Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Medieval Dynasty Recenzja gry

Recenzja gry 22 września 2021, 15:58

Recenzja Medieval Dynasty - survival RPG dla cierpliwych

Kiedyś gry były uważane za rozrywkę dla (dużych) chłopców. Dziś się to trochę zmieniło, ale Medieval Dynasty wraca do korzeni. To tytuł dla prawdziwych mężczyzn: posadzą oni tu drzewo, zbudują dom i spłodzą syna. Niekoniecznie w tej kolejności.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Uwielbiam „erpegi”. Gry survivalowe natomiast zwykle szybko mnie nużą – są monotonne, powolne i bardzo do siebie podobne. Zwyczajnie nudne. Owszem, zdarzają się wyjątki; produkcje, których twórcy mieli pomysł wykraczający poza gatunkowe ramy. Mam tu na myśli takie pozycje jak Valheim czy Ancestors: The Humankind Odyssey. Te lubię.

Szanuję tytuły, które wykorzystują mechaniki survivalowe do zwiększania immersji – Red Dead Redemption 2 i Kingdom Come: Deliverance to idealne tego przykłady. Medieval Dynasty plasuje się gdzieś pośrodku tego wszystkiego. To głównie gra survivalowa, która jednak wykorzystuje wiele elementów RPG, nie pomijając przy tym fabuły, co w połączeniu daje jedyny w swoim rodzaju średniowieczny symulator farmy. A właściwie – życia.

Twórcza wiosna

PLUSY:
  1. przyjemna, odstresowująca rozgrywka, pozwalająca na chwilę zapomnieć o codziennych problemach;
  2. elementy survivalowe, które nie przytłaczają, ale też nie można ich zignorować;
  3. przyzwoita – zwłaszcza jak na niski budżet projektu – oprawa audiowizualna;
  4. czytelny interfejs, dzięki któremu zabawa jest bardzo intuicyjna;
  5. prosty, ale efektywny rozwój postaci;
  6. pozycja na dziesiątki (jeśli nie setki) godzin;
  7. oferuje fabułę, co nie jest standardem w tego typu grach...
MINUSY:
  1. ...szkoda tylko, że historia nie porywa i okazuje się bardzo przewidywalna;
  2. sztucznie brzmiące dialogi – wieśniacy gawędzą niczym najlepsi bajarze;
  3. elementy zaburzające immersję: bohater nie musi spać i „chodzi po wodzie”, a upadające po ścięciu drzewa nie robią krzywdy ani jemu, ani otoczeniu;
  4. trochę za dużo backtrackingu – miałem poczucie, że gra nie szanuje mojego czasu;
  5. pozostawiająca sporo do życzenia polska wersja językowa – części kwestii nie przetłumaczono, a w innych pełno jest literówek;
  6. wiele pomniejszych błędów i glitchy.

Po krótkim wprowadzeniu przejąłem kontrolę nad Racimirem, który – straciwszy rodziców – wyruszył na poszukiwanie wuja. Młodzieniec jest dotknięty heterochromią (ma różnobarwne tęczówki), dzięki czemu rozpoznał go Uniegost, kasztelan okolicznych ziem. Wyjawił on chłopakowi, że jego ostatni krewny nie żyje od kilku lat. Zszokowany i zrozpaczony Racimir nie miał jednak czasu na celebrowanie żałoby, gdyż dostał pozwolenie na osiedlenie się w dolinie.

Czym prędzej nazbierałem więc trochę patyków i kamieni, z których w podręcznym menu stworzyłem siekierę. Za jej pomocą ściąłem kilka drzew – jedno przewróciło się wprost na Racimira, jednak ten najwyraźniej zamortyzował ciężar siłą woli – porąbałem je na kłody i w pocie czoła zacząłem wznosić swój nowy dom, mający dać początek całej osadzie. Materiałów ciągle brakowało, ale rozmyślnie postawiłem konstrukcję na skraju lasu. Znając finał bajki o trzech świnkach, zdecydowałem się na drewnianą chatę – czekało mnie trochę więcej roboty, ale uznałem, że będzie lepsza niż pleciona.

W międzyczasie zaczęło się ściemniać, a ja zauważyłem, iż bohaterowi spadają dwa wskaźniki – żółty i niebieski. Dzięki wyraźnym oznaczeniom w interfejsie gra nie musiała zarzucać mnie zbędnymi komunikatami; wiedziałem, że Racimir jest głodny i spragniony. Udałem się więc nad rzekę, po drodze przekąszając coś z plecaka. Przy okazji narwałem trochę trzciny potrzebnej do wykończenia dachu. Wciąż pracowałem, gdy zrobiło się ciemno, choć oko wykol. Kiedy jednak zaczęło świtać, miałem już swój nowy kąt.

