autor: Maciej Kurowiak
Jade Empire - recenzja gry
Jade Empire przypomina z pozoru KOTOR-a, ale już na samym początku przekonamy się, że pomiędzy tymi grami jest bardzo wiele różnic. Choćby dlatego, że akcja rozgrywa się w orientalnym świecie do złudzenia przypominającym starożytne Chiny.
Recenzja powstała na bazie wersji XBOX.
Baldur’s Gate, Planescape: Torment, Knights of the Old Republic... niewielu jest miłośników gier role-playing, którzy przeoczyli te tytuły. Ten gatunek, jak żaden inny jest podzielony według południków. Wschodnią półkulą niepodzielnie włada Square Enix, podczas gdy na półkuli zachodniej od lat prym wiedzie Bioware. Ten sam Bioware, który kiedyś ogłosił się twórcą renesansu gier RPG i niewątpliwie było w tym sporo racji, gdyż firma wniosła olbrzymi wkład w rozwój tego gatunku, a wymienione wcześniej tytuły należą dziś do absolutnej klasyki. Bioware zawsze podążał swoją drogą, nie oglądając się na innych – to projektanci z niego wprowadzili niemal rzeczywiste interakcje pomiędzy członkami drużyny, które były zależne od poczynań gracza i jego charakteru w grze. Nikt przed nimi nie eksperymentował z tak ogromną ilością dialogów i możliwości rozmaitych wyjść z sytuacji. Ich gry zawsze imponowały ogromnym rozmachem wizji i niebywałą wprost wielowątkowością. Ukoronowaniem tej drogi był jeden z największych hitów RPG na Xboxa – Knights of the Old Republic – gra wielokrotnie nagradzana, doskonale przyjęta zarówno przez graczy, jak i przez krytyków. Nic więc dziwnego, że zapowiedź stworzenia zupełnie nowego tytułu, rozgrywającego się w orientalnym świecie wojowników wuxia, mitycznych chińskich bohaterów o nieludzkich umiejętnościach, od samego początku musiała wzbudzać spore emocje. Premierę Jade Empire przekładano wielokrotnie, ale koniec końców gra zagościła wreszcie na naszych półkach.
Jade Empire przypomina z pozoru Knights of the Old Republic, ale już na samym początku przekonamy się, że pomiędzy tymi grami jest bardzo wiele różnic. Akcja rozgrywa się w orientalnym świecie do złudzenia przypominającym starożytne Chiny. Mamy więc tytułowe cesarstwo, zamieszkane przez rozmaite ludy, a także typowe, baśniowe i mityczne stwory, takie jak ogry czy demony. Wszystko to podlane jest dalekowschodnim sosem znanym miłośnikom azjatyckiego kina kung-fu, a szerszym masom dzięki tytułom takim jak Przyczajony tygrys, ukryty smok czy Dom latających sztyletów. Znajomość sztuk walki jest oczywista dla wszystkich mieszkańców tego świata, ale główny bohater ma oczywiście zdolności wykraczające poza poziom dostępny dla zwykłych śmiertelników.
Rozpoczynasz grę jako jeden z uczniów w szkole sławnego Mistrza Li. Szybko dowiadujesz się, że masz specjalne predyspozycje (unaoczniają się one przy sukcesywnym walcowaniu innych uczniów w sparingowych ustawkach). Idylla kończy się, gdy miasteczko zostaje napadnięte, akcja nabiera rozpędu, a nasz heros musi wyruszyć w podróż życia. Pomimo orientalnego poszycia, mamy w gruncie rzeczy do czynienia ze światem fantasy – począwszy od rozbudowanego bestiariusza, na latających machinach kończąc. W grze znajdziemy wszystkie typowe dla tego gatunku motywy: Zło podejmie próbę zniszczenia świata, ale grupa śmiałków pod dowództwem głównego bohatera, zrobi wszystko, by ten proces powstrzymać. Wszystko to już widzieliśmy wcześniej, ale trzeba przyznać, że dalekowschodni klimat wnosi sporo świeżości do jakże przecież wyeksploatowanego nurtu magii i miecza.