Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 września 2006, 10:01

autor: Maciej Kurowiak

Dead Rising - recenzja gry

O takich zakupach marzyłby chyba każdy, można wejść do pustego sklepu i wziąć tyle, ile da się unieść. Wystarczy tylko przedrzeć się przez falujące tłumy zombie, których nieprzebrane ilości zalegają w niemal wszystkich kątach świątyni handlu.

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Czy ktoś kiedykolwiek widział na oczy prawdziwe zombie? Jeśli nie liczyć zataczających się bramach i klatkach schodowych degustatorów błękitnego płynu z czachą, to na spotkanie nie ma co liczyć. Mimo to każdy z nas doskonale wie, jak zombie wygląda: powłóczy nogami, ręce ma wyciągnięte do przodu i jest zawsze głodne. Zataczające się, bezmyślne mięso człapie po świecie popkultury już blisko pół wieku, a ich taki a nie inny wizerunek zawdzięczamy wyobraźni George’a A. Romero, reżysera prekursorskiej Nocy żywych trupów. Od tamtych czasów rozkładające się zwłoki gonią żywych ludzi zarówno na ekranach kin jak i w grach wideo z nie mniejszym niż dawniej wigorem. Zombie tradycyjnie pochodzą z cmentarzy... jeśli jednak dość przewrotnie wyobrazić sobie obijających się o nagrobki umarlaków i ludzi tłumnie wędrujących po rozmaitych centrach handlowych okaże się pewnie, że różnica jest niewielka. Sławne Ritzerowskie świątynie konsumpcji przyciągają wszystko, co się rusza i zaczynają powoli stawać się mini-miastami. Przesuwający się powoli tłum wypełniający pasaże z oczami wlepionymi w witryny sklepów – wystarczy już tylko, żebyśmy jednocześnie wyciągnęli przed siebie obie ręce... Czy jesteśmy już tylko zombie? W Dead Rising szybko znajdziecie odpowiedź na to pytanie.

Czy wszyscy jesteśmy już tylko zombie?

Frank, bo tak nazywa się główny bohater tej całej draki, należy do najgorszego rodzaju paparazzich. Jego zadaniem polega na dostarczaniu tłuszczy najostrzejszych i najbardziej brutalnych zdjęć. W pogoni za sensacją i zarobkiem, drogą powietrzną trafia do Willamette. Jak się szybko okazuje, miasto jest zablokowane przez armię, a mieszkańcy zachowują się co najmniej dziwnie. Jedynym bezpiecznym miejscem zdaje się być dach supermarketu. Tak nasz bohater trafia na garstkę ocalałych... niestety trupy wdzierają się do marketu, miejsc, gdzie można się schronić, jest niewiele, a my wcielając się w fotoreportera musimy nie tylko ratować przypadkowych ludzi, ale też borykać się z szaleńcami i wreszcie rozwikłać zagadkę katastrofy całego miasta.

O takich zakupach marzyłby chyba każdy, można wejść do pustego sklepu i wziąć tyle, ile da się unieść. Wystarczy tylko przedrzeć się przez falujące tłumy zombie, których nieprzebrane ilości zalegają w niemal wszystkich kątach świątyni handlu. Na wykonanie zamierzonych działań mamy 72 godziny czasu gry... a czas biegnie nieubłaganie i do przylotu helikoptera musimy wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się w Willamette. Kolejna gra o zombie? W gruncie rzeczy nie ma ich aż tak wiele, a te naprawdę dobre należą do jednej serii zaczynającej się na literę „R”, dalej wystarczy już tylko dodawać numerki. Na szczęście Dead Rising należy do chlubnych wyjątków – nigdzie indziej nie znajdziemy takiej wędrującej martwej tłuszczy, którą na dodatek można unieszkodliwić na dziesiątki sposobów. Broń palna? Po co, jeśli można chwycić za metalowy pręt, ławę, krzesło czy nawet korpus od manekina. Metod jest wiele i co najbardziej przeraża w tym wszystkim, to fakt, że odkrywanie nowych jest bardzo, ale to bardzo zabawne.

