Graliśmy w Star Wars: Battlefront! Prawdziwy triumf Gwiezdnych Wojen - Strona 2
Star Wars: Battlefront to nie jest jedynie Battlefield z podmienionymi skórkami. Po rozegraniu jednego meczu można odnieść wrażenie, że DICE jest na tropie zrealizowania najlepszej gry w swoim portfolio.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Star Wars: Battlefront - to nie jest Battlefield w kosmosie
W samym starciu brało udział kilkadziesiąt osób. Zakuci w zimowe kombinezony szturmowcy próbowali osłaniać AT-AT przed atakiem rebeliantów i jednoczenie uniemożliwiać tym ostatnim dotarcie do konkretnych punktów na mapie, co przechyliłoby szalę zwycięstwa na ich korzyść. Świetnie prezentowała się też obrona samej bazy. Wrogowie usiłowali dostać się do środka przez otwarty właz hangaru, ale bez większych problemów udało się tę ofensywę zatrzymać. Na polu bitwy już tak różowo nie było, może dlatego, że wojacy obu frakcji okazali się dość mobilni. Każdy z piechurów dysponował plecakiem odrzutowym, który po naładowaniu pozwalał szybko wycofać się z gorącej sytuacji lub wręcz przeciwnie, uniemożliwiał tego typu akcje. Wśród innych kart, bo zdolności te są udostępniane właśnie przez karty, znajdowała się także możliwość wystrzelania z broni aż trzech ładunków wybuchowych w kierunku AT-ST. Ten pomysł okazał się dość przydatny, kiedy AT-AT straciły chroniące je osłonę. Gdyby nie materiały służące do eksplozji, prawdopodobnie nigdy nie udałoby się nam załatwić obu potworów, zwłaszcza że o wykorzystaniu w akcji snowspeederów można było jedynie pomarzyć.
Zaprezentowana na targach mapa była wystarczająco duża, żeby obie strony konfliktu czuły się na niej dość swobodnie, a jednocześnie na tyle mała, żeby nie tracić czasu na mozolny bieg do miejsca akcji po respawnie. Wraz z dziennikarzami wykonaliśmy ostatecznie zlecone przez Ackbara zadanie, co na starcie rozgrywki wydawało mi się niemożliwe do zrealizowania. Nie zmienia to jednak faktu, że maszyny rozwaliliśmy niemal w ostatniej chwili, bo tuż przed osiągnięciem limitu czasu, a niżej podpisany, ku swemu wielkiego zadowoleniu, zajął drugie miejsce w rankingu najlepszych graczy. Na konsoli, meh.
Do tej pory Battlefront interesował mnie średnio. Nie przepadam, niestety, za serią Battlefield a oglądając materiały promocyjne z nowej gry, odnosiłem wrażenie, że jest to zwyczajna kopia „czwórki” z kultowymi bohaterami z uniwersum George’a Lucasa. Po dzisiejszej batalii mam o nowej produkcji studia DICE zdecydowanie lepsze zdanie. Powiem więcej, jeśli miałbym wskazać tylko jeden produkt, który w należyty sposób oddaje ducha wojennej zawieruchy z udziałem rebeliantów i szturmowców, byłby to Battlefiel... front. Miejmy nadzieję, że po Battlefroncie EA raz jeszcze sięgnie po licencję Star Wars i wysmaży coś równie interesującego. 1313 wciąż czeka na restart.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl