Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 kwietnia 2010, 08:50

autor: Marek Grochowski

2010 FIFA World Cup South Africa - recenzja gry

2010 FIFA World Cup South Africa trafiła do sklepów. Sprawdziliśmy, czy mundialowe wydanie FIFY zasługuje, by kupili je nie tylko najwięksi fani serii.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

Nie dość, że nieprzyzwoicie daleko, to jeszcze bez polskiej reprezentacji. Tegoroczny mundial w RPA będzie dla kibica znad Wisły bodaj najsmutniejszy od ośmiu lat. A zapewnienia, że na Euro to już na bank zagramy (bo przecież sami je organizujemy), a za cztery lata zdeklasujemy nawet Brazylię, specjalnie nie pocieszają. Wygrać chce się tu i teraz, a nie „kiedyś” i „być może”.

Dlatego też gry poświęcone piłkarskim Mistrzostwom Świata cieszą się zawsze ogromną popularnością – fan łaciatej nie odmówi sobie przecież zdobycia sześciokilogramowego pucharu, szczególnie gdy rzeczywistość pogrzebała te marzenia już na samym starcie.

2010 FIFA World Cup South Africa to już czwarta z rzędu produkcja Electronic Arts, pozwalająca wziąć udział w najważniejszym spośród sportowych turniejów, w którym głównym celem jest doprowadzenie krajowej ekipy do międzynarodowego triumfu. W odróżnieniu od ostatniego dzieła EA, FIFY 10, wydanie mundialowe nie doczekało się wersji PC, wydawca zaś – na przekór panującym trendom – zrezygnował z polonizacji produktu. Można by więc przypuszczać, że premiera WCSA przejdzie u nas niezauważona, tymczasem gra ma spore szanse, by przysporzyć serii nowych zwolenników.

Poza fajerwerkami i konfetti piłkarskie areny zyskałyteż nowy system oświetlenia.

Sportówka Elektroników adresowana jest przede wszystkim do zaopatrzonych (bądź jeszcze nie) w konsole nowicjuszy – tych, którzy owszem, traktują niekiedy piłkę jak religię, ale do tej pory omijali jej wirtualną wersję szerokim łukiem, o FIFIE natomiast wiedzieli tyle, że jest. Dla nich właśnie stworzono miłe dla oka menusy (ach, to efektowne wybieranie państw na obracanym globusie), ciekawostki w trakcie wczytywania (Seszele naprawdę są tak małe?) czy też specjalną oprawę mistrzostw. Co jednak najważniejsze – z myślą o początkujących opracowano uproszczone sterowanie, umożliwiając tym samym grę z użyciem zaledwie dwóch przycisków funkcyjnych: strzału i podania. Do tego sprint i gałka analogowa do określenia kierunków ruchu i już można bić przeciwników. Dobry pomysł, by wciągnąć do zabawy tatę, podczas gdy weterani mają wciąż dostęp do sterowania z pełnym wachlarzem opcji.

Paradoksalnie główny tryb rozgrywki, World Cup, jest w sportówce EA najmniej odkrywczy – ot, wybieramy jedno ze 199 państw (Orły Smudy także dostępne), które prowadzimy następnie do boju kolejno w fazie grupowej i pucharowej Mistrzostw Świata. Siłą rzeczy rozgrywka kończy się dość szybko, mimo to warto przynajmniej raz zaliczyć World Cupa, choćby po to, by doświadczyć zmian w oprawie wizualnej. Tytuł oficjalnej gry mundialu zobowiązuje, dlatego przed każdym meczem widzimy z lotu ptaka jeden z dziesięciu oryginalnych stadionów mistrzostw w RPA, a po odegraniu państwowych hymnów obserwujemy, jak na murawę sypie się kolorowe konfetti, które zalega potem na boisku aż do końca spotkania. Na trybunach możemy dostrzec kibiców pomalowanych w barwy narodowe bądź też przyodzianych w kapelusze, patriotyczne czapki albo noszących wymyślne fryzury. Fani tańczą, formują z kolorowych kartek flagi, robią zdjęcia, śpiewają, a nawet grają na rozmaitych instrumentach – wszystko wykonano tak, by jak najlepiej oddać atmosferę zbliżającej się imprezy, łącznie z żywiołowymi reakcjami trenerów, którzy pokazywani są jeszcze częściej niż zwykle. Sami piłkarze doczekali się korekt w animacji, ich twarze natomiast najlepiej odwzorowane są w czołowych zespołach – gracze polskiej reprezentacji niespecjalnie przypominają facjatami swoje prawdziwe odpowiedniki.