Frankiem sterujemy w trzeciej osobie, przy czym nasz bohater jest domyślnie wyposażony jedynie w aparat fotograficzny, telefon komórkowy i... zegarek. Ten odgrywa bowiem wyjątkowo ważną rolę pokazując, jak wiele czasu zostało nam na wykonanie danego zadania. Zlecenia otrzymujemy drogą telefoniczną i co gorsze, rzadko zdarza się wykonać wszystkie. Najczęściej chodzi o uratowanie kogoś z opresji i przeprowadzenie przez gąszcz trupów w bezpieczne miejsce. Fundamentalne dla fabuły gry jest jednak odkrywanie sekretu wypadków, które doprowadziły do katastrofy. Jeśli spóźnienie w poszukiwaniach kogoś z ocalałych nie niesie ze sobą żadnych negatywnych skutków, to już z naszym głównym zadaniem nie ma żartów – trzeba je regularnie wypełniać i już. Za każde dobrze wykonane zlecenie czy udaną eskortę otrzymujemy punkty doświadczenia. Mechanizm funkcjonuje w sposób identyczny jak w grach role-playing.

Oprócz podstawowych cech, takich jak chociażby atak, szybkość czy żywotność, zdobywamy też specjalne umiejętności bojowe. Mogą to być dodatkowe chwyty, czy zupełnie unikalne umiejętności jak na przykład... skok przez zombie. Samo wykańczanie zombie jest zupełnie opcjonalne i czasem wystarczy jest po prostu zręcznie omijać. Zabawa jest jednak przednia i liczba sposobów na patroszenie truposzy przekracza wszystko, co mogliśmy zobaczyć gdziekolwiek wcześniej. Właściwie każdy przedmiot, lekki, ciężki, duży czy mały może posłużyć nam jako narzędzie eksterminacji ożywionego mięsa. Metalowy pręt, belka, ława, wspomniany korpus manekina, doniczka... lista jest piekielnie długa, a jakby tego było mało, możemy rzucać talerzami, puszkami i wreszcie strzelać z broni palnej. Nie brakuje też broni absolutnie kultowych bez których trudno wyobrazić sobie grę o zombie... w sklepie ogrodniczym znajdziemy więc piłę mechaniczną, a na dworze kosiarkę do trawy. Niektóre bronie mają specjalne właściwości i tak na przykład ogrodowa parasolka może posłużyć jako taran przeciwko zalegającej korytarze trupiarni, inne jak wiadro czy pachołek drogowy możemy nałożyć truposzowi na głowę. Przeciwnicy zresztą nie pozostają nam dłużni i przy byle okazji zombie rzucą się hordą, by nas powalić i pożreć.

Rozbudowany arsenał i zręczność naszego bohatera wcale nie polepszają sytuacji i częste ładowanie stanu gry szybko staje się rutynowe. Ma to też związek z uciekającym czasem – bardzo często zdarza się, że po prostu nie zdążymy dotrzeć w tyle miejsc, ile byśmy chcieli. Na dodatek ludzie, których eskortujemy, są narażeni na ataki jeszcze bardziej niż nasz bohater więc wielokrotne bieganie w to samo miejsce i powtarzanie może być dość frustrujące. Na szczęście sterowanie należy do najjaśniejszych punktów gry – jest wyjątkowo intuicyjne i bardzo szybko odnajdziemy się w zarówno w chwytach jak i korzystaniu z licznych broni.

Nowa promocja...

Jest jeszcze jeden element, który sprawia, że Dead Rising jest grą wyjątkową. Mimo atmosfery katastrofy i przerażenia ocalałych ludzi, dostajemy też duży zastrzyk absurdalnego, czarnego humoru i aluzji do naszej rzeczywistości. Wspomniane już nawiązania do konsumpcyjnego trybu życia naszych społeczeństw widać tu na każdym kroku. Głupawe zombie próbują miejscami imitować ludzi chwytając za przedmioty gospodarstwa domowego. Niektóre przesuwają niezdarnie wózki z zakupami lub inne, rozmaite urządzenia jak na przykład maszynę do froterowania podłogi. Jeden z bossów, chciwy właściciel sklepu, atakuje nas specjalnie przystosowanym do zabijania wózkiem. Sam supermarket jest gigantycznych rozmiarów, a każdy pasaż wypełniają dziesiątki sklepów. Wszędzie możemy zajrzeć, wszystko otworzyć, podnieść czy rozbić: i tak w sklepie obuwniczym zmienimy buty, w innym całe ubranie.

