Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Dogfight 1942 Recenzja gry

Recenzja gry 13 września 2012, 11:32

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Dogfight 1942 - II wojna światowa w polskiej zręcznościówce

Zręcznościowych gier z samolotami w roli głównej nie brakuje, ale nie wszystkie spełniają pokładane w nich nadzieje. Dogfight 1942, choć króciutkie, jest całkiem ciekawą propozycją na jeden jesienny wieczór.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PC, PS3

PLUSY:
  • przyjazna mechanika lotu i strzelania do przeciwników;
  • w miarę szeroki wachlarz dostępnych maszyn;
  • niezła grafika i dobre udźwiękowienie.
MINUSY:
  • koszmarnie długie i częste ładowania;
  • brak głębszych powiązań fabularnych pomiędzy misjami;
  • na średnim poziomie trudności kampania do skończenia w 2-3 godziny;
  • multiplayer tylko na podzielonym ekranie.

Od kilku lat samolotowe zręcznościówki sypią się jak z rękawa. Co i rusz pojawia się w sprzedaży tytuł pozwalający unieść się w przestworza i niewymagający przy okazji wertowania podręczników pilotażu. Do grona tych najprostszych „latadełek” zalicza się także przygotowane przez zespół City Interactive całkowicie arcade'owe Dogfight 1942, w którym szalejemy najpopularniejszymi maszynami II wojny światowej występującymi po stronie państw sprzymierzonych – z jednym wyjątkiem.

W Dogfight 1942 autorzy postanowili przedstawić na swój sposób kilka operacji lotniczych mających miejsce w drugiej połowie największego światowego konfliktu – data przy tytule jest nieprzypadkowa i wyznacza historyczną granicę, od której rozpoczynamy zabawę. W sumie przygotowano kilkanaście misji podzielonych na dwa akty, w których po części latamy nad Londynem i wybrzeżem angielskim, po części nad kanałem La Manche i wybrzeżem francuskim, a częściowo także w rejonie Pacyfiku, gdzie bierzemy udział m.in. w bitwie o Midway czy Iwo Jimę.

Tak naprawdę jednak cała historyczna otoczka gry, w tym pojawiające się przed każdą z misji informacje dotyczące sytuacji strategicznej, nie ma większego znaczenia. Tytuł równie dobrze mógłby mieć akcję umieszczoną na Marsie, przy czym nie uważam, że to źle. Arcade'owa mechanika lotu jest – szukam właściwego słowa na jej określenie – przyjazna dla użytkownika. I to nawet po włączeniu w opcjach trybu symulacyjnego. Samoloty są posłuszne woli sterującego niczym żona Cezara – w masakrowaniu dziesiątków przeciwników bardzo przydaje się nieźle działający auto aim. Nic, tylko rozsiąść się wygodnie na kanapie i pruć flaki z messerschmittów i japońskich “Zer”.

W trakcie zabawy niezmiernie spodobał mi się patent skupiania się na nieprzyjacielu. Wygląda to mniej więcej tak, że wraz ze wstrzeliwaniem się w konkretnego przeciwnika obraz kamery coraz bardziej zbliża się do naszego samolotu. Prezentuje się to efektownie i pozwala lepiej przyjrzeć pilotowanej maszynie. Istnieje też możliwość natychmiastowego „zalockowania” się na jednej maszynie i wtedy nasz samolot samodzielnie wykona odpowiedni skręt, by ustawić się za wrażym pilotem, co pozwala zestrzeliwać ich w ilościach hurtowych – ponad czterdzieści strąceń na każdą z misji pokazuje, że nudzić się nie ma kiedy. Problem z automatycznym namierzaniem występuje jednak na niskich wysokościach. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że w trakcie tego manewru ryłem nosem ziemię.

Jedną z najlepszych lotniczych zręcznościówek w historii jest wydana w 2003 roku jedynie na konsolę Xbox gra Crimson Skies: High Road to Revenge. Umiejscowiona w alternatywnej rzeczywistości akcja opowiada o przygodach Nathana Zachary'ego - powietrznego pirata i najemnika, któremu jednak nie obce są takie pojęcia jak honor i lojalność. Producentem i wydawcą była firma Microsoft, nic więc dziwnego, że w ramach promocji raczkującej wtedy usługi Xbox Live High Road to Revenge oferował rozbudowany tryb multiplayer.

Niemal każdą misję realizujemy innym rodzajem samolotu. Różnice w prowadzeniu poszczególnych typów są prawie niezauważalne. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest łódź latająca Catalina – ciężka krowa, wymagająca myśliwskiej osłony. Poza tym do wyboru są m.in. Hurricane, Spitfire, Mustang, Corsair, Avenger, Hellcat, Wildcat, a nawet PZL.50 Jastrząb, który w rzeczywistości nie wyszedł poza fazę prototypu. Odstępstwo od maszyn alianckich stanowi Messerschmitt Bf 110, którego w kampanii używamy bodajże dwa razy.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.

Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą
Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą

Recenzja gry

Tytułowe "flippowanie" domów to tylko część atrakcji oferowanych przez najnowszą grę studia Frozen District, część wcale nie najważniejsza. House Flipper 2 zaskoczył mnie bowiem osobistym podejściem do tematu.

Recenzja gry Farming Simulator 22 - wciągająca orka na ugorze
Recenzja gry Farming Simulator 22 - wciągająca orka na ugorze

Recenzja gry

Najnowszy Farming Simulator to z jednej strony najlepsza odsłona wirtualnego rolnictwa, z drugiej – poprzednia część w ładniejszej oprawie i z dodatkiem uwielbianych modów. Sami musicie wybrać, po której stronie (płotu) staniecie.