Od trybu World Cup bardziej przykuwają uwagę pozostałe opcje, takie jak Story of Qualifying, Captain Your Country oraz multiplayer. Historia kwalifikacji to nic innego jak zestaw klasycznych meczów (głównie z eliminacji, jakie rozegrano na poszczególnych kontynentach po drodze do mundialu). Haczyk tkwi w tym, że każde ze spotkań rozpoczynamy nie od pierwszej minuty, lecz w newralgicznym momencie, wybranym wcześniej przez autorów. Dotychczasowy przebieg rozgrywki odwzorowano tak, by sytuacja na wirtualnym boisku pokrywała się dokładnie z tym, co przed naszym wejściem na murawę miało miejsce w rzeczywistości (prawdziwy wynik, ustawienie piłkarzy, otrzymane kartki, kontuzje, pogoda itd.). Nawet komentarz dopasowany został do już zaistniałych wydarzeń, przez co łatwiej wczuć się w akcję i przystąpić do działania. A jest co robić, bo możemy m.in. odwrócić losy wyspiarskiej porażki Biało-Czerwonych, pomóc Irlandczykom w starciu z Francją po golu strzelonym ręką przez Thierry’ego Henry`ego, a nawet sięgnąć pamięcią jeszcze bardziej wstecz i udaremnić Włochom walkę o puchar w 2006 r. Klasycznych meczów jest blisko 50 – od starych finałów MŚ aż po zacięte potyczki z barażów przed RPA, a wygranie niektórych z nich to nie lada wyzwanie. Dzięki swej dramaturgii Story of Qualifying zapewnia solidną dawkę emocji i pozostaje tylko czekać, aż deweloperzy zaczną udostępniać w sieci darmowe aktualizacje, w których zaserwują najciekawsze momenty mundialu w Afryce.

Story of Qualifying zapewnia rozrywkę na długie godziny.

Po krótkiej przerwie do serii powróciła też opcja Captain Your Country, z którą mogliśmy zapoznać się w UEFA Euro 2008, a która stanowi przeróbkę Zostań Gwiazdą z tradycyjnej FIFY. Najpierw wybieramy istniejącego zawodnika, tworzymy nowego lub importujemy go z FIFY 10, a następnie sterujemy nim w meczach kadry. Nim obejmiemy przywództwo w drużynie, musimy przebić się ze składu B do pierwszego zespołu, a by to zrobić, trzeba spisywać się na swojej pozycji lepiej niż trzej główni konkurenci, których oceny w czasie meczu widzimy non stop w dole ekranu. Poszczególne pozycje różnią się specyfiką zadań, które trzeba realizować. Przykładowo: grając pomocnikiem, musimy nie tylko strzelać bramki, ale też podawać do napastników, wykonywać dośrodkowania i przechwytywać piłki w środku pola. Od czasu do czasu możemy poprosić o dogranie do nas krótkiej piłki albo nakazać koledze, by sam wykończył akcję strzałem, jeśli akurat jesteśmy szczelnie kryci. Udane zagrania podnoszą naszą ocenę w oczach trenera i zwiększają szansę na wyjazd do RPA. Pewnym ułatwieniem są tu strzałki, które pokazują, gdzie powinniśmy się ustawić, by ubiec rywali, niedoróbką zaś – obniżanie noty przez konsolę, jeśli nasze podanie nie doszło do partnera, bo ten akurat się zagapił. Captain Your Country bardzo wydłuża czas gry, jeśli uporaliśmy się już z krótkim turniejem i przeszliśmy przez klasyczne mecze. Zamiast grać w CYC samemu, lepiej zaprosić do zabawy kilku kumpli i wspólnie konstruować ataki.

Ciekawie rozwiązano kwestię sieciowego multiplayera, w którym możemy przejść przez wszystkie fazy mundialu, rywalizując z żywymi graczami. By nieco powstrzymać użytkowników od wybierania tylko najsilniejszych zespołów i nie dopuścić do sytuacji, gdy w półfinałach startują np. cztery reprezentacje Brazylii, autorzy zdecydowali się faworyzować słabsze drużyny. Ci, którzy je wybiorą, mogą liczyć na większą liczbę punktów w online’owym rankingu, o ile oczywiście przebrną przez pojedynki z silniejszymi przeciwnikami.

