes, Archer lub Brute) kosztuje jeden punkt Logistyki i składa się z trzech jednostek. Bazowa liczba Logistyki jaką mamy na starcie gry to 100 punktów, ale w trakcie rozgrywki możemy tę liczbę podwyższać poprzez ulepszenia stosownej techniki. I tu pojawia się najciekawsza rzecz – pomimo moich usilnych prób nie dałem rady odkryć jaki jest maksymalny limit posiadanych punktów Logistyki. Udało mi się dobić do 6 tysięcy i wciąż mogłem wykupować kolejne punkty. Łatwo policzyć, że 6 tysięcy oddziałów Hermesa, daje nam 18 tysięcy jednostek na jedną armię. To teoria, bo w praktyce wyprodukowanie (nie mówiąc już o zarządzaniu i efektywności) tylu jednostek jest właściwie niemożliwe ze względu na koszta i czas. Co nie zmienia faktu, że twórcy wywiązali się z obietnicy.
Trochę na wyrost jest natomiast hasło mówiące o starciach toczonych na całych planetach. Rzeczywiście niektóre mapy są duże, ale jednocześnie są też zbyt ubogie i nudne by dać wrażenie prowadzenia wojny na całym globie. Nie uświadczymy na nich żadnych jezior, gęstych lasów albo zróżnicowanego podłoża. Jedyne co urozmaica plansze w aktualnej wersji gry, to ukształtowanie terenu – obecność licznych dolin i wzgórz. To zdecydowanie najsłabszy element Ashes of the Singularity.
Oprawa na obecnym etapie nie zachwyca. Na pewno nie przystaje do oczekiwań jakie można by mieć od pierwszej gry wykorzystującej DirectX 12. Szczególnie brzydki jest teren, trochę lepiej wypadają dosyć szczegółowo oddane jednostki. Natomiast przyjemne dla oka są wszelkie wystrzały, wybuchy, lasery i inne efekty specjalne. Duży potencjał widać też kiedy dochodzi do większych starć – wtedy zachwycają nie tylko liczne efekty ataków, ale również fakt, że pomimo skali bitwy, gra cały czas chodzi płynnie. Również ścieżka muzyczna przypadła mi do gustu. Jest za to kilka zgrzytów w kwestii odgłosów jednostek i powiadomień (choć część z nich poprawiła ostatnia aktualizacja). Pomimo tego, że na poziomie technicznym gra obecnie nie wywołuje opadu szczęki, to czuję, że finalna wersja ma szanse podbić serca graczy.
Po materiale udostępnionym w ramach wczesnego dostępu możemy być pewni jednego - Ashes of the Singularity intryguje i zachęca do tego by dać mu szanse. Obserwując na listę rzeczy, które twórcy chcą zaimplementować, widać, że tytuł przejdzie jeszcze długą drogę zanim w pełnej wersji trafi w nasze ręce. Można więc śmiało założyć, że jeśli już teraz jest w stanie dostarczyć sporo zabawy (ale też i rzucić wyzwanie), to finalny produkt powinien być jeszcze lepszy. Dla fanów futurystycznych RTS-ów czy bitew przeprowadzanych na ogromną skalę jest to pozycja obowiązkowa do sprawdzenia, za to koneserzy rozbudowanych strategii i gracze lubujący się w szybkiej, bardziej zręcznościowej akcji, póki co nie znajdą tu wiele dla siebie.