Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Metal Gear Survive Recenzja gry

Recenzja gry 28 lutego 2018, 15:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Metal Gear Survive - bez Hideo Kojimy to nie mógł być hit

Czy Metal Gear może się udać bez Hideo Kojimy? Metal Gear Survive sugeruje, że nie, choć zarazem trudno jednoznacznie wskazać w grze złe wybory ekipy deweloperskiej.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

Bohdan Smoleń powiedział kiedyś w kabarecie o Rudym 102: „Jakbyśmy dwa takie czołgi mieli, tobyśmy se sami tę wojnę wygrali”. Konami wystarczyłby jeden Hideo Kojima, żeby z powodzeniem przejść przez każde recenzenckie poletko minowe. Japoński koncern postanowił jednak zamknąć wszystkie włazy swojego pancernego pojazdu, zostawić Szarika na poboczu drogi i walić prosto w kierunku najbliższego tygrysa. Metal Gear Survive jest przez to dzieckiem ślepej i głuchej na oczekiwania fanów metalowej puszki, po której echo rozchodzi się, nie napotykając po drodze ani jednej szarej komórki. O ile, rzecz jasna, ktokolwiek miał jakieś wygórowane oczekiwania.

Odbudowa bazy to jedna z najważniejszych czynności w grze. Podobnie jak podnoszenie postaci na coraz wyższy poziom doświadczenia za pośrednictwem ukazanego na obrazku modułu i kryształów Kuban.

„At first, I was afraid, I was petrified”

PLUSY:
  • fabuła nie tylko pretekstowa;
  • niezłe aspekty survivalowe;
  • kooperacja dla czterech osób.
MINUSY:
  • The Phantom Pain w uboższym przyodziewku;
  • mikrotransakcje i konieczność bycia cały czas online;
  • niepotrzebna eksploatacja marki.

Na wieść o powstawaniu gry z serii Metal Gear, w której – zamiast rozwiązywać zawiłe problemy kolejnych Snake’ów uwikłanych w międzynarodowe sieci spisków i intrygi rządów – przyjdzie nam strzelać do zombiaków, dosłownie osłupiałem. Już pomijam fakt, że od lat jestem maniakalnym fanem wielkiego Hideo i jego szurniętej opowieści. Po prostu pakowanie do kolejnej marki bezwolnych kawałków chodzącego mięsa stało się dla mnie niesmacznym pójściem na łatwiznę już przy okazji premiery dodatku do Red Dead Redemption, a więc ładnych parę lat temu. Nie masz pomysłu na grę – wrzuć do niej zombie. „Zombie zombie zombie”. Pamiętacie tego mema?

Paradoksalnie w grach z zombie najbardziej brak tych klasycznych potworów. Wstających z grobów szkieletów, pełzających korpusów, śmierdzących zewłoków wynurzających się z mrocznych zakamarków miejscowego cmentarza. Deweloperom nie w smak robienie horrorów, bo to za trudne. Łatwiej jest wystawić armię umarlaków do odstrzału. Nawalanie do bezmózgów stało się tym, czym w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku było bezmyślne strzelanie do ufoludków w Space Invaders i Galadze. Chociaż wtedy trzeba było wykazać się jednak odrobiną małpiej zręczności.

W Pyle odnajdziemy transportery pozwalające na dokonywanie szybkich podróży. Zanim jednak je uruchomimy, konieczna będzie ich obrona przed atakującymi wandererami.

Klasycznych zombie nie ujrzymy także w Metal Gear Survive. Tutaj są to członkowie wysłanego do innego wymiaru elitarnego oddziału Charon, którym nie wiedzieć czemu z głów wystają tajemnicze kryształy kuban – moc napędowa naszych postępów w tym nieprzyjaznym środowisku.

O rany, o czym on gada!? Metal Gear i inne wymiary? No cóż, kiedy zabrakło Kojimy, Konami było chociaż na tyle przytomne, że nie zaangażowało na pełny etat do nowej roli starych bohaterów – zamiast tego zaserwowało niekanoniczną opowieść ubraną w szaty popularnej serii, rozpoczynającą się w tej samej chwili, w której kończy się Metal Gear Solid: Ground Zeroes, czyli w trakcie ataku sił XOF na Mother Base. Tyle tylko, że tym razem wcielamy się w „no name’a”, tworzonego od podstaw w całkiem rozbudowanym edytorze wyglądu postaci. Nasz wojak lub wojowniczka jest w trakcie owego ataku świadkiem otwarcia się międzywymiarowego portalu, do którego wessani zostają zarówno atakujący, obrońcy, jak i całe fragmenty bazy, a sam protagonista traci kończynę górną i przy okazji zostaje zainfekowany pewnym pasożytem.

Celne trafienie bronią białą w wystający z przeciwnika kryształ pozwoli szybko wyłączyć z walki delikwenta.

Fabuła stara się nie być jedynie przyczynkowa i nawet dość odważnie zahacza o polityczne wątki i różne eksperymenty, sugerując, że podobne wydarzenia już miały miejsce w naszej najnowszej historii. Dzięki temu, eksplorując przez kolejne co najmniej trzydzieści godzin świat przedstawiony, mamy jakiś punkt zaczepienia, znajdujemy notatki pozostawione przez zaginioną ekipę, a stricte survivalowy tytuł staje się czymś więcej niż tylko kolejną wydmuszką, jakich pełno, gdziekolwiek rzucić okiem.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.