Graliśmy w Just Cause 3 – eksplozje na każdą okazję - Strona 2
Avalanche podczas prezentacji Just Cause 3 na gamescomie miało naprawdę sporo do zaoferowania – z pokazu wynika, że Szwedzi nie zamierzają naprawiać czegoś, co nie jest zepsute: jest szybciej, mocniej i z większą liczbą eksplozji.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli
Idealnie w ten obraz wpisują się modyfikacje, do których dostęp można zdobyć poprzez branie udziału w wyzwaniach. Główne ulepszenia trafią do naszej broni oraz samochodów (które trzeba wcześniej umieścić w garażu); raz kupione i zamontowane będą wówczas dostępne w każdym kolejnym modelu aż do momentu, w którym uznamy, że dane udoskonalenie więcej się nam nie przyda. Modyfikacje oczywiście także mają swój element obecnego wszędzie w Just Cause „przesadyzmu”: o ile nitro to całkowicie normalne usprawnienie, tak już możliwość podskoczenia autem na wysokość kilku metrów trudno brać na poważnie. Widać, że twórcy chcą, by „trójka” w pierwszej kolejności bawiła, a nie stawiała przeszkody nie do pokonania. Lubisz poruszać się przy użyciu haka z liną i strzelać z wyrzutni rakiet? Zalicz jedno wyzwanie, a będziesz mógł robić obie te rzeczy w tym samym momencie. Ta filozofia całkiem nieźle się sprawdza, bo choć Just Cause 3 zdecydowanie nie jest produkcją wymagającą, to potrafi dostarczyć tonę satysfakcjonującej zabawy.
W przerwie od przerzedzania szeregów generała Di Ravello możemy spróbować swoich sił we wspomnianych wcześniej wyzwaniach nagradzanych modyfikacjami. Cztery z nich stanowiły jedyną grywalną część gamescomowej prezentacji Avalanche: dwa tory, na których mogliśmy poćwiczyć latanie w wingsuicie, oraz dwie piaskownice, w których naszym zadaniem było dokonanie jak największych zniszczeń w przeciągu 90 sekund. Uzyskanie najwyżej nagradzanego wyniku to wcale nie taka prosta sprawa: przy powietrznych akrobacjach o rezultacie potrafi zadecydować jedna pomyłka, przy radosnym strzelaniu – jeden chybiony pocisk. Na szczęście każda z tych prób okazuje się dostatecznie krótka, by można było pozwolić sobie na kilka powtórek... co wcale nie zmniejsza frustracji, gdy w samej końcówce kursu źle wymierzycie tor lotu i efektownie rozbijecie się o ziemię. Nie brak także prostych patentów, które ułatwiają każde z wyzwań do punktu, w którym nie czerpiemy z nich żadnej przyjemności – ostatecznie co to za frajda wskoczyć do helikoptera i z jego pokładu ostrzeliwać nieruchome cele na dole?
Ogólnie o Just Cause 3 trudno powiedzieć cokolwiek, co nie zostało już powiedziane. Avalanche nie planuje zmieniać formuły rozgrywki, by przekonać do siebie sceptycznych wobec serii graczy, bo nie ma raczej wątpliwości, że cykl zmierza w pożądanym kierunku. I rzeczywiście: najmocniejszą stroną nowego dzieła Szwedów jest brak jakichkolwiek kompleksów. Just Cause wie dokładnie, czym jest, a czym nie jest, i każdy z charakterystycznych dla siebie elementów ma dopracowany do perfekcji. Tło fabularne rodem z niezbyt ambitnego kina akcji, eksplodujące przy niemal każdej kraksie samochody, bohater propagujący idee demokracji i wolności z wyrzutnią rakiet i karabinem maszynowym na plecach – wszystko to tworzy specyficzny klimat, nad którym unosi się woń dobrej zabawy. Zobaczymy, czy to wystarczy, by pod koniec roku namieszać w branży.