autor: Luc
Testujemy grę Skyforge – sieciowe RPG z boskim potencjałem - Strona 3
Choć w MMORPG widzieliśmy niemal wszystko, wciąż pojawiają się gry, które potrafią zaskoczyć tematyką. Skyforge, tworzone przez Allods Team, pozwoli na bycie bogiem, choć to nie jedyne, co ów tytuł ma do zaoferowania.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Efektowne gąbki na pociski
No właśnie, sama walka. Zacznijmy od tego, że jest naprawdę efektowna. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że pod względem oprawy oraz animacji mamy do czynienia z jednym z najładniejszych MMORPG-ów na rynku. Lodowe ataki, przytrzymywanie przeciwnika w powietrzu, a także czytelny system zadawania obrażeń zrobiły na mnie spore wrażenie.
Warto podkreślić, że w starciach główną rolę odgrywa przede wszystkim akcja, a to za sprawą dość ograniczonego repertuaru umiejętności, jakimi możemy jednocześnie dysponować. Nie licząc ataków przypisanych do lewego i prawego klawisza myszy, mamy zaledwie sześć dodatkowych przycisków, swoim układem przypominających to, co widuje się w grach z gatunku MOBA. Niektóre postacie, dzięki zmianie trybu ofensywnego, zyskują dostęp do pakietu innych niż podstawowe zdolności, ale zawsze jest to jednocześnie maksymalnie tylko sześć z nich. Do tego dochodzi kilka miejsc na przedmioty dodatkowe, takie jak lecznicze fiolki, i na tym koniec. Innymi słowy – w Skyforge klawiatury nie zedrzecie, choć niekiedy tempo pojedynków odrobinę przyśpiesza. Prostota tego systemu może część graczy odrzucić, ale z drugiej strony jakże inny jest on od tego z World of Warcraft, gdzie ilość przycisków na ekranie potrafi z kolei solidnie wystraszyć.

Szansa na większą różnorodność w walce pojawi się podczas rajdów. Każdy z czterech bossów, na których wówczas natrafimy, ma dysponować jakąś dodatkową, oryginalną mechaniką – np. dzielić się na mniejsze części. Niestety, z materiałów, które twórcy opublikowali, wynika, że w wielu przypadkach modele wykorzystane przy tworzeniu tych szczególnych przeciwników to... po prostu lekko zmodyfikowane wersje zwykłych oponentów, na których miałem okazję natknąć się w trakcie kilku godzin testowania. Przejście całej instancji tego typu powinno zająć drużynie około godziny – w przypadku mniejszych wyzwań jest to zazwyczaj od 15 do 20 minut.
Niemniej przez większość toczonych bitew nie odczuwałem wielkiej ekscytacji. Po opanowaniu najlepiej sprawdzających się „taktyk” nie znalazłem powodu, dla którego warto byłoby zmieniać cokolwiek w stylu grania. Przeciwnicy w zdecydowanej większości przypadków atakują w identyczny sposób i niestety dotyczy to także czempionów, z którymi mierzymy się od czasu do czasu.
Co prawda w świecie gry występuje kilka stosunkowo ciekawych mechanik (np. latające widmowe „ręce, które leczą” lub zadają obrażenia), ale żadna z nich nie wchodzi w skład repertuaru bossów. Każdy dysponuje jednym mocniejszym atakiem, czarem obszarowym lub zdolnością przyzywania sojuszników... i to tyle. Cała reszta „wyzwania” podczas tego typu spotkań polega na tym, że wszyscy oni są wyposażeni w przesadnie potężny pancerz.
Jeżeli graliście w Destiny, przygotujcie się na więcej tego samego – w Skyforge potrafimy faszerować bossa atakami przez kilka monotonnych minut, zdejmując kolejne warstwy chroniącej go osłony. Tym, co chwilami przerywa tę rutynę, jest sporadyczne wypadanie z niego leczniczych „światełek”, przypominających kule z Diablo III – ich zbieranie wymaga ruszenia się z miejsca lub zboczenia z zapętlonej trasy, ale to niestety jedyne urozmaicenie, na jakie można liczyć podczas starć. Ponownie jednak zaznaczę – w dalszych wersjach produkcji wiele może się w tej kwestii zmienić.