autor: Maciej Makuła
Spore - recenzja gry
To, na co ewolucja potrzebowała milionów lat, Maxis z Willem Wrightem na czele spróbowali streścić w jednej grze. Oto nasza recenzja ich najnowszego dzieła – Spore.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Spore można nazwać opowieścią o próbie stworzenia gry nowatorskiej w czasach, w których wszelkie produkcje projektowane są z myślą o osiągnięciu jak największej sprzedaży. Czyli niby tak jak to bywało od zawsze, jednak obecnie przekłada się to na trafianie w gusta graczy niedzielnych, których niezliczone rzesze stanowią łakomy kąsek dla chyba każdego wydawcy. Realizacji tegoż zadania podjęła się nie byle jaka ekipa – studio Maxis z legendarnym Willem Wrightem na czele.
Zespół ów pasował do tego zadania jak ulał, w końcu to on stworzył kiedyś pozycję równie ekstrawagancką i – co nie mniej ważne – spełniająca wymienione w dwu pierwszych zdaniach założenia – Simsy. Dziś po raz pierwszy od niepamiętnych czasów uwalnia się od klątwy przedrostka „sim”, wrzucając do garnka składniki na wskroś odmienne: prawdziwie oryginalny pomysł, chęć stworzenia produkcji dla każdego i wtórującego temuż zamiarowi wydawcę. Jedno jest pewne – efekt końcowy jest niebanalny.
Co je Matrix?
Takie właśnie hasło widniało na wielu czeskich billboardach, gdy w kinach królował Matrix (po naszemu idzie to tak – „czym jest Matrix?”). W filmie Morfeusz grzecznie tłumaczył, że nie można wytłumaczyć, czym on jest – trzeba przekonać się samemu. Nieco podobnie jest ze Spore. Gra ze względu na swój synkretyzm jest trudna do zaszufladkowania. Z założenia miała pozwolić pokierować tokiem ewolucji wybranego przez nas gatunku: od pływającego w „pierwotnym bulionie” jednokomórkowca po skomplikowaną istotę myślącą, zdolną do podboju kosmosu. W praktyce tytuł składa się z wyraźnie oddzielonych od siebie pięciu etapów – spiętych razem klamrą w postaci tzw. Sporopedii.
Sporopedia jest wielkim zbiorem wszelkiej twórczości graczy z całego świata i stanowi jedyny element „online” gry. Jest pulą, z której Spore pobiera nie tylko niezbędne do zasiedlenia olbrzymiego wszechświata gry stwory, lecz również projekty różnorakich pojazdów oraz budynków. Gracze niestety nie mogą skonfrontować stworzonych przez siebie istot czy cywilizacji, w bezpośrednim starciu – Spore jest tytułem nastawionym na zabawienie się pojedynczego „boga ewolucji”.
Garść oczu, szczypta nóg, łyżka sierści
Jeśli chodzi o dołączone do Spore narzędzia edycyjne – te sprawują się naprawdę rewelacyjnie. Już wypuszczona przed premierą Fabryka Stworów dawała całkiem niezły przedsmak czekających nas atrakcji, a tych w wersji pełnej jest znacznie więcej. Za sprawą niezwykle przystępnego interfejsu każdy bez problemu jest w stanie wygenerować prawie dowolną istotę (tudzież pojazd czy budynek).
Poddaliśmy grę ostrym testom, kreując w artystycznym zapamiętaniu najbardziej dziwaczne wizje różnych bestii. I zawsze – niezależnie od tego, czy dziwadło na ekranie wyglądało jak skrzyżowanie stonogi z pałąkiem przeciwkapotażowym, czy stanowiło esencję prostoty i ascetyzmu – opracowane algorytmy bezbłędnie radziły sobie z animacją tak wymęczonego zwierzątka. A o tym, jakież cudeńka potrafią stworzyć bardziej utalentowani członkowie społeczności Spore, można przekonać się, zaglądając na oficjalną stronę Sporopedii.