2010 FIFA WCSA zawiera także trening, niby błahy, ale jednak przydatny choćby z tego względu, że można w nim do bólu ćwiczyć strzelanie rzutów karnych. System ich wykonywania to nowość w serii. Chcąc teraz wykorzystać „jedenastkę”, musimy najpierw obserwować wskaźnik w dolnym rogu ekranu, a następnie wcisnąć i przytrzymać przycisk strzału w momencie, kiedy podziałka przesuwa się po zielonym obszarze. W tym samym czasie trzeba też wskazać kierunek, w jakim chcemy posłać piłkę, przy czym należy pamiętać, by nie odchylać gałki analogowej zbyt długo. W teorii brzmi to jak szyfr Enigmy, ale po kwadransie treningu nie ma już wątpliwości, że nowe rzuty karne to kolejna cegiełka budująca grywalność, szczególnie że możemy decydować, czy strzał ma być mocny, czy podcięty, a podczas rozbiegu mamy nawet opcję zatrzymania się i zmiany kierunku uderzenia na ułamek sekundy przed interwencją bramkarza.

Poza „jedenastkami” gameplay nie przeszedł drastycznych zmian – na daleko idące modyfikacje możemy liczyć dopiero za pięć miesięcy, wraz z debiutem FIFY 11. Natomiast już teraz poprawiono graczom z pola reakcję na zmiany kierunków ruchu, dzięki czemu łatwiej przedrzeć się przez zagęszczone strefy, ulepszono przyjęcia i dogrania piłki klatką piersiową oraz barkiem, bramkarzom zaś zwiększono liczbę animacji i zmniejszono częstotliwość ryzykownego opuszczania bramki w celu interwencji przed polem karnym. Autorzy poprawili też tempo akcji, co sprawiło, że teraz widać jak na dłoni możliwości kondycyjne poszczególnych zespołów. Nasłanie Włoch na San Marino to bułka z masłem, ale jeśli wystawimy przeciwko Anglii reprezentację Lichtensteinu, nasza ekipa może nie wytrzymać fizycznie warunków narzuconych przez Wyspiarzy i zamiast konstruować szybkie akcje, będziemy musieli ograniczyć się do kontrataków. Jakkolwiek jest to bardzo subiektywne odczucie, odnoszę wrażenie, że sędziowie rzadziej przerywają grę po drobnych faulach, zwłaszcza po małych nadużyciach w walce bark w bark.

Graficy dołożyli starań, by kibice wyglądali jak najbardziej nienormalnie.

Nasze poczynania w angielskiej wersji gry komentowane są przez duet Clive Tyldesley – Andy Townsend. Choć panowie starają się jak mogą, brzmią trochę sztucznie, a ich kwestie nie zawsze pasują do sytuacji na boisku (np. żywiołowe komentarze jak po efektownej paradzie, gdy bramkarz zwyczajnie chwycił łatwą piłkę oburącz). Polskich spikerów w WCSA niestety nie usłyszymy, więc możliwości bezpośredniego porównania tym razem brak. Wartość artystyczną soundtracku podobnie ciężko ocenić, gdyż niemal w całości zawiera on ludowe brzmienia z obszaru Czarnego Lądu – ja wyłączyłem muzykę po upływie kwadransa, by nie męczyć uszu piosnkami afrykańskich szamanów.

Mundialowa FIFA to produkt, który ma sprzedawać się do końca letnich mistrzostw. Teoretycznie wszystko, co zawiera, można by wydać jako DLC, ale z racji, że żyjemy w prawdziwym świecie, gdzie do premiery FIFY 11 i konkurencyjnego PES-a zostało prawie pół roku, a już za parę tygodni miliony ludzi będą zaaferowane piłkarską imprezą w RPA, obecność WCSA na sklepowych półkach nie powinna nikogo dziwić. Jak na lekko zmodyfikowaną FIFĘ najnowsza produkcja EA spisuje się znakomicie, a niektóre jej elementy, jak rzuty karne, niecodzienna oprawa czy ułatwienia dla początkujących, warto by przemycić do kolejnych odsłon serii. Jeśli jesteście wiernymi fanami cyklu, a do tego z utęsknieniem czekacie na tegoroczny mundial, zakup 2010 FIFA World Cup South Africa to dobry pomysł. Bardziej opłacalnym wyjściem jest jednak poczekanie na FIFĘ 11, bo to z myślą o niej producenci trzymają w zapasie wszystkie atuty.

Marek „Vercetti” Grochowski

PLUSY:

  • system rzutów karnych;
  • atmosfera mistrzostw;
  • CYC i Story of Qualifying;
  • przyjazna dla początkujących.

MINUSY:

  • brak polskiej wersji;
  • średniej jakości komentarz i ścieżka dźwiękowa.
2010 FIFA World Cup South Africa - recenzja gry
2010 FIFA World Cup South Africa - recenzja gry

Recenzja gry

2010 FIFA World Cup South Africa trafiła do sklepów. Sprawdziliśmy, czy mundialowe wydanie FIFY zasługuje, by kupili je nie tylko najwięksi fani serii.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.