Dumny ze swej pracy, wróciłem do Uniegosta – w końcu prosił, żebym wpadł, gdy już postawię dom. Trochę dziwne zaproszenie, ale co tam. Brak snu zupełnie nie przeszkadzał Racimirowi, co jednak trochę przeszkadzało mnie – zabijało immersję bardziej niż widoczne na ekranie błędy, literówki, nieprzetłumaczone kwestie czy sztuczne wypowiedzi postaci, jakby żywcem wyjęte ze średniej jakości powieści stylizowanej na historyczną. Całe szczęście, że nie musiałem ich słuchać – gra nie posiada dubbingu – co nieco niweluje ów efekt.

„Zawsze przybierasz taką minę, kiedy mówisz po angielsku?” – „Zawsze!”.

Wysłuchawszy fragmentów historii Uniegosta – o Jordanie i początkach jego bandy (stanowiącej swojską wariację na temat drużyny Robin Hooda), pomogłem żonie kasztelana w codziennych sprawunkach, a także kilku napotkanym wieśniakom. Ot, przynieś, podaj, pozamiataj (choć czasami trzeba dokonać wyboru lub znaleźć coś bądź kogoś na określonym obszarze). Działałem jednak ku chwale swojej przyszłej dynastii – wyrażanej w punktach reputacji – a w nagrodę zyskiwałem przydatne przedmioty i wiedzę. O zmierzchu wróciłem do siebie i poszedłem spać. Nazajutrz Uniegost nie miał już dla mnie czasu – ponoć kogoś zamordowano – ale odesłał mnie do Sambora, innego żyjącego członka bandy. Wyprawa do niego i z powrotem zajęła mi resztę dnia. Po nocy nastało zaś...

Kasztelana tak bardzo wzywały obowiązki, że aż zniknął w czasie rozmowy.

Bezsenne lato

Kiedy zorientowałem się, że pora roku trwa raptem trzy dni, postanowiłem nie spać. Roboty nie brakowało, a skoro Racimir nie miał nic przeciwko... Czas był mi potrzebny tym bardziej, że gra zmusza do chodzenia w tę i we w tę. Średniowieczny symulator życia? Raczej średniowieczny symulator kuriera. Ten chce łuk, tamten siekierę, a jeszcze inny trochę warzyw. Raz nawet musiałem dostarczyć paczkę z ciepłym... Pozwólcie, że nie będę psuł Wam niespodzianki. W trakcie wędrówek zbierałem surowce, które składowałem w chacie, a także uczyłem się polować za pomocą własnoręcznie stworzonej drewnianej włóczni i kupionego za monety łuku.

W końcu poznałem Wolrada – kolejnego członka bandy. Historia, którą miał mi do opowiedzenia, nieco różniła się od tych usłyszanych od Uniegosta i Sambora; rzucała inne światło na pewne wydarzenia. Nie będę jej przybliżał. Nie żeby była nadzwyczajna czy podana w jakiś atrakcyjny sposób – kolejne ściany tekstu do przeczytania – ale lepiej poznać ją samemu. W końcu, gdy już rozwiązałem problem skazanej na szafot krowy (nie pytajcie...), dowiedziałem się o niejakiej Kestrel, jedynej członkini bandy.

Krótki opis jednego z zadań plus kolejna kwestia po angielsku.

Żeby ją zlokalizować, musiałem jednak przejść mapę wzdłuż i wszerz. Lekko znudzony unikaniem wilków i dzików zrobiłem sobie przerwę na budowę sąsiadującego z moim domu. Poszło szybciej niż za pierwszym razem – teraz pozostawało tylko znaleźć mieszkańców. Tych można rekrutować z okolicznych wiosek: Gostovii, Branicy, Danicy, Rolnicy, Lesnicy itd. Szukając chętnych, próbowałem też flirtować, ale moje nieudolne zaloty schlebiały tylko niewiastom w podeszłym wieku, więc szybko dałem sobie spokój.

Ochotników nie brakowało, ale gdy zrozumiałem, że będę musiał zapewnić im wyżywienie, w magiczny sposób cofnąłem się w czasie (to jest: wczytałem poprzedniego „sejwa” – da się je wykonywać w dowolnym momencie gry). Sam zaczynałem głodować, więc nie stać mnie było na utrzymanie większej liczby gęb do wykarmienia. Kodując w pamięci, że najpierw trzeba stworzyć jakieś miejsca pracy – warsztat, pole czy sad – wróciłem do wątku głównego. A raczej spróbowałem wrócić, bo gdy byłem w drodze z punktu A do B, niespodziewanie nastała...

