Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Kingdoms of Amalur: Reckoning Recenzja gry

Recenzja gry 14 lutego 2012, 15:35

autor: Michał Chwistek

Recenzja Kingdoms of Amalur: Reckoning - między Skyrim a Diablo

Najnowsza gra studia Big Huge Games miała połączyć olbrzymi świat, wciągający scenariusz i zręcznościowy system walki rodem z najlepszych slasherów. Czas sprawdzić, jak Kingdoms of Amalur wypada w praktyce.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kingdoms of Amalur: Reckoning nie było może kreowane na wielki hit, ale od początku gra budziła spore zainteresowanie. Główna w tym zasługa zaangażowanych w jej powstanie osób. Za stworzenie świata i jego historię odpowiada autor bestsellerowych powieści fantasy R. A. Salvatore, od strony wizualnej grą zajmował się twórca komiksowego Spawna Todd McFarlane, a nad całością czuwał główny projektant dwóch poprzednich odsłon cyklu The Elder Scrolls, czyli Ken Rolston. Wydawało się, że tytuł, nad którym pracują tak uznane osobistości, po prostu nie może nie wypalić. I tak faktycznie się stało.

Świata ratowanie

PLUSY:
  • znakomity system walki, oferujący wiele różnorodnych stylów;
  • olbrzymi świat pełen setek misji pobocznych;
  • piękna kreskówkowa grafika;
  • system rozwoju bohatera zapewniający dużą swobodę;
  • ciekawe zadania gildii.
MINUSY:
  • przeciętny scenariusz;
  • powtarzalne i mało interesujące misje poboczne;
  • nieciekawe postacie niezależne.

Amalur, miejsce, w którym toczy się akcja gry, początkowo nie robi większego wrażenia. Prezentuje się raczej typowo, jak niewyróżniające się niczym szczególnym uniwersum fantasy, w którym dzielni rycerze ratują porwane księżniczki, a przyszli bohaterowie walczą z przerośniętymi szczurami. Kiedy jednak zagłębimy się nieco bardziej w historię tego świata, okazuje się, że wcale nie jest on tak sztampowy, jak początkowo można by przypuszczać. Ciekawym urozmaiceniem jest np. rasa nieśmiertelnych Fae, której przedstawiciele przez tysiące lat przeżywają na nowo te same historie, wielokrotnie zabijając tych samych wrogów i zdobywając te same skarby. W świecie Amaluru nie można umknąć przeznaczeniu, a każdy ma z góry określony los, którego w żaden sposób nie da się zmienić. Jest to naprawdę ciekawy koncept, otwierający przed scenarzystami wiele możliwości stworzenia oryginalnej i wciągającej historii.

Początek naszej przygody okazuje się dość zaskakujący. Budzimy się na stercie zgniłych ciał w podziemnej kostnicy, zupełnie nie pamiętając, kim jesteśmy i dlaczego znaleźliśmy się w tak dziwnym miejscu. Dopiero po wyjściu na powierzchnię odkrywamy, że nie tylko zostaliśmy wskrzeszeni z martwych, ale również, że jako jedyna żyjąca istota nie posiadamy jasno określonego przeznaczenia. Jak to mówią: nasz los leży w naszych rękach. Po tym intrygującym wstępie historia szybko przekształca się w klasyczną opowieść o ratowaniu świata i walce dobra ze złem. Gracz ma stosunkowo niewielki wpływ na przebieg wydarzeń, a dokonywane podczas dialogów wybory najczęściej są tylko pozorne. Mimo to, dzięki całkiem zgrabnie poprowadzonej intrydze i powolnym odkrywaniu kolejnych tajemnic, historia potrafi przykuć do monitora na długie godziny.

Świat Amaluru jest naprawdę olbrzymi. Zwiedzając go, możemy przemierzyć prawie 40 krain oferujących misje i podziemia, a strzeżonych przez armie przeciwników. Wprawdzie różnorodność lokacji nie powala, ale podziwiając piękne widoczki, nie zwracamy na to większej uwagi.

Znakomitym dodatkiem do głównego wątku fabularnego są serie zadań związanych z różnego rodzaju gildiami działającymi w Amalurze. Tworzą one ciekawe oraz spójne historie, które – tak jak w przypadku gier z serii The Elder Scrolls – kończą się najczęściej zdobyciem przywództwa w danej organizacji. Nieco gorzej wypadają natomiast zwykłe misje poboczne, co jest zresztą domeną wszystkich RPG z otwartą strukturą rozgrywki, np. przywołanych wcześniej TES-ów. Większość tego typu questów polega na zabijaniu groźnych bestii, pomaganiu mieszkańcom w odnajdywaniu zaginionych krewnych czy odzyskiwaniu skradzionych przedmiotów. Bycie chłopcem na posyłki może po pewnym czasie stać się nużące, zwłaszcza że gra zawiera monstrualną ilość podobnych zleceń. Dość powiedzieć, że w pierwszej krainie znajduje się ponad 50 misji dodatkowych, a w grze dostępne są jeszcze 4 podobnej wielkości lokacje! Wykonanie wszystkich zadań powinno zająć dobre 200 godzin zabawy.

Michał Chwistek

Michał Chwistek

Lubi gry trudne, ładne lub z dobrą fabułą. Nie kończy ich przez LoL-a i Overwatcha. PS Vita FTW!

więcej

Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie
Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie

Recenzja gry

Stellar Blade to dzieło ewidentnie stworzone z pasji, stanowiące ucztę dla oczu i uszu, serwujące niezłą fabułę oraz wyposażone w angażujący system walki, który jednak nie stanie kością w gardle osobom szukającym po prostu dobrej rozrywki.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.