autor: Damian Pawlikowski
Graliśmy w Just Cause 3 – szalony i efekciarski sandbox kontratakuje - Strona 3
Jedna z najbardziej zwariowanych gier z otwartym światem powraca. Just Cause 3 już teraz w każdym calu wypada dużo lepiej od poprzednich części, a od wczesnej wersji, którą ogrywaliśmy trudno się było oderwać.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli
Gadaliśmy o powietrzu, przyszła więc pora i na wodę. Do czego możemy ją wykorzystać? Po pierwsze, do chowania się w jej odmętach przed przeciwnikiem. Po drugie, do poruszania się po niej w rozmaitych wodnych pojazdach bądź wpław. Po trzecie, do podziwiania, zwłaszcza przy zmieniających się warunkach pogodowych czy porach dnia. Ten zachód słońca, spieniona od motorówki toń i nasz twardziel, rekreacyjnie śmigający kraulem nieopodal latarni morskiej... po prostu wizualne cudo! Cała gra wygląda oczywiście zdecydowanie lepiej od poprzedniej części, swoim poziomem wykonania dorównując nawet takim gigantom jak pecetowe Grand Theft Auto V. Na tę chwilę jest jednak zbyt wcześnie, by mówić o konkretnych specyfikacjach sprzętowych, ale – zgodnie ze słowami Rolanda Lesterlina – jeśli nie mieliście problemu z odpaleniem Wiedźmina 3 na uber, Just Cause 3 pójdzie Wam na najwyższych detalach z palcem w nosie (o wersjach konsolowych wiem tylko tyle, że limit fps zostanie zablokowany na w tej chwili jeszcze nieokreślonej wielkości). Aktualnie gierka śmiga z wykorzystaniem DirectX 11, ale jeśli starczy czasu i sił, być może uda się wykrzesać coś w związku z DX12. Czas pokaże, co wyjdzie z tych planów, jednak nie nastawiałbym się na wcielenie ich w życie. Lepiej miło się zaskoczyć.
Wracając do zawartości gry, na pewno nie zabraknie szerokiego wachlarza rozmaitych pukawek, od najzwyklejszych pistoletów, przez swojsko brzmiący karabinek U-24 Zabijak, na minigunie kończąc. Im częściej będziemy korzystać z danego gnata, tym bardziej rozwiną się jego statystyki. Fani znanej z drugiego odcinka Just Cause broni Air Propulsion Gun, wyrzucającej z dużą prędkością sprężone powietrze, mogące odpychać na dalekie dystanse rozmaite obiekty, powinni ucieszyć się z uwzględnienia kilku równie pokręconych – acz póki co pozostających słodką tajemnicą deweloperów – pukawek. Lwia część modyfikowalnego arsenału zostanie udostępniona w podstawowej wersji gry, zaś niektóre modele odblokujemy, zamawiając dzieło Avalanche Studios w pre-orderze i nabywając późniejsze DLC. Ot, urok dzisiejszych czasów. Niemniej warto pamiętać o noszeniu przy sobie najodpowiedniejszego dla nas oręża, bowiem sztuczna inteligencja naszych przeciwników została poprawiona, zatem o kopnięcie w kalendarz podczas „wymiany uprzejmości” z większą grupką oponentów nie będzie szczególnie trudno.
Spluwy to jedno, ale kimże byłby agent służb specjalnych bez swoich szybkich fur, lśniących motorówek oraz sypiących na prawo i lewo łuskami helikopterów wojskowych? W trzecim Just Cause pojawi się około osiemdziesięciu rozmaitych wehikułów, o ile naturalnie każde miejsce w menu gry zostanie zapełnione (niektóre pojazdy w udostępnionej wersji były, niestety, zablokowane i posiadały wyłącznie nazwę kodową). Niemniej znajdziemy tu m.in. autobusy, traktory, ciężarówki, koparki, monster trucki, bolidy F1, opancerzone buggie, czołgi, żaglówki, skutery wodne, łodzie bojowe, barki, helikoptery i wodnosamoloty. Ich różnorodność może przytłoczyć, to fakt, a jak sprawdzają się w ruchu? W większości przypadków model jazdy wydaje się po prostu świetny – w końcu odpowiadają za niego ludzie maczający palce w seriach wyścigówek Burnout czy Need for Speed. Prowadzenie samochodów sportowych bądź klasy średniej to czysta przyjemność, kojarząca mi się nieco z arcade’owym podejściem z Forzy Horizon czy wspomnianego NFS-a. Niestety – i w tej beczułce miodu znalazła się łyżeczka dziegciu.