Graliśmy w Assassin's Creed: Rogue - Black Flag na sterydach - Strona 2
Assassin's Creed: Rogue nie odkrywa koła na nowo, tylko bierze najlepsze rzeczy z Black Flag, usprawniając je odrobinę. Nie da się ukryć, że tytuł znacznie odstaje od Unity, ale dla fanów morskich batalii wciąż może stanowić dużą atrakcję.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed: Rogue - zmarnowana szansa templariuszy
Saga od początku dawała jasno do zrozumienia kto jest dobry, a kto zły, choć potem scenarzyści starali się tę granicę zatrzeć. Rogue idzie dokładnie tym samym torem, starając się pokazać, że templariusze dbają przede wszystkim o dobro świata, a nie o swoje partykularne interesy. Asasyni stanowią wyraźną przeszkodę do realizacji tego celu, dlatego muszą być systematycznie usuwani. Autorzy położyli spory nacisk na konflikt pomiędzy obiema frakcjami, w czym gra wyraźnie różni się od bardzo luźnej w tym względzie „czwórki”. Wszystko co robimy, ma jakiś związek z trwającą wojną pomiędzy zakonami. W grze zobaczymy bogaty garnitur dobrze znanych już postaci. Jednym z mentorów Cormaca jest Haytham Kenway, wrogiem publicznym w piątej sekwencji jest były niewolnik Adewale, a w dialogach przewija się jeszcze imię Achillesa Davenporta, co oznacza, że starzec wychowujący Connora również znajdzie miejsce w fabule nowej gry. Generalnie fragmenty opowiastki w demie zaciekawiły mnie na tyle, ze z chęcią prześledzę całość, zwłaszcza, że wydarzenia przedstawione są z zupełnie innej perspektywy.

W Rogue obecne są strefy wpływów, po których przejęciu liczba wpadających do puli pieniędzy znacznie rośnie. Rolę klasycznych „wież Borgiów” pełnią podobnie jak w „czwórce” morskie forty, a także wszelkie kryjówki asasynów. Napadanie na te ostatnie sprawia sporo radości, gdyż musimy wykonać kilka zadań przed ostatecznym przejęciem placówki. Zabicie przywódcy jest tylko jednym z nich.
Gra kładzie duży nacisk na podróżowanie statkiem Morrigan, choć mam wrażenie, że same bitwy morskie straciły nieco na znaczeniu. W głównym wątku fabularnym toczymy ich sporo, jednak gdy lejce zostaną poluzowane, niespecjalnie kwapiłem się do atakowania wszystkich okrętów, jakie nawiną się pod lufę, bo też nie czułem takiej potrzeby. W Black Flag przejmowanie wrogich łajb wiązało się głównie ze zdobyciem surowców niezbędnych do rozbudowy Kawki. W Rogue składniki możemy zdobywać w większym stopniu na lądzie, napadając na plantacje (dokładnie tak jak w „czwórce”), przejmując osady opanowane przez asasynów, a także dobierając się do składów pilnowanych przez żołnierzy wroga. Nie oznacza to jednak, że nasz żaglowiec rozbudujemy szybciej. Surowce są bowiem wykorzystywane również do odnawiania budynków w Nowym Jorku i innych osiedlach, a każda kolejna renowacja zwiększa wpływy do budżetu Cormaca. W grze zastosowano dokładnie ten sam model pozyskiwania pieniędzy, co w trylogii Ezio. Mozolnie rozbudowujemy nasze włości, a gotówkę odbieramy za pośrednictwem banku. Ten ostatni znajduje się m.in. w kajucie kapitańskiej, dlatego daleko po pieniądze łazić nie trzeba.
Gra oferuje pełen garnitur aktywności znanych z Black Flag, za wyjątkiem nurkowania. Podwodnej eksploracji nie ma, bo nie pozwalają na to warunki atmosferyczne. Ilekroć Cormac wskoczy do lodowatej wody, jego ciało zaczyna się wyziębiać – nietrudno zgadnąć, że każda dłuższa kąpiel zakończy się śmiercią. Trzeba na to zwracać baczną uwagę, bo jeśli zakotwiczymy łajbę zbyt daleko od brzegu, były asasyn może do niego po prostu nie dopłynąć. Dzięki zmianie stron, zmienia się też specyfika niektórych zadań. Nie ma w Rogue typowych kontraktów na zabójstwo – nasz bohater stara się teraz powstrzymać wrogów przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Bułgarzy wymyślili to całkiem sprytnie. Przed rozpoczęciem misji należy złapać gołębia informującego o zleceniu, potem konieczne stanie się odnalezienie ofiary i sukcesywne wyeliminowanie rywali. Ci ostatni ukrywają się pośród zwykłego ludu, więc bez użycia Wzroku Orła się nie obejdzie. Odświeżone questy poboczne dopełniają w niczym nie zmienione inne aktywności, nadal więc np. będziemy tłuc się z lokalsami przy próbie przejęcia tawerny.