Kolorowa jesień złodziejstwa

Wraz ze zmianą pory roku Racimir przeniósł się do swojego domu. Mogłem tylko z bólem westchnąć nad zmarnowanym czasem i wyruszyć ponownie w tę samą drogę. Nie da się jednak wejść dwa razy do tej samej rzeki. Moja podróż również okazała się zupełnie inna – głównie za sprawą złocistych barw, które nagle oblały lasy. O ile do tej pory nie zachwycała mnie oprawa wizualna gry – w przeciwieństwa do nieco skąpej, ale całkiem przyjemnej ścieżki dźwiękowej – tak teraz zdarzało mi się przystanąć, żeby po prostu popatrzeć.

Aż czuć zapach liści, nie?

Skoro już wspomniałem o rzece... w Medieval Dynasty da się polować na ryby – na przykład za pomocą specjalnej włóczni. Jak się to odbywa? Ano Racimir wchodzi do wody: najpierw sięga mu ona za kostki, potem za kolana, wreszcie do piersi, aż... Chciałoby się powiedzieć: pochłania go całego. Tak jednak nie jest – protagonista nie tyle pływa, co chodzi po niezbyt płytkim dnie. Może porusza się wtedy nieco wolniej, niż gdy stąpa po lądzie, ale to tyle. Nie może się utopić ani umrzeć z pragnienia (no chyba że zapomnimy go napoić). To ostatnie sprawiło, iż „chodzenie po wodzie” stało się moim ulubionym sposobem poruszania się.

Kolejną rzeczą, której się nauczyłem, była kradzież. Od początku wiedziałem, że można mieć lepkie ręce, ale nie zdawałem sobie sprawy z prostoty tego niecnego procederu. W wioskach wala się sporo przydatnych przedmiotów, a mieszkańcy nie pilnują ich zbyt mocno. Wystarczy nie dać się zauważyć, a można wynieść belki czy gotowe deski i zbudować z nich kolejny dom. Ba! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby z „pożyczonych” surowców stworzyć naprędce jakieś narzędzia, a następnie sprzedać je pierwszemu lepszemu handlarzowi bądź handlarce. Zapytacie: na co kilof szwaczce? Dopóki płaciła, ja się nad tym nie zastanawiałem.

Kiedy przypadła ci tylko połowa boskich mocy…

W ten sposób zacząłem robić zapasy na nieubłaganie zbliżającą się zimę. Kupiłem cieplejsze ubrania, sporo marchwi, cebuli i kapusty (niestety, nie da się zbudować wychodka), bo są tanie i szybko zapełniają żołądek Racimira. Drewno opałowe głównie kradłem – założyłem, że NPC przeżyją i bez niego. Okazało się to efektywną, a przede wszystkim szybką drogą do celu. Polowanie wymagało sporo zachodu – choć przy okazji można było trafić na majestatyczne żubry – uprawa roli jeszcze więcej, a żywienie się darami lasu, takimi jak jagody czy grzyby, sprawdzało się tylko na krótką metę.

W międzyczasie odnalazłem Kestrel. Kobieta nie tyle opowiedziała Racimirowi brakujące fragmenty historii, co spięła w jedną całość nieco odbiegające od siebie wyznania trzech mężczyzn. Jej rewelacje doprowadziły do smutnego w sumie zakrętu fabularnego – nie żebym się go nie spodziewał – w drodze do którego znów trzeba było sporo się nabiegać. Koniec końców Racimir zrozumiał, iż spokojne życie na wsi wcale nie jest gorsze od uganiania się za przygodami. Postanowił, że wraz z rozpoczęciem wiosny na poważnie weźmie się za rozwój swojej osady. Na snucie planów miał czas; nadchodziła w końcu mroźna...

Dwa żubry i spokój? Nie, jeśli cię zauważą.

Wegetariańska zima

Zdobyte zapasy i ubrania się przydały. Nie bez znaczenia okazał się też rozwój postaci. Za czynności stricte survivalowe Racimir zyskał kilka punktów umiejętności w tej kategorii, dzięki czemu lepiej znosił niskie temperatury. W sumie postać można ulepszać w obrębie sześciu drzewek rozwoju. Pozostałe pięć jest powiązane z wydobyciem, polowaniem, rolnictwem, dyplomacją i wytwarzaniem. Da się w nich odblokować chociażby większą liczbę punktów udźwigu, wolniejsze zużywanie się narzędzi, przyzywanie wierzchowca na gwizdnięcie – gdy już będzie nas na niego stać, bo konie są szalenie drogie (nic dziwnego, skoro w Medieval Dynasty za byle bułkę trzeba zapłacić ponad 100 monet) – czy obniżenie podatków bądź cen u kupców. Co istotne, robienie postępów w jednej kategorii nie odbywa się kosztem zaniedbywania innej – wystarczy, że regularnie wykonujemy poszczególne czynności, a punkty umiejętności wpadają same. Ich zdobywanie da się też przyspieszyć.

Niewrażliwość na maksa i zima mi niestraszna.

