Recenzja gry A Way Out – bo do ucieczki trzeba dwojga
Przygodówka, skradanka, chodzona bijatyka, samochodówka, strzelanka - A Way Out co krok zaskakuje nowymi mechanikami, dzięki którym kilkugodzinna kooperacyjna przygoda mija szybko i przyjemnie.
- fabuła wprawdzie początkowo nie porywa, ale nadrabia to w finale;
- powalająca różnorodność rozgrywki, niepozwalająca nawet na chwilkę nudy;
- spore różnice w zadaniach obu bohaterów oraz lekka nieliniowość, dzięki czemu tytuł można z zainteresowaniem przejść dwukrotnie;
- świetne, filmowe podejście do przedstawiania akcji oraz podziału ekranu;
- solidna oprawa wizualna, która nie musi się niczego wstydzić na tle produkcji AAA;
- jedna kopia wystarcza, by grać przez sieć ze znajomym.
- chciałoby się, by całość trwała ciut dłużej;
- w trybie sieciowym przytrafia się rwanie ekranu.
Wiele można powiedzieć o Electronic Arts, ale trzeba przyznać, że program wspierania twórców niezależnych EA Originals okazał się wielkim sukcesem. Mali, ale ambitni autorzy otrzymali potężne wsparcie, którego nie mogą się nachwalić, samo Electronic Arts stosunkowo niskim kosztem poprawia swój negatywny wizerunek, a gracze dostają świetne tytuły, które w innym wypadku mogłyby nie powstać wcale albo prezentować się znacznie mniej ciekawie. To właśnie ze współpracy między korporacją, kojarzoną z seriami The Sims, Need for Speed, FIFA czy Battlefield, a niezależnymi studiami zrodziły się takie perełki jak Unravel czy Fe, a teraz także najnowsza produkcja Josefa Faresa, twórcy Brothers: A Tale of Two Sons.
A Way Out to na pierwszy rzut oka typowa, mocno oskryptowana gra akcji, wyróżniająca się głównie tym, że można w nią grać wyłącznie w duecie. To jednak tylko pierwsze wrażenie, które dość szybko mija, ujawniając, że jest to tytuł będący czymś znacznie więcej niż kooperacyjną kalką Uncharted. Po poznaniu historii dwóch uciekinierów w pełni rozumiem, dlaczego podczas pamiętnego przemówienia na gali Game Awards 2017 Josef Fares twierdził, że jest tak pewny swojej gry, iż będzie jej bronić nawet wtedy, gdy cały świat uzna ją za niewypał.
O dwóch takich, co uciekli z więzienia
W A Way Out wcielamy się w dwóch mężczyzn z różnych środowisk, których drogi zeszły się w... zakładzie karnym. Vincent to opanowany i stawiający na rozwagę bankier, zaskakująco dobrze odnajdujący się w stresujących sytuacjach. Leo od małego egzystował na ulicy i prowadził przestępczy żywot, który zahartował go, nauczył bezwzględności i tego, że często lepiej najpierw działać, a dopiero potem myśleć. Mimo początkowej niechęci do siebie panowie szybko odkrywają, iż mają ze sobą coś wspólnego – obaj trafili za kratki z powodu działań tej samej osoby. Więźniowie postanawiają więc połączyć siły i najpierw odzyskać wolność, a następnie odnaleźć i ukarać tego, który zrujnował im życie.
Większa część historii to retrospekcja – pomiędzy rozdziałami wracamy na pokład samolotu, gdzie bohaterowie snują swoją opowieść.
Materiały przedpremierowe nie robiły z tego żadnej tajemnicy, więc nie zdradzę zbyt wiele, pisząc, że naszemu duetowi w końcu udaje się zbiec z placówki resocjalizacyjnej, a fabuła niczym ze Skazanego na śmierć zmienia się w bardziej typowe kino akcji, które przenosi bohaterów do różnorodnych lokacji – od szpitala miejskiego, przez amerykańskie lasy, po dżunglę.
Opowieść przez gros czasu nie robiła na mnie większego wrażenia, poprawnie przechodząc od jednego typowego motywu do kolejnego. Relacje między protagonistami stopniowo ulegały ociepleniu, panowie uczyli się coraz bardziej sobie ufać, nie zapominając przy tym o regularnym wzajemnym dogryzaniu. Spokojniejsze fragmenty pozwalały zapoznać się bliżej z ich motywacjami oraz rodzinami, podczas gdy sekwencje akcji nie dopuszczały do pojawienia się znużenia. Wszystko jednak odbywało się w rytm znajomych taktów – dobrze zagranych i przyjemnych dla ucha, ale nie porywających do tańca.
Mój odbiór opowieści wyraźnie poprawił się jednak dzięki finałowym rozdziałom, które dość mocno minęły się z tym, czego się spodziewałem, i zdołały mnie bardzo pozytywnie zaskoczyć. Warstwę fabularną gry oceniam więc koniec końców pozytywnie. Historia nie jest w żadnym razie ambitna, ale wciąga i zapewnia porządną rozrywkę. Jednak to nie ona przyczyniła się do wysokiej oceny, jaką widzicie w górnej części strony. Siła A Way Out tkwi gdzie indziej.