Upływający czas byłby może mniej frustrujący, gdyby nie dziwaczny system zapisywania stanu gry na dysk. Przede wszystkim do dyspozycji mamy tylko jeden save, który za każdym jest zapisany od nowa. Jeśli więc zdarzy się nam zapisać stan gry w jakimś odległym miejscu i równocześnie pozostanie zbyt mało czasu, by dotrzeć do kolejnego miejsca związanego z głównym zadaniem, jedyną możliwością jest już tylko rozpocząć grę od nowa. Na szczęście nie tracimy poziomu ani umiejętności, więc zadanie jest już nieco ułatwione. Trzeba też mieć na uwadze, że twórcy zupełnie pominęli posiadaczy zwykłych odbiorników telewizyjnych. Czcionka napisów jest tak mała, że na standardowym odbiorniku są one zupełnie nieczytelne. Nieczytelne w sposób zupełnie dosłowny – po prostu widzimy biały, zamglony pasek. Niestety jakakolwiek gra nie ma sensu, więc jeśli Wasza konsola nie jest podłączona do zestawu HD lub przynajmniej do monitora od PC, należy liczyć się z oczekiwaniem na łatkę (o ile takowa kiedykolwiek się ukaże).

I po promocji.

Dead Rising nie jest grą, którą można jednoznacznie ocenić od strony technicznej. Świetnie opracowana od strony artystycznej, nieco kuleje jeśli bliżej przyjrzeć się cieniom i innym drobnym niedoróbkom. Ta gra nie mogłaby jednak powstać na konsolach starszej generacji z jednego powodu – liczba martwych wrogów jest tu przeogromna, przy czym program nigdy nie chrupie i nawet, gdy przebijamy się przez prawdziwe Morze Martwe, liczba klatek na sekundę jest równie stabilna jak IQ pewnego ministra oświaty. Cały tort podlany jest, jak na grę o zombie przystało, ogromną ilością czerwonego sosu. Potwory można pozbawić głowy, pociąć na kawałki, zmiażdżyć czy wreszcie doprowadzić do stanu sprzed Wielkiego Wybuchu przy pomocy piły łańcuchowej lub kosiarki do trawy. Muzykę w grze pełnią wesołe melodie sączące się z głośników w supermarkecie, oczywiście tworzy to absurdalny nastrój rodem z Martwicy Mózgu. Perfekcyjnie dopracowano natomiast efekty dźwiękowe, każda broń brzmi w zupełnie inny, przerażający sposób. Uderzenie kawałkiem drewna brzmi inaczej niż atak nogą manekina, a po miażdżącym zamachu ogromnym kubłem na śmieci możemy dosłownie rozpoznać jego wagę używając jedynie zmysłu słuchu.

Dead Rising to wyjątkowo solidna i oryginalna produkcja. Trzeba przyznać, że temat tak wyeksploatowany jak żywe trupy został tutaj przedstawiony w sposób świeży i interesujący. Fabuła, choć nie najważniejsza, jest ciekawa, a odkrywanie kolejnych fragmentów zagadki przykuwa na długie godziny. Dziesiątki sposobów na rozprawę z truposzami, gigantyczna liczba broni, rozwój postaci i kilka zakończeń. Pikanterii dodaje czarny, sarkastyczny humor nawiązujący do stylu życia współczesnych społeczeństw. Szkoda, że autorzy nie pomyśleli o posiadaczach zwykłych telewizorów, ale jest to pewien znak czasu i kto wie, czy w bliskiej przyszłości nie spotkamy się z większą liczbą podobnych posunięć. Jeśli jednak w Twoim domu znajduje się odpowiedni sprzęt (telewizor HD lub przynajmniej monitor) warto sobie Dead Rising zafundować. Jedyny w swoim rodzaju, prawdziwy supermarketowy armageddon.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • niezliczone ilości truposzy;
  • niezliczone ilości sposobów na ich wykończenie;
  • znakomita oprawa dźwiękowa.

MINUS:

  • drobne niedoróbki w grafice;
  • brak wsparcia dla standardowych odbiorników telewizyjnych.
Dead Rising - recenzja gry
Dead Rising - recenzja gry

Recenzja gry

O takich zakupach marzyłby chyba każdy, można wejść do pustego sklepu i wziąć tyle, ile da się unieść. Wystarczy tylko przedrzeć się przez falujące tłumy zombie, których nieprzebrane ilości zalegają w niemal wszystkich kątach świątyni handlu.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.