Zima nie oznacza zastoju ani konieczności grzania się w cieple własnego domu. Wciąż można wykonywać zadania, budować i polować – to ostatnie przychodzi wręcz łatwiej, bo na przykład biegające po lasach lisy są dużo lepiej widoczne (tym samym bez problemu da się zauważyć, jak nierównomiernie się pojawiają; możemy iść dłuższą chwilę i nie spotkać żadnego, a potem nagle zza drzewa wyskoczy cała ich gromada). Trzeba jednak zapewnić sobie ciepłe ubranie – bez tego ani rusz.

Nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby poświęcić właśnie tę porę roku na rozwój osady. Można wybudować kilka dodatkowych chat, domek myśliwski, drewutnię, stodołę, oborę, chlew, owczarnię, stajnię, pasiekę, magazyn, warsztat, kuźnię czy tawernę. Z czasem „wprowadzą się” do nich odpowiadający im mieszkańcy. Oczywiście nie do wszystkich tych konstrukcji ma się dostęp od razu – część z nich odblokujemy dopiero w późniejszej fazie gry, wraz z rozwojem naszej dynastii. Skoro jednak Racimir zamierza umrzeć za starości, będzie miał na to wystarczająco dużo czasu.

Zimą rzeki nie są skute lodem. Skoro i tak można po nich chodzić, to dobrze, przynajmniej nie trzeba szukać innego źródła wody.

Cztery pory roku to karuzela...

I tak toczy się skromne życie w tym Medieval Dynasty. Poznanie tej gry na wskroś zajęłoby setki godzin, dlatego nie będę próbował Wam wmówić, że zaliczyłem ją w stu procentach – dotrwałem do drugiej jesieni, kiedy to pierwsi ludzie zaczęli wprowadzać się do mojej osady. Ci z Was, którzy sprawdzili ten tytuł jeszcze w fazie wczesnego dostępu – a jest on oferowany zarówno na Steamie, jak i w usłudze Xbox Game Pass – z pewnością już wiedzą, że pomimo pewnej prostoty oraz umowności Medieval Dynasty okazuje się niesamowicie wciągającą grą.

Jestem w stanie narzekać na niemal wszystko – co też starałem się oddać w tekście – ale nie zmienia to faktu, że polskie studio Render Cube przygotowało naprawdę przyjemną, iście sielankową produkcję. Łatwo się przy niej odstresować, zapomnieć o codziennych problemach. To takie trochę Animal Crossing – budżetowe, tylko dla jednego gracza i oglądane z perspektywy pierwszej osoby, ale za to wydane na PC. Jeśli już nabiliście w Medieval Dynasty kilkadziesiąt godzin, to przekonywać Was nie muszę, że warto grać w nie dalej po premierze wersji 1.0. Tych, którzy się wahają, zapewniam zaś, iż jest to survival inny niż wszystkie. Daleko mu do ideału, ale uwierzcie – szukając patyków i kamieni można zapomnieć o bożym świecie.

O AUTORZE

Jak napisałem na początku tekstu, większość gier survivalowych to nie moja bajka. Medieval Dynasty jest jednak na tyle przyjemne, że momentami trudno było mi się od niego oderwać. Niespieszne tempo, pełna swoboda, odrobina fabuły – polscy twórcy stworzyli miks w sam raz dla mnie. Niestety, pomimo trwającego rok wczesnego dostępu produkcja wciąż nie jest wyszlifowana. Czy warto przymknąć oko na błędy i niedoróbki, czasami zgrzytając przy tym zębami? Jeśli lubicie tego typu gry – zdecydowanie tak. Jeśli nie, ten tytuł raczej nie zmieni Waszego podejścia. Tak czy inaczej warto się nim zainteresować na dobrej promocji lub w Game Passie.

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do premierowej wersji gry otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Toplitz Productions.

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Co bardziej cenisz w grach RPG?

Dynamiczną akcję
25,9%
Dobre teksty
74,1%
Zobacz inne ankiety
Recenzja Medieval Dynasty - survival RPG dla cierpliwych
Recenzja Medieval Dynasty - survival RPG dla cierpliwych

Recenzja gry

Kiedyś gry były uważane za rozrywkę dla (dużych) chłopców. Dziś się to trochę zmieniło, ale Medieval Dynasty wraca do korzeni. To tytuł dla prawdziwych mężczyzn: posadzą oni tu drzewo, zbudują dom i spłodzą syna. Niekoniecznie w tej kolejności.

Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie
Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie

Recenzja gry

Stellar Blade to dzieło ewidentnie stworzone z pasji, stanowiące ucztę dla oczu i uszu, serwujące niezłą fabułę oraz wyposażone w angażujący system walki, który jednak nie stanie kością w gardle osobom szukającym po prostu dobrej rozrywki.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.