autor: Piotr Deja
No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.'s Way - test przed premierą - Strona 2
No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.'s Way to jak sam numer w tytule wskazuje, sequel przygodowej gry akcji utrzymanej w tradycji filmów szpiegowskich z lat 60-tych – The Operative: No One Lives Forever.
Przeczytaj recenzję No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.'s Way - recenzja gry
Kiedy wprowadzające intro minęło, zabrałem się do gry. Co prawda słyszałem i przewidywałem nawet, iż trzeba tu będzie bardziej skupić się na cichym i cierpliwym załatwianiu wrogich wartowników, aniżeli z walecznym okrzykiem i kataną w rękach rzucać się na nich... ale nie wiedziałem, że aż w takim stopniu! Czasami miałem wrażenie, że to prawie Thief! Co prawda katana jest i nic nie stoi na przeszkodzie, aby móc jej używać (inna sprawa – trzeba najpierw ją zdobyć), znacznie lepiej jednak sprawdza się ona w „cicho-ciemnym” dorabianiu wrogom drugich uśmiechów, zamiast walki otwartej i bezpośredniej. Dołóż do tego wskaźnik wykrywalności - ciemniejące, wraz z naszym zatrzymaniem się i staniem w bezruchu w jakimś nieoświetlonym miejscu, oczko. Gdy zupełnie sczernieje – możemy spokojnie odetchnąć, przeładować broń czy sprawdzić mapy i notatki w celu zaplanowania dalszych posunięć. Kolejna sprawa to przenoszenie ciał – naprawdę nie jest dobrym pomysłem zostawianie trupów na środku pokoju czy placu (chyba że mamy stuprocentową pewność, iż przez nikogo nie zostaną zauważone), a zaniepokojony widokiem martwego kolegi strażnik może (i zwykle korzysta z tej możliwości) włączyć alarm. Alarm natomiast to duże kłopoty, lepiej się wtedy szybko zmyć – jeśli jest oczywiście dokąd – z zagrożonego miejsca. To nie Soldier Of Fortune II: Double Helix, gdzie niezrozumiały wskaźnik informujący o hałasie i uruchomieniu alarmu w niczym nie przeszkadzał dzielnemu najemnikowi przedzierać się przez terrorystów niczym rolnik z kosą przez zboże. Przejawem zdrowego rozsądku jest także używanie broni „cichych”, choć w arsenale mamy starego znajomego „Kałasza” czy inne karabiny / pistolety (zwykłe i maszynowe). Co powiecie na kuszę sportową z trującymi bełtami i celownikiem optycznym (ładna mi sportowa kusza...)? Albo pistolet z tłumikiem? Lub pistolet strzelający amunicją różną – w pełnym tego słowa znaczeniu – od pocisków usypiających do specjalnych kul, które bez włączania alarmu „wyłączają kamery z gry”? Każdą broń można podnieść, zabijając jej posiadacza. W ten sposób zdobywasz choćby wspomnianą katanę, shriukeny czy też AK47. Jest też świetny „Wkurzony Kotek” („Angry Kitty”), który na pytanie strażnika: „O, zgubiłeś się kotku? Jaki milutki!” odpowiada grzecznym wybuchem. Można zastawiać wnyki, pułapką może okazać się nawet skórka od banana! Dźwięk towarzyszący wywracaniu się przeciwnika (lub samej Cate, jeśli będziemy nieostrożni) jak żyw pochodzi z kreskówek, gdzie animowani bohaterowie w podobny sposób dali się łapać na ten bananowy podstęp.
Czym byłby James Bond bez swoich słynnych, dostarczanych przez Q gadżetów? Cate też nie ma się czego wstydzić. Kamera ukryta w szmince, dekoder w puderniczce, wytrych w spince do włosów czy palnik w lakierze do włosów to tylko namiastka tego, co będziemy mieć w posiadaniu i z czego skrzętnie będziemy korzystać. Gra, podobnie jak jej poprzedniczka, podzielona jest na kilkanaście rozdziałów, a każdy z nich na mniejsze podpoziomy. Grając tak, zabijając wrogów, przeszukując skrzynki w poszukiwaniu ważnych dokumentów można nie zauważyć tego, iż modeli jest STRASZNIE mało! Chodzi tu o modele przeciwników. Owszem, zrobione są świetnie i w ogóle (ach, te chińskie matrony z powabnymi... katanami :), ale w czterech rozdziałach, które na razie zdążyłem ukończyć, spotkałem zaledwie dwa rodzaje przeciwników! W Chinach były to takie niby – samurajki, a w mroźnej Syberii – żołnierze. Co prawda ci ostatni różnili się jeszcze wyglądem twarzy (choć żaden z nich nie miał np. wąsów czy brody), to panie były wszystkie identyczne! To bardzo poważna wada, gdyż chociażby leciwy Soldier Of Fortune (część pierwsza) oferował znacznie większą różnorodność. Mam cichą nadzieję, że twórcy coś z tym zrobią.